Minister cyfryzacji śpi ze smartfonem, awanturuje się ze strażnikami, że nie nosi dowodu osobistego – do tego stopnia, że w końcu da go obywatelowi i sobie w aplikacji. Nie rozwodzi się nad tym, co zepsuli jej poprzednicy, tylko bez znaków przestankowych mówi o tym, co sama zrobi, sprawiając wrażenie jedynej osoby, która wie, jak rozsupłać węzły setek poplątanych kabli w państwowej serwerowni. Do swojego poprzednika, Andrzeja Halickiego ma pretensję jedynie o to, że nie zabrał gigantycznej palmy wielkanocnej z przylegającego do gabinetu ascetycznego saloniku, w którym oprócz palmy rzuca się w oczy wiszący na wieszaku kolorowy żakiet Esprit.

Wybuchamy śmiechem gdy mówi, że uważa się za leniwą, choć chwilę później przyznaje się, że androidowy smartfon Samsunga budzi ją o 5 rano.

Minister cyfryzacji opowiada nam o cyberatakach, ale też daje się namówić na pokazanie stolika w ogrodzie, przy którym w nocy grabieją jej z zimna ręce na komputerze. Cieszymy się z rozmowy ze Streżyńską także dlatego, że to strażniczka na recepcji w MC-u, a nie przy najbliższej okazji oficer na lotnisku informuje, że jednemu z nas skończyła się ważność dowodu osobistego.

Siedzi tak tu pani z panią minister po nocach, co?Tak i to lubię – odpowiada asystentka Anny Streżyńskiej, gdy czekamy na rozmowę z minister cyfryzacji. Momentalnie jednak się poprawia, żeby za dużo nie powiedzieć obcym: – A kto powiedział, że po nocach?

Minister Streżyńska wita nas w surowym, ale słonecznym gabinecie, zresztą pierwszym gabinecie polityka, w którym jesteśmy i w którym non stop nie leci ściszona telewizja informacyjna. – Telewizor służy u nas do wyświetlania prezentacji – odpowiada Streżyńska na nasze zdziwienie.

Ale trochę papieru na biurku to pani ma, może nie tyle co Michał Boni, który drukował internet – zagajamy. Streżyńska się broni: – To prezentacje przyniesione przez biznes. Biznes jest totalnie papierowy. Ministerstwo jest naprawdę cyfrowe.

Obywatel to klient

Powinniśmy tymi kategoriami patrzeć, że mamy do czynienia z klientami, a nie petentami – minister cyfryzacji szybko wykłada swoje credo, które też wiele mówi o politycznej filozofii minister: – Zadowolony klient administracji to zadowolony obywatel, który pójdzie, zagłosuje i wręcz fizycznie policzy, czy mu się opłaca głosować na tych, czy na tych. I rozliczy ze świadczonych usług. 

Czy państwo polskie się o nas stara? Jest niedostępne, trzeba się nachodzić analogowo

Bankowi się opłaca, że pan ma kartę. Państwo polskie jest monopolistą i jemu się nic nie opłaca. Ono nic nie musi, uważa, że klient musi i klient ma przyjść grzecznie poprosić, cieszyć się, że coś dostał. Zachowuje się jak typowy monopolista, który nikogo nie musi, a wszyscy mają go prosić. I ma monopol w tym sensie prawnym. Natomiast banki ze sobą konkurują o nasze pieniądze, konta, uwagę, długoterminowe lokaty, itp. i one się o nas starają. Czy państwo polskie się o nas stara? – Streżyńska ma bardzo emocjonalny stosunek do państwa, jak konsument przy okienku.

Mam zamiar skończyć z tym monopolem państwa. Państwo to my – obywatele. Czas je odzyskać – mówi z zapałem rewolucjonistki z cyfrowym sztandarem.

Problem obywatela z państwem polega na tym, że państwo jest niedostępne. Po prostu trzeba się nachodzić analogowo – dodaje.

