„Wciąż nie wiemy, co się stało w Smoleńsku” – to tytuł rozmowy Pawła Majewskiego z Bogdanem Rymanowskim z „Plus Minus”, czyli weekendowego wydania „Rzeczpospolitej”.

Cały wywiad będzie można przeczytać jutro. 300POLITYKA dzisiaj publikuje 7 wybranych fragmentów.

— TRZEBA BYŁO BARDZIEJ PATRZEĆ WŁADZY NA RĘCE: „Do momentu pogrzebu na Wawelu i tak uznawałbym zadawanie takich pytań [czy dziennikarze nie stracili tamtych dni – tuż po katastrofie] za zgrzyt. To był moment żałoby narodowej. Z perspektywy czasu to jednak może być uznane za błąd. Myślę, że trzeba było się bardziej przyglądać i patrzeć władzy na ręce, bo z każdym kolejnym tygodniem pojawiały się wątpliwości, dlaczego coś zrobiono tak, a nie inaczej. Być może jest tak, że jeśli chce się być bardziej człowiekiem, to się jest mniej dziennikarzem. Być może przesadziliśmy z delikatnością”.

— JESTEM W GRUPIE LUDZI, KTÓRZY WCIĄŻ NIE WIEDZĄ, CO SIĘ STAŁO: „Uważam, że opinii o Smoleńsku nie należy traktować w kategoriach wiary. Sprzeciwiam się myśleniu, że są tacy, którzy wierzą w zamach i są w „sekcie smoleńskiej”, i tacy, którzy nie wierzą i są w „sekcie antysmoleńskiej”. To jest sprawa wyłącznie rozumu i wiedzy. Dzisiaj jestem w grupie ludzi, którzy wciąż nie wiedzą, co się stało”.

— RAPORT MILLERA OPARTY JEST NA TYM, CO ŁASKAWIE PRZEKAZALI NAM ROSJANIE: „Małgorzata Wassermann uświadomiła mi to najdobitniej w książce, kiedy stwierdziła, że raport został tak naprawdę oparty jedynie na stenogramach otrzymanych od Rosjan. Na stenogramach, co do których sama prokuratura ma wątpliwości, bo jeszcze w 2014 roku wysłała swoich fachowców do Moskwy, żeby przegrali kolejne kopie. Czyli cały raport to materiał oparty na tym, co łaskawie przekazali nam Rosjanie. Nie licząc badań dotyczących uprawnień pilotów, ich szkolenia czy analiz psychologicznych. Raport komisji Millera przedstawiono w lipcu 2011 roku, zanim jeszcze ktokolwiek został dopuszczony do wraku”.

— O ANTONIM MACIEREWICZU: „Pani Małgorzata [Wassermann] otwarcie mówi, że gdyby nie ostre wystąpienia Macierewicza, cała sprawa Smoleńska byłaby już zamieciona pod dywan. Rozumiem ją, ale uważam, że niektóre jego wypowiedzi były niepotrzebne i przesadzone”.

— Z PERSPEKTYWY CZASU WIDZĘ, JAK WIELKIM BŁĘDEM BYŁO TRAKTOWANIE OFICJALNEGO RAPORTU JAKO PRAWDY OBJAWIONEJ: „Rzeczywiście, z jednej strony było państwo, czyli premier, minister, drugi minister, cały rząd, przyszły prezydent Bronisław Komorowski, komisja państwowa. Autorytet, jaki stał za nimi, był tak duży, że tezy oficjalnego raportu przyjmowało się w naturalny sposób. Z perspektywy czasu widzę, jak wielkim błędem było traktowanie go jak prawdy objawionej. Dziennikarze w takiej sytuacji mogli się pogubić, a co dopiero przeciętny człowiek”.

— POLITYCY PLATFORMY ŹLE PRZYJMOWALI PYTANIA DOT. ZAMACHU: „Natomiast odczułem, że dla większości polityków PO wszystko zostało wyjaśnione, więc nie ma właściwie czego drążyć. Źle przyjmowali jakiekolwiek pytania dotyczące np. hipotezy zamachu. Niektórzy z nich nawet samo zadanie pytania o to, czy możliwa jest inna wersja wydarzeń niż wina pilotów i awaria, uznawali za jakiś przejaw oszołomstwa. Teraz widzę, że za rzadko zadawałem to pytanie. Byli też dziennikarze, którzy uznali się za obrońców jedynie słusznej wersji, zamiast robić to, co jest ich obowiązkiem, czyli wątpić”.

— TĘ HISTORIĘ MOŻNA PORÓWNAĆ TYLKO ZE ŚMIERCIĄ JANA PAWŁA II: „Chyba nie miałem trudniejszego testu, odkąd zacząłem pracować jako dziennikarz. Bo z jednej strony trzeba zachować pewien umiar i zimną krew, ale z drugiej wydarzyła się przecież rzecz straszna. Ginie polska elita. Nie można takiego dramatu relacjonować, jakby się opowiadało o przewrocie w Egipcie czy katastrofie w dalekim kraju. Tę historię można porównać tylko ze śmiercią Jana Pawła II”.

Fot. Rzeczpospolita