Bartłomiej Sienkiewicz, Państwo teoretyczne, Wydawnictwo Arbitror, Warszawa 2018
Fragment rozdziału pt. Strategie
Książkę można kupić: https://arbitror.pl/produkt/panstwo-teoretyczne/
„Silne państwo” jako flagowe zawołanie PiS-u jest odpowiedzią na zauważalny przez dekady proces wycofywania się państwa z wielu obszarów. Za część tego zjawiska odpowiadają naturalne procesy demokratyzacji po komunizmie – władza lokalna dla samorządów, inny system gospodarczy, rewolucja technologiczna upraszczająca komunikację. Ale część tego procesu dla Polaków miała charakter „ucieczki” państwa. […] Problemy komunikacji publicznej, likwidacja urzędów – poczty, posterunku policji – niosły za sobą poczucie opuszczenia. Niezależnie od tego, jak racjonalnie by uzasadniać te zmiany, niekiedy konieczne i naturalne, w krajobrazie Polski poza wielkimi miastami państwo – w oczach swoich obywateli – sukcesywnie się wycofywało. Równocześnie na szczeblu centralnym, „gdzieś w Warszawie”, stawało się coraz bardziej niezrozumiałe i obce. Ale też coraz bardziej bezradne wobec rzeczywistości. […] PiS zagospodarował ten sentyment do państwa, jakiego już nie ma i nie będzie, ale nadal powraca w wyobrażeniach i wspomnieniach. Stąd decyzja PiS-u o przywróceniu 400 lokalnych posterunków policji. Posterunki dają ułudę bezpieczeństwa i nie poprawiają go, co wynika z danych zbieranych latami – rozpraszają siły policyjne i są marnotrawieniem środków. Jednak dla lokalnych społeczności mają istotne znaczenie symboliczno-sentymentalne. […]
„Silne państwo” PiS-u ma jednak inny niż lokalny wymiar i to on decyduje o całości prawicowej strategii. To swoisty decyzjonizm, stworzenie wrażenia, że państwo działa zdecydowanie, mocno. W przemówieniach Kaczyńskiego, Szydło czy Morawieckiego ten manifest siły państwa często pobrzmiewa i zwykle jest połączony z krytyką poprzedników, którzy dopuścili do jego słabości. W istocie za rządów Zjednoczonej Prawicy nie zaszły żadne zmiany powodujące wzrost wydajności państwa, poprawę jego funkcjonowania. Dwuletnie reformowanie sądów i prokuratury nie skutkuje większą wydajnością tych organów ani poczuciem bardziej sprawiedliwego wymiaru prawnego państwa. Procesy decyzyjne są tak samo kulawe jak wcześniej, co częściowo zostało opisane w tej książce. Administracja nie stała się bardziej „widząca”, a centrum decyzyjne sprawniejsze. Bo strategia PiS-u nie zakłada reformy państwa, tylko jego zastąpienie. Zamiast państwa z jego regułami i procedurami tworzony jest system partyjny zamieniający państwo we władzę jednej formacji. W takim mechanizmie decyzje zapadają na górze i sprawnie przenoszone na dół odkształcają rzeczywistość nie poprzez nowe mechanizmy administracji i prawa, ale poprzez nagi „decyzjonizm” polityczny. Wywołuje to wrażenie sprawczości, ale nie powoduje, że Polacy żyją w lepszym państwie. Ta strategia świetnie się sprawdza w walce politycznej – czystkach personalnych, marginalizacji opozycji, utwierdzaniu swojej władzy, ale jest bezradna wobec szeregu zjawisk zewnętrznych czy dysfunkcji, jakie trwają od dekad. W finale państwo jest zastępowane partią. […]
Po drugiej stronie – opozycji – państwo nie jest ulubionym tematem. Tu strategia sprowadza się do jednego zawołania: „odebrać państwo PiS-owi”. Tak niedawne silne spory między lewicą a PO i Nowoczesną, między młodym pokoleniem a działaczami KOD-u, sprowadzają się do jednej kwestii: najpierw pokonajmy prawicę, a potem będziemy rozważać szczegóły. Na co oponenci z lewicy i „młodzi” odpowiadają: „Ale dlaczego mamy pokonywać PiS, skoro nie macie do zaproponowania nic w zamian?”. Jałowość tego sporu przykrywa pewien fakt, który świetnie by się nadawał na poważną debatę „Co po PiS-ie?”, tyle że nikt się nim nie przejął. Bo to nie całkiem prawda, że opozycja nie ma swojej strategii. Ma, i ogłosił ją chociażby na Konwencji Samorządowej PO Grzegorz Schetyna w październiku 2017 roku. Następnie powtórzono ją w programie dla samorządów, z którym PO idzie do wyborów w 2018 roku. Znalazł się tam jeden z najradykalniejszych pomysłów na państwo i jeden z najśmielszych pomysłów na redystrybucję.
Schetyna w imieniu PO zaproponował likwidację urzędu wojewody i przeniesienie jego uprawnień na marszałka województwa. Chodzi więc o to, by państwowego urzędnika mającego nadzorować administrację na swoim terenie zmienić na wybieralnego partyjnie marszałka, samorządowca. To prawda, są kłopoty z określeniem roli wojewody. Reprezentuje on państwo, ma przydzieloną część administracji, z kolei część tzw. wydzielona podlega wprost ministerstwom centralnym. Ale wojewoda ma za zadanie koordynować całość. I jest ostatnim szczeblem państwa w terenie, nie licząc rozproszonej niżej cząstkowej administracji specjalistycznej (np. weterynarii, urzędów pracy itp., zwykle na poziomie powiatów). PO, chcąc zlikwidować ten urząd, w istocie wycofuje państwo do Warszawy, przerzucając większość obowiązków państwa w terenie na samorządy. Ten model jest znany w Europie, czego przykładem są Niemcy lub Wielka Brytania, niemniej ustroje w wymienionych krajach funkcjonują w zupełnie innych warunkach społecznych i historycznych. Jeśli w Polsce mamy problem z państwem, jego wydolnością, jeśli wielu Polaków chce jego sprawczości, ale także tego, żeby państwo było blisko – to rozwiązaniem nie jest jego wycofanie do opłotków stolicy! Jeśli wyrażona na początku tej książki teza jest prawdziwa – obecny kryzys Zachodu to nie kryzys jakiegoś tam liberalizmu, ale kryzys państwa i władzy, który sprawił, że obywatele czują się opuszczeni i bezradni wobec nowych okoliczności – to receptą powinno być przywrócenie tego zaufania. Nie można zaś przywracać zaufania do czegoś, czego nie ma. A to jest w istocie propozycja PO.
Fot. Arbitor