Będzie jedna brama

Streżyńska wie, jak skorzystać z istniejących systemów komercyjnych, jak te bankowe, którymi obywatele na co dzień biegle operują:

Trzeba zrobić jedną bramę do administracji – tam wszystko znajdziemy na miejscu; ePUAP naprawiamy, ale tę wersję docelową, czyli generalnie rozdzielamy profil zaufany, który jest w tym najważniejszy, bo to nasza tożsamość i podpis online do prostych, ale licznych życiowych transakcji. Będzie go można założyć sobie z poziomu banków, ale wykorzystywany będzie do tych usług, które będą na obywatel.gov.pl. Cały ePUAP schowa się pod obywatel.gov.pl.

Skosimy te wszystkie liczne hasełka. Sama nie wiem gdzie je mam. Będzie jeden interfejs

To będzie taki interfejs do wszystkiego. Chcemy pomału wykosić te wszystkie liczne hasła i hasełka. Do każdego systemu człowiek ma inne hasła. Na początku tego roku dyrektor generalny zrobił nam prezent, pracownikom i zaprosił ePUAP, ZUS i NFZ, żeby pracownicy mogli sobie pozakładać konta na tych wszystkich trzech portalach. No i rzeczywiście, ludzie poszli i pozakładali. Sama poszłam, bo miałam na ZUS, nie miałam NFZ, miałam na ePUAP. A główny przedmiot pożądania to EKUZ. Ale ponieważ nie pamiętałam, jakie hasło mam na ZUS, to oni pomogli odzyskać te hasła, pozapisywałam sobie, wróciłam szczęśliwa do domu i już znowu nie wiem, gdzie mam te hasła. To nonsens. Z banku korzystamy codziennie, znamy hasła na pamięć i za pomocą tego banku czy innego spełniającego warunki serwisu można spokojnie wszystko obsłużyć.

Pan ma dowód nieważny…

Jeżeli chcecie się przekonać, czy ktoś sprawdzi ważność waszego dowodu osobistego, to umówcie się na wywiad z minister cyfryzacji. Nasze wejście do tak zwanego w środowisku internetowym “mac-u” zaczyna się od małej turbulencji, bo strażniczka szybko odkrywa, że dokument jednego z nas już jakiś czas temu stracił ważność, czego nie zauważyli na żadnej z granic państwowych, na których go oglądano.

Wykłócam się z konduktorami

Zapytana o dowód osobisty minister Anna Streżyńska śmieje się i mówi: – Nie noszę nigdy. Z powodu braku dowodu mam zawsze jakieś problemy, wykłócam się z konduktorami w pociągach, nie mogę wejść w jakiejś miejsce. Teraz mam legitymację służbową KPRM-owską, to przynajmniej do Sejmu mnie wpuszczają, ale bywały takie momenty, że nie miałam nic ze sobą i mówiłam: kurcze blade, to się nauczcie twarzy swoich ministrów, bo mam komisję. Ale później dostaliśmy legitymacje i też mnie to wkurza, bo też powinnam ją mieć tutaj,w telefonie, a ta legitymacja wygląda jak wykwit PRL-u. Totalnie.

Dowód w smartfonie

Minister cyfryzacji wspomina o dowodzie osobistym w smartfonie i to już za rok:

Wcześniej pewnie się nie wyrobimy. Tym bardziej, ze przejdziemy przez coś, co nazywa się mobile connect. To taka usługa standaryzowana przez stowarzyszenie GSM i ona umożliwia realizację usług komercyjnych i administracyjnych za pomocą “lekkich” credentiali mobilowych. Nie jest pełnym dowodem osobistym w komórce, który umożliwia określenie tożsamości przed władzą, czyli że policjant jest w stanie sczytać z tego telefonu kim ja jestem, czy że mogę u notariusza kupić fabrykę, ale umożliwia mi robienie transakcji, składanie wniosków, zawarcie drobnych transakcji życia codziennego, zakupy elektroniczne, itd. I ten mobile connect jest wdrażany w kilku krajach w Europie, ale my się też z naszymi “komórkowcami” do tego szykujemy.

