Zaskakująco twarde słowa Tuska po szczycie w Salzburgu, w zasadzie otwierają drogę do bezumownego Brexitu, który oznacza np. brak międzynarodowych gwarancji dla praw ponad miliona Polaków na Wyspach a w części governance brak możliwości dochodzenia przez nich praw przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Zdaniem rozmówców 300POLITYKI, być może przesądza to o wyborze Donalda Tuska kontynuacji kariery w instytucjach polityki europejskiej, przy poparciu Merkel i Macrona i oddala od powrotu do polskiej polityki, bo ewentualny “twardy” Brexit dotknąłby ponad milion Polaków.

 


“Zaskoczeniem były ton i stanowczość Tuska i Macrona”
– pisze w weekendowej Gazecie Wyborczej Maciej Czarnecki. Czarnecki zwraca uwagę na słowa May, że “obecnie dla Brytyjczyków lepszy będzie brak umowy wyjścia z Unii niż zła umowa”. A to oznacza także brak umocowania prawnomiędzynarodowego interesu ponad miliona Polaków na Wyspach, w tym ok. 60 tysięcy firm założonych tam przez Polaków. May niby zapewnia, że prawa te będą respektowane, ale Maciej Czarnecki zwraca uwagę w GW, że „zawsze może zmienić zdanie”. A poza tym, pozycja May jest dziś, tuż przed newralgiczną konferencją Torysów w Birmingham szczególnie krucha, a w wypadku jej odejścia na stanowisku premiera może ją zastąpić tylko antyimigracyjny jastrząb.

Polscy dyplomaci i byli dyplomaci oraz brukselscy politycy, z którymi rozmawiała 300POLITYKA zwracają uwagę, że słowa Donalda Tuska po szczycie w Salzburgu, że plan ekonomiczny negocjowany wokół umowy Brexitu “would not work”, wskazują prawie jednoznacznie, że zamierza on kontynuować karierę w instytucjach europejskich przy wsparciu Francji i Niemiec. Ich zdaniem, w scenariuszu powrotu do polskiej polityki, Tusk nie szedłby na tak ryzykowne zderzenie z Brytyjczykami, które może się zakończyć beztraktatowym rozstaniem z Unią, czyli m.in. brakiem międzynarodowych gwarancji dla trwałości praw Polaków na Wyspach i zagwarantowania dużych wpłat brytyjskich do unijnego budżetu po wyjściu, bo przypadają one na koniec perspektywy.

Jeden z byłych dyplomatów pracujących przy szczytach europejskich zwraca nam uwagę, że w tak wrażliwym momencie jak okres tuż, bo mniej niż dwa tygodnie przed doroczną konferencją Partii Konserwatywnej w Birmingham, widać było próbę – jak to mówi – >>de-dramatyzacji<< delikatnego politycznie procesu Brexitu.

Oświadczenia Tuska i Macrona po nieformalnym szczycie w Salzburgu mocno kontrastowały ze słowami Michela Barniera na forum w Bled na Słowenii, gdzie sugerował, że UE może pójść ustępstwa ws tzw. “twardej” granicy irlandzkiej a samo ostateczne porozumienie w sprawie umowy wyjścia jest „możliwe do 8 tygodni”. Słowa Macrona a zwłaszcza Tuska po Salzburgu, w zasadzie anulują te zapewnienia wpływowego unijnego negocjatora.

Linia Barniera polegała na inwestowaniu w relacje z UK, dlatego do języka, którym Europa mówiła o Brexicie wprowadzono słowo >>unprecedented<< – mówi nam jedna z osób wyjątkowo uważnie śledząca proces negocjacji. Unprecedented odnosiło się do relacji Unii z Wielką Brytanią po Brexicie i miało nadawać specjalną rangę relacjom z UK i odróżniać je od relacji z państwami i organizacjami, które nie były nigdy w Unii: Norwegią, Szwajcarią czy EOG.

Po słowach Barniera w Bled, pozycja May się uspokoiła, wzrósł kurs funta, a wyjątkowo brutalne brytyjskie tabloidy zaczęły pisać, że Unia Wielką Brytanię słucha. May od dawna znajduje się pod silną presją prawicy we własnej partii, zwłaszcza zdymisjonowanego przez nią Borisa Johnsona, czy polityków jak były negocjator David Davis czy Liam Fox. Słowa Macrona a zwłaszcza Tuska “some parts of Theresa May’s Chequers agreement “will not work” for the EU” rzucają May na pożarcie partyjnej prawicy na dwa tygodnie przed doroczną konferencją Torysów.

Jeden z brukselskich polityków, z którymi rozmawialiśmy mówi nam, że po Salzburgu proces Brexitu staje się nieprzewidywalny: “To skrajna nieodpowiedzialność w pełnej krasie”. Zwraca też uwagę na sentyment, silny zwłaszcza w otoczeniu Macrona i wśród brukselskich elit, że wyjście z UE musi być bolesne bez względu na konsekwencje, bo wyjście z klubu „musi kosztować i zniechęcać innych do ruchu, jaki wykonali Brytyjczycy”.

“Tusk dał sobie podyktować radykalne tony, kosztem interesów Polski i Polaków na Wyspach” – dodaje jeden z europosłów. Ale też rozmówcy 300POLITYKI przyznają, że Tusk przez swój twardy kurs i „przyklejenie” do linii Macrona i Merkel stał się – obok nich – jednym z unijnych liderów o niekwestionowanej pozycji i niewykorzystanie jej na rzecz powrotu do polskiej polityki byłoby zmarnowaniem szansy na pozostanie w czołówce europejskiej polityki.