Relacja Live

26.12.2016

13:47

Doradcy Trumpa zapowiadają zmiany w sposobie i organizacji pracy dziennikarzy w Białym Domu
Doradcy Trumpa zapowiadają zmiany w sposobie i organizacji pracy dziennikarzy w Białym Domu Administracja Donalda Trumpa formalnie przejmie władzę w USA za mniej niż miesiąc. Już teraz jednak kluczowi doradcy prezydenta-elekta sugerują, że zmieni się sposób działania Białego Domu, w tym to, jak będą pracować w nim dziennikarze. Jak można się spodziewać, wszelkie sugestie modyfikacji wywołują zaniepokojenie mediów w USA. Na czym mają polegać zmiany? Ich kształt nie jest jeszcze powszechnie znany, ale na horyzoncie są już pewne zapowiedzi. Sean Spicer - weteran GOP, waszyngtoński insider specjalizujący się w komunikacji, który będzie rzecznikiem prasowym Białego Domu - zapowiedział niedawno, że zmiany dotkną przede wszystkim codziennych konferencji prasowych rzecznika i ich formatu. Mówi się o tym, że akredytacje - np. na niektóre konferencje rzecznika - dostaną nowi ludzie z innych niż "zwykle" mediów np. internetowych. Być może w Białym Domu Trumpa konferencje nie będą codziennie, może zmienić się też ich tematyka i format. Spicer zapowiedział, że nowe zasady będą "innowacyjne". Pozostaje pytanie, co z dostępem mediów do samego prezydenta. W USA redakcje tworzą tzw. "protective pool" - grupę dziennikarzy, która dyżuruje cały czas przy prezydencie i podróżują z nim cały czas. Trump w kampanii pokazał, że nie ma oporów przed łamaniem pewnych ustalonych zwyczajów. Nie zabierał np. dziennikarzy na pokład swojego samolotu. Od lipca nie miał tradycyjnej konferencji prasowej, rzadko udziela wywiadów i komunikuje się głównie za pomocą Twittera. Nie jest jasne, czy będzie organizować tradycyjne konferencje prasowe w Białym Domu. Teraz nic nie wskazuje na to, by po 20 stycznia Trump zmienił swoje przyzwyczajenia i zrezygnował ze bezpośredniej komunikacji.

15:47

Opozycja przed pułapką III RP

Protestujący przed Sejmem, także w Święta, są dla opozycji jak uczestnicy miesięcznic dla PiS. Z tą oczywiście różnicą, że łatwiej dowieść jakiegoś - choć czasem nazywanego zbyt gwałtownie - zagrożenia PiS dla demokratycznych procedur, niż lotniczego zamachu. Ale w tym porównaniu chodzi tylko o to, że każda z przeciwnych sobie formacji - i PiS, i “obóz demokratyczny”, jak się nazywa opozycja N+PO, mają swoje elektoraty radykalne. PiS ma elektorat Radia Maryja i smoleński, opozycja KOD-owski. Choć to truizm - to bez sięgnięcia po “wyborców środka”, żaden z nich nie będzie w stanie przechylić szali.

“Elektoratem środka” są dziś wyborcy gruntownej zmiany, a nie pudrowania III RP. I ten elektorat, w swojej większości, wciąż pozostaje z PiS.

Opozycja stoi przed pułapką. Nawet jeśli kiedyś dojdzie do demokratycznego odrzucenia PiS, to nie w warunkach powrotu do tego, co już było. Ani tych, którzy już byli.

To, że PiS tak spektakularnie potyka się o własne nogi, wcale nie oznacza jego końca, ani nawet początku końca. Nie oznacza tym bardziej tego, że na przykład słowotoki Bronisława Komorowskiego zyskają sens i wdzięk. Ani tego, że naród uzna, że w Warszawie za mało kamienic oddano oszustom. Od kłopotów PiS-u, także i Lech Wałęsa nie zredukuje liczby sprzecznych poglądów wypowiadanych dziennie z 10 do choćby 2.

Obraz nie jest jednak jednoznaczny. Opozycja pokazuje nowych liderów, ale potrzebuje w tym większej konsekwencji, mocy i organizacyjnej siły.