Mnie się nawet nie chce na Filarecką na Żoliborz jeździć po te wezwania

Pytamy też o kolejny problem “pierwszego świata”, zmorę młodych zapracowanych – czyli listy polecone, które trzeba odbierać na poczcie: – Mnie się nawet nie chce na Filarecką na Żoliborz jechać po te wezwania i inne dokumenty, które mi tam przetrzymują. Myślę, że tam już jest stos, bo programowo nie jeżdżę i nie odbieram korespondencji. Nie chcą uruchomić usługi, która polegałaby na tym, że wskazuję im adres, pod którym mają tę korespondencję (a chodzi o tę z sądów czy z urzędów) przesłać fizycznie, no to dobra: jak fizycznie nie, to niech mi to otworzą, przeskanują i wyślą najlepiej na telefon, bo wtedy już nigdzie nie muszę iść, tylko mam informację, że muszę iść wezwanie na policje ws. mandatu, na Żwirki i Wigury do pokoju 10, tam się mam stawić o 10:00 do pani takiej i takiej i to wszystko, czego potrzebuję.

Streżyńska z pasją opowiada o usługach cyfrowych Poczty Polskiej:

To są rzeczy, które dla normalnego, bardzo zabieganego człowieka są podstawowe i już dawno powinny być wdrożone. Poczta-Polska Usługi Cyfrowe to firma, która od 4 lat działa na rynku, ma zaskakująco niski efekt, jeśli chodzi o ilość ludzi korzystających, bo ta usługa się nie rozwija dla wygody obywatela; korzystają z niej duże firmy, które za jej pośrednictwem nadają korespondencję masową, czyli wypychają do poczty drogą elektroniczną rozmaite kwity, ona drukuje, opakowuje w kopertę i wrzuca nam do skrzynki jako rachunek, fakturę, czy inne druki ulotne. A można ten potencjał wykorzystywać w znacznie szerszy sposób i jest parę innych usług, które chcielibyśmy wspólnie z Pocztą dać dla przedsiębiorców, szczególnie gdy za kilka tygodni wejdzie w życie ustawa o usługach zaufania, żeby można było dokumenty uwierzytelnione elektronicznie i dostarczone bezpiecznym e-doręczeniem uważać za równorzędne z oryginałem podpisanym, datowanym i popieczętowanym właściwymi pieczątkami. Faktury, zaświadczenia o niezaleganiu z podatkami, itd. itd.

15.06.2016 Warszawa Anna Strezynska Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC

Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC

Będzie główny informatyk kraju

W miarę trwania rozmowy coraz bardziej zapadamy się w fotelach, mając wrażenie, że te wszystkie skróty, nazwy rejestrów są jak urzędnicza matnia, jak kłębowisko kabli, z którego coraz mniej można zrozumieć, do czego one prowadzą.

Pada słowo klucz – miotła, które wyrywa nas z poczucia, że jesteśmy kafkowskimi Józefami K.

Miotła musi iść wszędzie – mówi Streżyńska: – Musimy się skoncentrować na tym, aby zinformatyzowaną administrację jakoś ułożyć systemowo, dlatego wymyśliliśmy coś, go nazywa się Główny Informatyk Kraju i to nie jest nowy organ broń Boże. To idea, czyli minister cyfryzacji, który musi mieć uprawnienia do horyzontalnego działania.

Główny informatyk nie będzie myszkowym

Główny Informatyk Kraju to też taka trochę mylna nazwa, bo jak myślę, to widzę tego myszkowego, który roznosi te myszki i pyta: nie działa panu? A sprawdził pan, czy wtyczka jest włożona do gniazdka? A tu chodzi o metareguły, o wsparcie tych, który rozpoczęli projekty i nie radzą sobie, trzeba im pomóc, o ustanowienie standardów technicznych, o rozliczanie i nie dublowanie wydatków, audytowanie, kontraktowanie na zdrowych zasadach, o zadbanie o to, aby własność intelektualna związana z rozwiązaniami informatycznymi znajdowała się po stronie państwa z tymi wszystkimi opisami, które są potrzebne, żeby to potem odkodować i przyłączyć inne systemy.

Nie wiem, czy ktokolwiek poza ministrami czytał program zintegrowanej informatyzacji państwa, cokolwiek to oznacza…

Zdaniem Streżyńskiej, dokumenty państwowe muszą być prostymi instruktażami dla urzędników, a nie akademickimi rozprawami:

To się wiąże ze zmianami w kluczowych dokumentach. Kiedyś powstał program zintegrowanej informatyzacji państwa, cokolwiek to oznacza. Nie wiem, czy ten dokument ktoś czytał, poza autorami i wiceministrami, ministrami z tego ministerstwa. Cała reszta, tak myślę, gdy zobaczyła jego obszerność, to po prostu się poddała. My go chcemy odchudzić, żeby był bardziej przejrzysty. Są tu dokumenty dot. architektury państwowej, jak systemy mają współdziałać, ale jak czytałam ten dokument, to on jest bardziej podobny do akademickiego podręcznika niż do konkretnego zadania i zbioru zasad do zrealizowania.

