Twarzą kampanii PiS był Jarosław Kaczyński. Na finiszu miał po kilka wystąpień dziennie i to prawdopodobnie jego osobista więź ze zwolennikami prawicy przekonała wyborców do tego, żeby ruszyli na wybory, w których dotąd nie głosowali. I to przeważyło szalę tak mocno na historyczne, prawie prezydenckie zwycięstwo w polskich wyborach europejskich. Jarosław Kaczyński nie potrzebuje dziś innych frontrunnerów, jakimi byli w 2015 Andrzej Duda i Beata Szydło. Wyniki badań pokazują tak nieznaczący uszczerbek PiS w miastach i tak duży wzrost na prowincji, że wniosek jest jeden: wyborcy po prostu zaakaceptowali jego rolę w polskiej polityce.
Kaczyński nie potrzebuje dziś innych twarzy, ale zdecydowanie potrzebuje sprawnych zarządzających sprawami państwa. To prawie pewne, że taki sukces byłby niemożliwy z gabinetem Beaty Szydło, który w porównaniu z dzisiejszą administracją był królestwem chaosu od rozedrganego MON Antoniego Macierewicza po Krzysztofa Jurgiela nienadążającego za rosnącym stosem spraw szefa kluczowego dla ważnej grupy wyborców PiS ministerstwa rolnictwa. Czy poprzedni minister zapanowałby nad ogłoszoną w Kadzidle koncepcją “krowa plus”, tak wyśmianej jak i najprawdopodobniej jednej z najskuteczniejszych broni tej kampanii?
W partii, Kaczyński ma prężny zespół stworzony przez Brudzińskiego wokół nowego szefa biura organizacyjnego – Krzysztofa Sobolewskiego. Takich struktur jak PiS nie ma dziś żadna inna partia.
Rząd Morawieckiego, opierający się na sprawnie zarządzanych w zasadzie osobiście przez premiera resortach gospodarczych oraz arcyważnych – w przypadkach takich jak powódź czy strajk nauczycieli – MSWiA i MON to inna jakość. Sukces wyborczy PiS byłby niemożliwy niż te “dwanaście prac” Morawieckiego w tym warsztacie państwa.
Protest nauczycieli – ugaszony bez większych strat, a nawet paradoksalnie – z politycznym zyskiem pokazanym przez sondaż Kantar dla TVN, rozbrojony przez wejście do gry ludzi Joachima Brudzińskiego na poziomie województw (a czasem wręcz lokalnych komisji egzaminacyjnych) i objawiony przy okazji medialny talent szefa premierowskiej kancelarii Michała Dworczyka był kluczowym momentem kampanii. Każdą władzę może zmieść poczucie wdzierającego się chaosu, a tego w tej sytuacji udało się uniknąć.
Najniższe bezrobocie w historii, któremu towarzyszy pokazany przez GUS powrót około 100-tysięcy Polaków z Wielkiej Brytanii, wzrost gospodarczy w czołówce OECD i po korekcie w górę ze strony KE. W końcu, oczekiwany rozpęd – o 21% inwestycji. Jednak ugaszony kolejnym plusem do piątki (z odblokowanego przez TSUE podatku handlowego) protest osób niepełnosprawnych. Sprawne zarządzenie przez PMM z minister finansów aktualizacją Planu Konwergencji, by finansowanie nowej piątki nie naruszyło bezpieczników deficytu. Kto wie czy to z kolei nie celne uderzenie w ACTA2, sprawy którą żyły takie serca internetu jak Wykop i Youtube nie pozbawiło mocno żerującej na młodych wyborcach PiS Konfederacji tych kilkudziesięciu tysięcy głosów do przekroczenia progu.
I w końcu, rzecz chyba dla wyników PiS i ich perspektyw najważniejsza – rozbrojenie Polexitu, uwieńczone nieprzypadkowymi słowami Junckera w rozmowie z Rzeczpospolitą i nieoddanie opozycji pola do świętowania 15 lat członkostwa w Unii udanym szczytem Together for Europę w Warszawie 1 maja, zakończonym przyjęciem bardzo proinnowacyjnej i antyprotekcjonistycznej deklaracji warszawskiej. Bez zainwestowania przez Morawieckiego wielu godzin spotkań i rozmów na relacje z takimi politykami jak Juncker, Merkel, nawet Macron i jego zakulisowo najważniejszy minister Bruno Le Mair, czy praca takich polityków jak Adam Bielan z wpływowym szefem administracji KE Martinem Selmayrem opozycja miałaby łatwe pole do budowania wyborczej strategii wokół „kroczącego Polexitu”, co się jednak nie udało i być może było najważniejszym sukcesem PiS w tej kampanii.