„Młody, wybitny, perspektywiczny, sprawdzony” – tak Janusz Piechociński przedstawił Adama Jarubasa na konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Naczelnej PSL. Po tygodniach wewnętrznych dyskusji Adam Jarubas – marszałek województwa świętokrzyskiego od 2006 roku – będzie kandydatem PSL w wyborach prezydenckich. Kandydat PSL na konferencji prasowej ogłosił, że za kilkanaście dni odbędzie się konwencja programowa partii, a jego szefem sztabu będzie europoseł Krzysztof Hetman. Przyznał też, że „jest dumny ze swojego pochodzenia”, przypomniał też o tym, że jako samorządowiec funkcjonował w różnych koalicjach, także z PiS. Jego start to także sukces Janusza Piechocińskiego, który bardzo intensywnie lobbował za tym właśnie rozwiązaniem, o czym pisaliśmy na 300POLITYKA. Sprawia też, że media przez kilka dni będą analizować biografię i doświadczenie Jarubasa. Oto jak jego wejście do gry zmienia kampanię prezydencką na dłuższą metę.
1. Wzmacnia podział „zmiana” kontra „status quo”. Adam Jarubas ma 40 lat (co sam przyznał w sobotę). To jeden z najsprawniejszych polityków młodszego pokolenia w PSL. Podstawowym efektem jego wejścia do gry jest umocnienie w kampanii podziału na kandydatów reprezentujących zmianę pokoleniową i na kandydatów status quo. Ogórek (rocznik 79), Duda (rocznik 72) i Jarubas należą do tej pierwszej grupy. Ta trójka reprezentuje trzy silne partie polityczne, które nie wystawiły w tej kampanii liderów, inwestując w promocje mniej znanych polityków. W niemal naturalny sposób ustawia to po przeciwnej stronie prezydenta Komorowskiego. Ten efekt będzie mocno podkreślany przez PiS. Ale słowa Jarubasa o wizji „aktywnej prezydentury”, które padły w sobotę, to najlepsza zapowiedź tego, że w najbliższych miesiącach gra będzie toczyć się najpewniej na bardzo niewygodnym dla urzędującego prezydenta polu.
Platforma będzie bronić się, mówiąc o „formacie prezydenckim”, niezbędnym doświadczeniu i tak dalej. Ale przy takim ułożeniu kontrkandydatów te atuty prezydenta Komorowskiego mogą stać się jego największymi wadami. Nie ma żadnych wątpliwości, że to właśnie ustawienie kandydatów na dwóch biegunach jest najważniejszym efektem wejścia do gry Jarubasa. Drugi to odebranie Komorowskiemu części elektoratu wiejskiego, o który prezydent mocno zabiegał już w trakcie swoich podróży po kraju przed kampanią. Chociaż jak pokazuje CBOS, Komorowskiemu ufa 82% wyborców PSL, to ten elektorat będzie mieć własnego kandydata – nie jest już skazany na popieranie albo prezydenta, albo Andrzeja Dudy.
2. Łatwiej będzie skleić Komorowskiego z PO. Bronisław Komorowski miał być kandydatem EPL, kandydatem „ponadpartyjnym”, „obywatelskim”. Teraz ten plan częściowo legł w gruzach. Opozycji dużo łatwiej będzie pokazywać prezydenta jako tylko kandydata PO i sklejać go z najmniej popularnymi rezultatami rządów tej partii. Komorowski jako kandydat EPL miałby prawdopodobnie dostęp do potężnej politycznej maszyny ludowców w gminach i powiatach całej Polski. Teraz musi liczyć przede wszystkim na infrastrukturę wyborczą Platformy.
3. Utrudni Dudzie zabieganie o poparcie na wsi. Wejście do gry Jarubasa – polityka z konserwatywnego skrzydła PSL – sprawi, że Andrzej Duda będzie miał przed sobą dużo trudniejsze zadanie w walce o elektorat na wsi i w małych miasteczkach. Jarubas jako samorządowiec z wieloletnim doświadczeniem ma zresztą dużo łatwiejsze zadanie niż europoseł z Krakowa. To doświadczenie przyda się także w walce o inne grupy wyborców. Jarubas będzie mógł przekonywać, że – niczym gubernator w amerykańskiej kampanii prezydenckiej – jako jedyny kandydat ma „executive experience” potrzebne do realizacji swojej wizji.
Decyzja PSL kończy pierwszy, wstępny etap kampanii prezydenckiej. Kolejny – już po ogłoszeniu daty wyborów przez marszałka Sikorskiego – to konwencje „startowe” i rozpoczęcie zbierania podpisów.
fot. TVP Info