A będzie internet 5G? – zmieniamy na chwilę temat:

No tak, oczywiście.

Kiedy?

Nieprędko. W wielu krajach już rozdysponowano, ale samo widmo zostanie przyznane trochę później, zrobiono przetargi. My natomiast jesteśmy skrajem Europy i nawet jeżeli byśmy mieli te 700-tkę uwolnioną, to nie jesteśmy w stanie tego rozdysponować bez uzgodnień z krajami zza wschodniej granicy. A to są procesory wieloletnie, ćwiczyłam to w UKE z naszymi wschodnimi partnerami, bo oni zazwyczaj te częstotliwości mają albo w zastosowaniach wojskowych, albo jeżeli zrobili krok do przodu, to przerzucili to na telewizję cyfrową, tak jak my zresztą. Będziemy mieli przeprowadzić proces uzgodnień międzynarodowych na granicach wschodnich, to pierwsze ważne zadanie, a drugie uzgodnić z właścicielami tych koncesji, w jaki sposób zrekompensujemy im straty, jeżeli trzeba by było wygaszać koncesje, lub w jaki sposób uwzględnimy inaczej ich ważne interesy w tej sprawie. Lata lecą i to sprzyja m.in. integracji podmiotów – te, które są zainteresowane telekomunikacją szerokopasmową i internetem, najczęściej coraz bardziej integrują się z podmiotami medialnymi. Możliwe, że w 2020 r. rynek sam odpowie na wiele z tych problemów. Natomiast nie ulega wątpliwości że mobilny internet jest kluczem do rozwoju nie tylko usług dla osób prywatnych, ale całego tzw. Przemysłu 4.0, czyli naszej cyfrowej gospodarczej pomyslności.

15.06.2016 Warszawa Anna Strezynska Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC

Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC

Łby się nam zagotowały

Nie ma co ukrywać, że rudy i blond łby gotują się nam od kolejnych porcji skrótów, które wystrzeliwuje Streżyńska, więc przynajmniej na chwile staramy się je ostudzić i skierować tor rozmowy na lżejszy.

Siedzi tu pani po nocach?

No… Siedzę.

Nie lubi pani w domu posiedzieć?

Lubię. Pokaże wam moje miejsce zapasowego sterowania. To moje ulubione miejsce.

Ten stolik w ogrodzie?

Tak, tak. No właśnie, ten stolik. Jak już jest lodowato, to się zakrywam tym kocem i dalej siedzę. Jak mi już ręce zgrabieją przy komputerze, jak nie jestem w stanie stukać, to schodzę. To gdzieś przeważnie koło 2 w nocy. A to są weekendy, bo w tygodniu raczej tu siedzę. Jak już jestem, to nie opłaca mi się za bardzo przemieszczać. Jak już mi się oczy zamykają, to się zwijam, ale jak wracam do domu, to siedzę długo, bo pracy jest bardzo dużo. Nie dlatego, że jestem taką bohaterką, jestem generalnie leniwą osobą. Pan Bóg mnie pokarał.

Totalnie pani jest leniwa – wybuchamy śmiechem po słowach powszechnie znanej z mrówczej pracowitości minister.

Z natury jestem leniwa, ale niestety tak mi się życie poplątało. Natomiast mam tylko połowę obsady w tej chwili. Dlatego dzielimy większość ryzyka i obciążenia informatyczno-telekomunikacyjnego z moim wiceministrem, Piotrem Woźnym, bo minister Kołodziejski zajmuje się do kontaktami z Sejmem, sprawami międzynarodowymi, współpracą z NGO’sami, oraz tzw. sprawami miękkimi, m.in. tzw. re-use, czyli wykorzystywaniem danych publicznych dla potrzeb prywatnych i biznesowych, itd. Z Woźnym zaś cała informatyzacja, telekomunikacja, cyberbezpieczeństwo, legislacja, program Polska Cyfrowa – sama informatyzacja to zarówno rozliczenie lat 2007-2013 jak i zagospodarowanie srodków na lata 2014-2020; wszystko jest na naszych głowach i po prostu mamy teraz nadmiar.

