Minęły już trzy dni od konwencji Andrzeja Dudy, ale Platforma aż do tej pory nie zdołała zbudować jednego spójnego przekazu, który byłby wymierzony w kandydata PiS na prezydenta. Po jego przemówieniu partia i doradcy prezydenta próbowali użyć wielu argumentów – we wtorek rano Tomasz Nałęcz stwierdził nawet, że widzi „cień Barbary Blidy” za Andrzejem Dudą. Zabrakło jednak skoordynowanej strategii czy próby narzucenia innego tematu jako alternatywy dla konwencji. Nie ma już żadnych wątpliwości, że w oczach komentatorów PO przegrała pierwszy, wstępny etap kampanii prezydenckiej. Na szczęście dla PO ta kampania potrwa jeszcze trzy miesiące.

Problem Platformy wyniknął głównie z niefortunnego zestawienia dość rutynowej w przebiegu Rady Krajowej z perfekcyjnie przygotowaną konwencją Dudy. Stratedzy PO nie przewidzieli, jak piorunujący efekt będzie miało zestawienie piątkowego przemówienia prezydenta z mową Andrzeja Dudy. Już kilka tygodni temu pisaliśmy, że sztab PiS idzie na „zderzenie” z Komorowskim. PO ewidentnie zlekceważyła sytuację, jak i samego kandydata. 300POLITYKA już przy okazji sejmowej debaty o Amber Gold w sierpniu 2012 – gdy Duda był parlamentarzystą – odnotowała jego retoryczne i polityczne talenty.

Dlatego ostatnie kilkadziesiąt godzin to dość chaotyczne poszukiwanie przez PO linii argumentacyjnej wymierzonej w Dudę. Robert Tyszkiewicz próbował określał całą konwencję jako zakamuflowany powrót IV RP. W wywiadzie dla 300POLITYKI stwierdził: „Skrywała się w niej zapowiedź powrotu do IV Rzeczpospolitej. Było odniesienie do Lecha Kaczyńskiego, a to jawne nawiązanie do idei IV RP. Opakowanie konwencji w konfetti czy elektronikę nic nie zmienia”.

Już w sobotę PO spróbowała też przypominania tego, czego w przemówieniu Dudy nie było – polityki zagranicznej i spraw bezpieczeństwa. Biorąc pod uwagę, że pierwsze duże starcie tej kampanii rozegrało się na tle Ukrainy, obranie tej linii nie było żadnym zaskoczeniem. Jak powiedział „Wiadomościom TVP” Rafał Grupiński: „[Duda] Nie mówił o sprawach najważniejszych, na przykład o bezpieczeństwie Polski”.

W niedzielę pojawił się też nowy wątek – kompetencji prezydenta. Tomasz Nałęcz rano w „7 dniu tygodnia” stwierdził: „Szkoda, że pan Macierewicz nie przemawiał. Żeście formę amerykańską przejęli, ale i kompetencje amerykańskiego prezydenta!”. Tak samo mówił w niedzielę wieczorem Adam Szejnfeld w TVP Info: „Wsłuchiwałem się w całą wypowiedź Andrzeja Dudy podczas konwencji PiS i usłyszałem exposé takie właściwe dla ministra, czy nawet premiera, ale na pewno nie prezydenta”. Jednak ta linia także nie była kontynuowana.

W poniedziałek głównym wątkiem stała się tzw. afera prompterowa – zarzut, że Andrzej Duda atakując prezydenta Komorowskiego za czytanie z kartki, sam korzystał z promptera w mównicy. To zostało szybko i bardzo stanowczo zdementowane przez samego kandydata, a Platforma nie potrafiła już później – z dość oczywistej przyczyny braku jakichkolwiek dowodów – „ożywiać” tej historii.

„Afera prompterowa” przeniosła się co prawda na wtorkowy poranek, wygenerowała też tradycyjne w takich sytuacjach memy, ale nie mogła już zmienić efektu całego sobotniego przemówienia w oczach wyborców. Była to bardziej próba podważenia kompetencji Dudy w oczach liderów opinii i komentatorów, niż dotarcie do szerszego grona wyborców.

Warto też odnotować, że Platforma nie przygotowała żadnego alternatywnego tematu dla konwencji Dudy. Premier Kopacz od piątku nie wypowiada się publicznie. PiS miał w sobotę „wyczyszczone” pole, a to stało się później, było tego konsekwencją.

Ale to dopiero pierwsza bitwa w wielomiesięcznym starciu. Jeśli największym zagrożeniem dla Komorowskiego – co przyznawali politycy PO – było samouspokojenie elektoratu, wywołane jego mocną pozycją sondażową i brakiem silnych konkurentów, to wzmocnienie Dudy działa paradoksalnie na korzyść Komorowskiego w dłuższej perspektywie. Duda i PiS nie będą już lekceważeni przez Platformę, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Także oczekiwania wobec prezydenta zostały znacznie obniżone. Dlatego jego kolejne wystąpienie – najpewniej na konwencji, o której mówił Tyszkiewicz – może już tylko pozytywnie zaskoczyć.

Fot. PiS