Opozycji udała się też bardzo ważna rzecz - wprowadzenie poważnej debaty: więcej wolności/ mniej wolności. Dla PiS to kłopotliwe, bo w zwycięskich kampaniach rysował się jako gołąbica wolności, a nawet "synogarlica pokoju", jak mówił Joachim Brudziński.

Nierzadka nieudolność, arogancja i zła wola PiS w żadnym stopniu nie anulują jednak diagnoz, które PiS stawiał. Pozostają one jak najbardziej aktualne.

Pośród rzeczy absurdalnych, głupich i czasem groźnych, budzących uzasadniony lęk o wierność demokratycznym procedurom i miejsce Polski w Europie, PiS nadal trafnie nazywa wiele problemów. Opozycja przeważnie udaje, że ich nie ma.

Wymiar sprawiedliwości działał fundamentalnie źle. Był wymiarem niesprawiedliwości, pozbawionym jakiejkolwiek kontroli społecznej. To konkretni sędziowie, a nie anonimowe ufoludki przyznawały roszczenia pełnomocnikom osób, które miałyby 120 lat. To konkretni prokuratorzy nie podejmowali najprostszych czynności śledczych i to przy tak “medialnej” sprawie jak Amber Gold, więc łatwo można sobie wyobrazić co się działo w sprawach o których opinia publiczna nie słyszała. Środowiska adwokatów latami odchodziły od swojej roli, na rzecz biznesowego pośrednictwa, handlu roszczeniami, czy w równym stopniu pozostających na granicy prawa działalności kancelarii lobbingowych, windykacyjnych, odszkodowawczych (doprowadzając do drastycznych podwyżek składek ubezpieczeniowych). To w końcu, przy co najmniej milczącej aprobacie sędziów TK, poprzedni parlament zmienił ustawę i wybrał nadmiarowych członków Trybunału, by nie mógł tego zrobić kolejny parlament. Służby często były służbami specjalnej troski, nie specjalnymi. To wszystko było “nie-OK”, by sięgnąć po obrazowe stwierdzenie, którego często używa Grzegorz Schetyna.

Latami tolerowano sięgające miliardów złotych wyłudzenia VAT-u. Polska na papierze była światowym potentatem w produkcji telefonów komórkowych. Państwo było bezradne wobec firm-słupów handlujących stalą i paliwami. Swoją drogą, to dopiero byłaby poważna komisja śledcza do sprawy VAT i to duża szkoda, że w końcu nie powstała.

Jeżeli na serio w dyskusji publicznej pojawia się lament, że efektem 500+ są kobiety porzucające pracę, to więcej niż refleksji wymaga pułap płac w Polsce i sposób, w jaki traktuje się pracownika. Polska, przy swoim nieprawdopodobnym sukcesie gospodarczym, transformacji podziwianej na świecie, była jednak w jakiejś mierze państwem niesprawiedliwym i jednak dzięki pewnym politykom PiS bardziej sprawiedliwym się staje.

To nie są sprawy, które PiS wymyślił. Jeżeli opozycji się wydaje, że to nie są rzeczy, które wymagają jasnego jej stanowiska, to znaczy, że zrozumiała niewiele.

Słupek PiS, wciąż pozostający na bardzo wysokim, choć nie na tak wysokim jakby mógł, poziomie wskazuje na to, że elektorat zmiany, w swojej dużej części pozostaje przy PiS. To wyborcy zmiany, którzy nie są ani antyeuropejscy, ani ksenofobiczni, ani nadmiernie roszczeniowi, ani antyreformatorscy. Wręcz przeciwnie, są arcyreformatorscy. Są po prostu uczuleni na puder, którym latami posypywano niesprawiedliwość i zepsute instytucje.

Dopóki opozycja tego nie zrozumie, dopóki będzie szła na skróty i intelektualne wygodnictwo obrony starego porządku, nawet tam gdzie w oczywisty sposób zawodził, dopóty elektorat przechylający szalę będzie trwał przy obozie władzy.

Fot. KPRM