Czy są ataki rosyjskie na polskie systemy?

Nie da się tak powiedzieć, że można zidentyfikować dokładnie kierunek. Jest kierunek przypuszczalny z reguły, a po drugie, my też się nie staramy pytać o to, czy są ataki, ile jest ataków, kiedy są ataki, skąd są ataki, tylko raczej przeciwdziałać. Nasza rola to skoordynowanie wszystkich użytkowników systemów, żeby cały system cywilnej informatyki był bezpieczny. Biznes radzi sobie w dużej mierze sam, a administracji trzeba nieco pomóc, więc próbujemy zbudować takie klastry bezpieczeństwa, żeby po prostu dostęp do zasobów administracji, a w szczególności do serca systemu jakim są rejestry, był bezpieczny, był chroniony odpowiednimi filtrami i nie był zapewniany przez licznych przypadkowych dostawców. u. Akurat w cyberbezpieczeństwie złota reguła jest taka, że coś się wydarzyć po prostu musi. “Oni” są sprytniejsi i szybsi niż nasze zabezpieczenia.. Jest tak, jak z wirusami. Powstają wirusy i dopiero potem powstaje na nie jakaś reakcja, jest wyścig, kto będzie szybszy, natomiast ważne jest także to, żeby być w stanie się podnieść, jak coś się wydarzy, a nie leżeć bezradnie.

00.00.2015 Warszawa Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC

Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC

Asystentka: Przyszedł pan Szymczuk, czy wpuścić?

Ależ oczywiście.

– Pani minister go zna?

Kto go nie zna.

– To gwiazda sama w sobie.

Coś w tym jest. Zresztą robił nam te zdjęcia, które mamy na stronie, które nazwano drużyną A 🙂.

– Śpi pani ze smartfonem?

Niestety tak. Podobno niezdrowo.

Minister cyfryzacji chyba powinien.

Streżyńska się śmieje: – Ludzie tak się przyzwyczaili do 24-godzinnego obrotu u mnie, że po prostu non stop coś tam pika.

Budzi panią budzik w smartfonie?

Oczywiście mnie budzi.

O której?

O 5.

O 5?!

O piątej… Żeby być tu na 7:15, to muszę o 5 wstać. Kiedyś myślałam, że nie ma takich wariatów, którzy by mogli przyjść na spotkanie u ministra o 7:15.

Zależy do jakiego.

Obojętnie do jakiego, ale żeby przyjść, to nawet 7:15 jest dobra.

Zbieram fajne pomysły z Twittera

My prowadzimy bardzo otwartą politykę i zbieramy fajne pomysły. Przynoszą je nam ludzie wszystkimi kanałami. Elektronicznymi, analogowymi, także o 7.15 rano. Niezwykli ludzie, chcący zmieniać rzeczywistość. Zbieram fajne pomysły – i z Twittera, ludzie mi piszą i na prywatnym, i na publicznym; podpowiadają różne wzory z innych krajów, własne pomysły. Niektórzy przysyłają wprost na maila całe gotowe koncepcje różnych rzeczy. Nawet nie mam mocy przerobowej, żeby to wszystko przetworzyć, sprawdzić, na ile to ma sens. Czasem, po wielu miesiącach gdzieś tam klapka zaskoczy i mówię: wow, coś na ten temat miałam. No i się zaczyna przekopywanie, gdzie to było, kto mi przysłał, co mogę z tym zrobić.

Co pani sprawdza, jak się budzi?

Maile. Od razu sprawdzam, bo z nocy zawsze jest urobek. Nie wiem, jak to jest, ale zawsze są.

Chyba jest pani pierwszym ministrem, u którego nie jest włączony telewizor z kanałem informacyjnym.

I w związku z tym zwykle jestem zaskoczona wydarzeniami.

Pani ma Samsunga.

Tak.

A ma pani jakiś sprzęt od Apple’a?

Mam. iPada mini. To najporęczniejsze jako notatnik.

A co tam wisi na ścianie koło biurka?

