Po kolejnym tygodniu zamieszania wokół tworzenia nowego rządu i niewymuszonych błędów PiS coraz bardziej potrzebuje komunikacyjnego „resetu” wokół całego procesu. To było 7 dni, w którym źle poszło wszystko, co mogło pójść źle dla PiS. Coraz wyraźniej widać przepaść między sposobem komunikowania się PiS w trakcie kampanii, a obecnym chaosem, w którym coraz łatwiej o wrażenie, że nikt już nad niczym nie panuje.
To Mariusz Błaszczak ustawił dyskusję o formowaniu nowego rządu stwierdzeniem, że Beata Szydło jest na „urlopie”. Chociaż kandydatka PiS na premiera na żadnym urlopie nie przebywała (była tylko u siebie w Brzeszczach w związku z dniem Wszystkich Świętych) to szkody zostały już wyrządzone. Kilka godzin później pojawiła się informacja – zaskakująca nawet dla niektórych polityków PiS z którymi tego dnia rozmawialiśmy – o podziale wicemarszałków. W kontekście troski o opozycję i jej prawa – o czym w kampanii mówił Kaczyński – pomysł, by niektóre klubu nie miały wicemarszałków został zinterpretowany jako próba zamachu na prawa opozycji. I chociaż wicemarszałka nie będzie miał tylko PSL, to cała dyskusja toczyła się na niekorzystnych dla PiS warunkach.
Bez sprawnego procesu komunikacji media były skazane na przecieki z różnych środowisk uczestniczących w formowaniu nowego rządu i wyczekiwanie na kolejnych kandydatów, którzy pojawiali się na Nowogrodzkiej. To wszystko było tak rozciągnięte w czasie, że mimo deklaracji o „najszybszym formowaniu rządu w historii” powstało wrażenie, że nikt sprawuje nad tym żadnej kontroli. W pierwotnej wersji komitet polityczny miał zebrać się w piątek, ale został przesunięty na poniedziałek – w tej chwili, jak słyszymy, zbierze się najprawdopodobniej o 12:00. Ani opóźnienie, ani rola Szydło w całym procesie nigdy nie zostało odpowiednio wytłumaczone i opisane. To miało jednoznaczny efekt. Komentatorzy, jak Marek Migalski postawili już tezę, że to ona będzie najsłabszym politykiem w nowym gabinecie. To wszystko w sytuacji, w której PiS jest i tak krytykowany za prawdopodobne wejście Macierewicza do rządu.
Sytuację pogorszyły niefortunne wypowiedzi, takie jak ta Elżbiety Witek o wyjściu Szydło na pokaz nowego filmu z Jamesem Bondem. W krytycznym momencie stworzyło to wrażenie, że Szydło zajmuje się trywialnymi sprawami, a nie pracą i tworzeniem rządu. Powstało nawet przekonanie, że prezentacja rządu opóźnia się właśnie dlatego, że Szydło wybrała się na nowego Bonda, chociaż przyczyny były związane bardziej – jak usłyszeliśmy od polityków znających sprawę – z przedłużającymi się rozmowami wewnątrz PiS dotyczącymi podziału stanowisk i kompetencji. Wyjście na film – co mogło zostać sprzedane zupełnie inaczej – stało się kolejnym kamykiem budującym wizerunek Szydło, która nie uczestniczy w formowaniu własnego rządu.
Odrębną sprawą jest kwestia wyznaczenia przez KPRP terminu nowego posiedzenia Sejmu. Coś, co powinno być prostym politycznym manewrem stało się tematem, którego trudno bronić nawet konserwatywnym mediom. Każda nowa wypowiedź o tej sprawie – jak niedzielna Andrzeja Zybertowicza o niewiedzy dot. terminu – pogarsza tylko sprawę. KPRP mocno przyczyniło się do stworzenia opinii, że PiS po latach w opozycji nie jest przygotowany do rządzenia. Próby dezawuowania znaczenia całego szczytu w sytuacji, gdy PiS przez miesiące krytykował PO za brak stanowiska w sprawie uchodźców nie mogą się udać i świadczą o braku pomysłu na to, co dalej.
Szkody wyrządzone w tym tygodniu nie są nieodwracalne. Ale PiS szybko potrzebuje nowej strategii. Mówienie o „formowaniu drużynowym” – jedyna próba opisania tego co się dzieje – nie wystarczą, gdy skład rządu zostanie już przedstawiony. Po sukcesie wyborczym, po kampanii w której PiS miał sprawną, zdyscyplinowaną komunikację nowy etap zaczyna się dla przyszłego obozu władzy bardzo źle.
fot. Adrian Grycuk CC BY-SA 3.0 pl