To, co będzie budzić kontrowersje, to jego przedwojenne, głębokie uwikłanie w myślenie endeckie, które pokazaliśmy, i to, że wywodził się z tradycji, która była przepojona endeckim myśleniem. To w latach 80. szczególnie wyraźnie się u niego odzywało – mówi w rozmowie z 300POLITYKĄ Paweł Kowal, współautor biografii Wojciecha Jaruzelskiego, która jeszcze w kwietniu pojawi się w sprzedaży.

Kowala do napisania biografii namówił Mariusz Cieślik. Pomysł pojawił się przed śmiercią generała, ale dopiero latem ubiegłego roku przystąpiono do pisania. – Mieliśmy świadomość, że Jaruzelski jest postacią, która nie ma pełnej biografii. Z drugiej strony, był to czas mojego słabszego zaangażowania w politykę. Pamiętam, że kiedy czytałem biografię Churchilla, to Churchill w czasach – mówiąc pół żartem, pół serio – kiedy był na boku polityki, pisał biografie innych polityków – tłumaczy były europoseł.

Kowal tłumaczy, że ich ambicją było, by książka nie była skierowana wyłącznie do historyków. Biografia nie ma mówić, czy Jaruzelski był dobry, czy zły, choć – jak mówi Kowal – ich poglądy bez trudu można odnaleźć w książce. Autorzy chcą, by czytelnik miał przestrzeń do przemyślenia Jaruzelskiego jeszcze raz.

Jak mówi dalej Kowal: – Chcieliśmy pokazać takie elementy, które wydawały nam się ciekawe w tej postaci. Np. był to jedyny komunistyczny przywódca, który przetrwał transformację na stanowisku prezydenta i właściwie do końca życia zachował honory byłego prezydenta. To był jedyny polski polityk powojenny, który przetrwał wszystkie zawieruchy na szczytach władzy komunistycznej. Są powody, żeby poważnie zastanowić się nad mechanizmami władzy, jakie prowadziły go przez życie.

Kowal zwraca też uwagę na mało znany, a interesujący wątek biografii Jaruzelskiego. – Pokazaliśmy go jako człowieka – pamiętam to ze swoich rozmów z nim – bliskiego religii. Nie zawsze była to bliskość, która służyła Kościołowi, ponieważ były czasy, kiedy on gorliwie walczył z Kościołem, ale był to człowiek, dla którego sprawa religii ani przez moment nie była obojętna. Był zafascynowany papieżem Janem Pawłem II i jego ambicją było, żeby być tym drugim, wielkim Polakiem.

Premiera „Życia paradoksalnego” 13 maja, nakładem wydawnictwa Znak. Poniżej publikujemy fragment.

*****

Na Wielkanoc 1982 – w pierwszej połowie kwietnia – Jaruzelscy wyjeżdżają do Łańska. W domkach na terenie ośrodka mieszkają także rodziny Kiszczaków, Siwickich, Messnerów, Ciosków i Urbanów. Przeważnie są to osoby, wśród których rodzina dyktatora czuje się dobrze. Jaruzelscy mało czasu spędzają z innymi, nie przychodzą nawet do stołówki, kelner zanosi im posiłki. Polityka dominuje podczas spacerów i kąpieli w podgrzewanym basenie, gdzie spotykają się mężczyźni. W tym czasie sporo zmienia się w życiu prywatnym Jaruzelskich. Monika chodzi do liceum im. Antoniego Dobiszewskiego. Do grudnia 1981 roku było „normalnie”: dom Jaruzelskich stał otworem dla koleżanek i kolegów córki generała. Oczywiście, trochę przeszkadzali zapracowanemu generałowi w oglądaniu Dziennika Telewizyjnego. Jan Wróbel, kolega Moniki Jaruzelskiej z klasy humanistycznej, wspomina, że kiedyś nieopatrznie stanął pomiędzy generałem a telewizorem i dopiero po chwili zorientował się, że zasłonił mu ekran.