To długa historia. Pierwsze dni mojego urzędowania tutaj; byłam przyzwyczajona do standardów, które wypracowałam w UKE, gdzie gdy zapraszałam ludzi na spotkanie, nawet na za 2 dni, to zaproszenie było skanowane i wysyłane, albo faksowane do adresata, żeby był w stanie się zapoznać i do mnie przyjść. Tu nie. Tutaj to pismo doszło 2 dni po imprezie do adresata, który był moim głównym gościem, bo zostało wysłane pocztą, zresztą nie od razu, tylko na drugi czy trzeci dzień. To on mi mi właśnie je potem przyniósł oprawione w ramki, żeby mnie zawstydzić, bo to Kajetan Wojsyk, bardzo słynny człowiek, który eliminuje papier z administracji przez całe swoje życie.

O, Boże!

“Nie dość, że wysłałaś mi to na papierze, to jeszcze na dokładkę popatrz na zbitkę tych dat. Kiedy do mnie napisałaś, kiedy do mnie wpłynęło, na kiedy mnie zaprosiłaś”. No i mówi: przy papierze nie jesteś w stanie osiągnąć takiego efektu. Mówię: w UKE byłam w stanie. To szło skanem, ale tutaj tak nie będzie działało. Jak zorientowałam się, jaka jest prawda o ministerstwie, to powiedziałam: odtąd nie podpisuję dokumentów papierowych bez waznego powodu. Bardzo rzadko podpisuję papiery, to moze 1% wszystkiego co podpisuję.

Za miesiąc coś fajnego dla obywateli

Pod koniec prawie dwugodzinnej rozmowy udaje się Annę Streżyńską namówić na małego newsa:

Mieliśmy takie ćwiczenie, warsztaty, 20-parę osób z urzędu z ludźmi zajmującymi się ponownym wykorzystaniem danych, którzy, namówili nas do zadania: do czego można wykorzystać dane, które mamy w ministerstwie lub które są dostępne w innych resortach, żeby coś fajnego dla ludzi zaoferować. Jak sobie wypisaliśmy jakie mamy rodzaje danych, kolejne pytanie było: dobra, co z tymi danymi zrobimy? I włączyło się wtedy myślenie”biznesowe”,czy da się takie dane skomercjalizować albo zrobić ciekawą usługę użyteczności publicznej. No i wymyśliliśmy parę fajnych aplikacji dla obywateli i zobaczymy, bo kilka poszło do “produkcji” i jest szansa, że pojawią się na smartfonach 3 czy 4 aplikacje napisane przez ministrów i dyrektorów z MC.

Kiedy je zobaczymy?

Chyba niektóre to już za miesiąc, a niektóre pod koniec wakacji. Właśnie to, że musieliśmy się przestawić na tego typu myślenie spowodowało, że zobaczyliśmy, że wśród mnogości beznadziejnie działających systemów informatycznych są systemy, które może niekoniecznie są hitami dla obywatela, ale w niektórych jest rewelacyjnie zrobione API i biznes może zrobić na tym dla siebie lub dla obywateli dobre aplikacje. I to kompletnie nas zaskoczyło. Nie będę teraz zdradzać szczegółów, ale są takie miejsca w naszej “Grupie MC” (czyli MC i jednostki podległe), które postrzegaliśmy jako muzeum techniki, a okazało się, że zrealizowały wzorcowe API, za pomocą którego można zrobić ciekawą aplikację dla biznesu. Ponadto chcemy namówić inne ministerstwa żeby wykonały to samo ćwiczenie, przekonały się jak trudno – mimo obowiązywania zasady otwartości danych – zdobyć i wykorzystać dane publiczne, a jak wiele mogą w naszej rzeczywistości zmienić.

Kończąc, oddajemy minister Streżyńską w szpony fotografa Jakuba Szymczuka. Gdy ten zmusza ją do robienia różnych dziwnych rzeczy, jak na przykład gniecenia i rzucania za siebie kartek papieru, my dopytujemy jeszcze o to, gdzie chciałaby jechać na wakacje. – Do Louisiany, ze względu na kuchnię i jazz.

15.06.2016 Warszawa Anna Strezynska Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC

Fot. Jakub Szymczuk /FOTO GOSC