PiS rozmachem obietnic próbuje narzucić własną narrację, a ich szybkim wprowadzeniem chce wzmocnić atut wiarygodności – to najważniejszy wniosek z dzisiejszej konwencji. Każde ugrupowanie rządzące ma przewagę nad opozycją, bo jest w stanie wprowadzić programy socjalne, które w realny sposób odczują konkretne grupy wyborców, czyli wspominana klasa średnia. Kluczowe jest tempo, jakie narzuciło sobie ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego: socjalne i rozwojowe rozwiązania będą wdrażane stopniowo, ale już w pierwszej połowie tego roku, na czele z rozszerzeniem 500+. Nasi rozmówcy podkreślają, że wszystko zostało dobrze policzone i w szybkim tempie będzie realizowane.
Takich transferów socjalnych polska polityka nie widziała od początku rządów PiS. Koszt tych socjalnych i rozwojowych propozycji podsumował zresztą sam premier Morawiecki: to 30-40 mld zł w skali roku. Partii Grzegorza Schetyny trudno będzie odpowiedzieć na ten wyborczy pakiet obietnic, bo choć oczywiście można próbować przelicytować wszystkich, to obecnie tylko PiS, mając większość, może realizować dane obietnice. Dlatego ważni rządowi politycy na każdym kroku podkreślają wiarygodność – poprzednie zapowiedzi zostały zrealizowane, teraz czas na kolejne.
To dopiero początek kampanii – premier Morawiecki ma na dobre ruszyć w Polskę mniej więcej na początku marca – ale PiS wchodzi w nią na innej pozycji, niż wydawałoby się jeszcze kilka dni wcześniej. Socjal to coś, co dawało wymierne polityczne efekty – chociażby w postaci wysokich sondaży – więc szczodrymi obietnicami ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego może kupić sobie drugą kadencję. Zapewne pojawią się argumenty o potrzebie stabilizacji finansów publicznych czy nieodpowiedzialnym rozdawnictwie, ale w tak kluczowym wyborczym roku nie będą miały większego znaczenia. Na konwencji padła zresztą sugestia kolejnych obietnic, już po wyborach do PE, w lipcu bądź czerwcu.
Nawiasem mówiąc, inaczej niż na poprzednich konwencjach, najważniejsze cele programowe przedstawił nie Mateusz Morawiecki, ale Jarosław Kaczyński. – Role były dobrze rozpisane. Prezes Jarosław Kaczyński zaprezentował główne elementy programu, a PMM przypadła ważna rola lidera w drodze do realizacji tych planów. To dlatego w jego wystąpieniu kilka razy pojawiło się odwołanie do wiarygodności – mówi jedna z osób z otoczenia premiera Morawieckiego, podkreślając, że prezes mobilizuje w ten sposób wyborców. Inny twierdzi: – Nie można traktować lidera jak wicelidera. Mateusz Morawiecki to przygotował, ale Jarosław Kaczyński ma pierwszeństwo.
Fot. Twitter Marka Kuchcińskiego