Znajomi córki mieli wiele okazji, by podejrzeć, jak wygląda gabinet najważniejszej osoby w państwie na pięterku, obok pokoju Moniki: skromne biurko, leżanka, krzesło… Po grudniu wiele się zmieniło: wizyt było mniej, rzecz nawet nie w tym, żeby Monika była towarzysko bojkotowana, ale jakoś głupio było odwiedzać Jaruzelskich po tym wszystkim, co zaszło. „Zarówno w szkole, jak i na studiach była przedmiotem naszej przewrotnej dumy”, opowiada Rafał Ziemkiewicz, kolega córki generała z młodości, dziś znany publicysta. I na potwierdzenie przytacza anegdotę: „Po stanie wojennym pod szkołą zomowcy często czatowali na wychodzące ze szkoły dziewczyny, dowodzik proszę, a ty to tak sama tu chodzisz do tej szkoły? Takie zapomniane dziś molestowanie à la PRL. Podobno pewnego razu trafili na Monikę. Ich reakcję po przeczytaniu jej dowodu osobistego łatwo sobie wyobrazić. Fakt faktem, że – jak mówiono – właśnie po tym zdarzeniu zomowcy się w końcu zwinęli i koleżanki odetchnęły z ulgą”.

Dokładnie pół roku po strzałach w „Wujku” Jan Wróbel położył portret Wałęsy na kwietnym krzyżu wciąż układanym przez warszawiaków na ówczesnym placu Zwycięstwa (na pamiątkę wizyty Jana Pawła II w 1979 roku). Aresztowała go wtedy milicja, został pobity. Po pewnym czasie przed jego dom zajechała rządowa limuzyna, a w niej siedziała Monika Jaruzelska z chłopakiem; przyjechała odwiedzić kolegę z liceum. Córce generała było coraz trudniej, większość rówieśników była po przeciwnej stronie barykady niż jej ojciec. W końcu zrezygnowała ze zdawania na studia w 1982 roku. Na problemy polityczne generała nałożyły się rodzinne.

W lutym 1983 roku pod wpływem depresji córka generała próbowała popełnić samobójstwo. Z trudem znosiła sytuację, że wśród jej przyjaciół i rówieśników ojciec jest traktowany jak wcielenie zła, przeżywała ofiary stanu wojennego, nie mogła się pogodzić z tym, jak traktowano jej rodzinę. „Co było dobre, minęło” – napisze po latach o tamtym czasie. Jaruzelski w okresie po stanie wojennym stracił kontakt z najbliższymi, był spięty, przytłoczony wydarzeniami. Barbara Jaruzelska często – jak wspomina jej córka – wyjeżdżała do swojej matki w Magdalence, starała się znaleźć ukojenie w karcianych wróżbach. W tych warunkach nikt nie zwrócił uwagi na to, że Monika gromadzi zapas lekarstw.

Gdyby udało jej się skutecznie targnąć na życie, byłby to dla generała straszliwy cios i pod względem osobistym (jedyne dziecko!), i pod względem politycznym (o tym, że nienawidzi go nawet własna córka, i tak mówiła wtedy warszawska ulica). Monika Jaruzelska opisuje, jak po nieudanej próbie odebrania sobie życia włączyła telewizor i zobaczyła w nim ojca wręczającego kwiaty włókniarkom w Dzień Kobiet. „Ja nie widziałam go od dawna. Ani on, ani mama nie wchodzili do mojego pokoju. Nikt nie zapytał: »Dlaczego?«.

Największym rozczarowaniem Jaruzelskiego był w tamtym czasie zapewne fakt, że choć wprowadził stan wojenny i poradził sobie z „kontrrewolucją”, nacisk „radzieckich” nie ustawał. Generał czuł presję z Moskwy, by wzmocnić represje wobec „Solidarności”. Podobnie uważała znaczna część aparatu partyjnego – także oni chcieli rozprawienia się ze związkiem raz na zawsze. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wtedy dla Jaruzelskiego rozwiązanie PZPR i powołanie nowej partii w jej miejsce, ale nie popierał takiego ruchu Susłow, a na Kremlu ciągle rządzili wpływowi starcy. Ambasador Aristow pisał do Moskwy skargi na Jaruzelskiego, że ten utrzymuje w partyjnych władzach „liberałów”, jak Rakowski czy Barcikowski, co wywoływało złość Andropowa na generała. Pawłow z KGB żądał z kolei zwiększenia liczby procesów politycznych, Kiszczak musiał mu tłumaczyć, że represje powinny się jednak mieścić w „rozsądnych” ramach.

Tymczasem Jaruzelski chciał utrzymać linię postępowania polegającą na niezwiększaniu nacisku ponad to, co mu się wydawało konieczne. To podejście było dla niego charakterystyczne w latach osiemdziesiątych. W Polsce aktorzy ogłosili bojkot telewizji, a wielu artystów przeniosło się do kościołów, była to bodaj najbardziej zaskakująca forma protestu przeciw Jaruzelskiemu, ale bardzo dotkliwa wizerunkowo. Podziemna prasa lubowała się w karykaturach generała. Miał poczucie całkowitego odrzucenia. I w kraju, i za granicą, Nigdzie go nie zapraszano: w krajach socjalistycznych nie cieszył się szacunkiem jako zbyt miękki w walce z kontrrewolucją, a Zachód prowadził bojkot warszawskiego reżimu.

W tych warunkach Jaruzelski zaczął okazywać „radzieckim” irytację, że ciągle wywierają na niego presję. Decyzja z grudnia 1982 roku o zawieszeniu stanu wojennego została w Moskwie przyjęta z rezerwą. Notatki bliskiego Janowi Pawłowi II arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego oddają, jak się wydaje wiernie, stanowisko papieża wobec wydarzeń w Polsce. Po pierwsze, Ojciec Święty nieustannie narzekał na brak szczegółowych informacji z kraju, wyczuwalna jest niepewność papieża co do tego, czy biskupi dobrze sobie radzą z prowadzeniem polityki na styku władza – opozycja. Z rozmowy papieża z Dąbrowskim wynikało, że przyjął do wiadomości, że sytuacja Jaruzelskiego nie jest łatwa, ale podczas kolejnych spotkań koncentrował się już na sytuacji opozycji.

Na ogół z tych odtajnionych po wielu latach poufnych notatek wynika, że władzy opłaciła się łagodna linia wobec Kościoła, nawet zwykle nieprzejednany Dąbrowski w rozmowie z papieżem zbyt mocno nie krytykował Jaruzelskiego. Papież dawał jasne wskazówki, żeby popierać linię dialogu, utrzymywać pozycję pośrednika pomiędzy władzą a „Solidarnością”, unikać popierania jakichkolwiek form przemocy i nie izolować Polski od Zachodu. Jan Paweł II zakładał, że niebawem przyjedzie do kraju. Już na wiosnę prowadzono rozmowy w kwestii zaproszenia go do Polski. Był gotów wyruszyć w pielgrzymkę jeszcze latem 1982 roku. Na posiedzeniu Biura Politycznego 11 czerwca 1982 roku Kiszczak i Barcikowski szczegółowo omawiali tę sprawę i nie podjęli decyzji odmownej.

Jaruzelski chciał jednak, żeby do papieskiej wizyty doszło dopiero po uporządkowaniu spraw związanych ze stanem wojennym. Ustalono więc, że pielgrzymka odbędzie się w 1983 roku. W sprawie przyjazdu papieża władza była podzielona, Jan Paweł II nie dawał pretekstów do tego, by blokować jego przyjazd, ale było jasne, że Jaruzelski nie może na tym zyskać. Taka sytuacja była wynikiem zręczności papieża, który unikał atakowania władzy, a po cichu popierał „Solidarność”. Tymczasem generał liczył na wsparcie Kościoła, które uważał za niezbędne, by rozładować napięcie w Polsce. Nie miał więc wyjścia – musiał zaprosić Jana Pawła II, choć wiedział, że to kolejna decyzja, która zdenerwuje jego przeciwników i ich patronów w Moskwie. Ba, zirytuje nawet tak oddane mu osoby jak Jerzy Urban.

Z dokumentów Mitrochina wynika, że SB liczyła na szybką śmierć papieża. Jakby zaklinając rzeczywistość, rozpowszechniała plotki, że Jan Paweł II choruje na białaczkę. Kiszczak miał nawet powiedzieć: „możemy obecnie tylko marzyć, żeby Bóg powołał go jak najszybciej na swoje łono”. Jak widać, niebiosa nie przychyliły się do próśb esbeków, mimo zamachu papież był w dobrej formie. Przygotowania przebiegały w kwaśnej atmosferze, od czasu wprowadzeniu stanu wojennego to właśnie pielgrzymka była dla Jaruzelskiego największym wyzwaniem.

Fot. Znak