W ostatnich tygodniach kurtyna dziejów podniosła się na chwilę i pokazała, czym naprawdę jest współczesna polityka i jakie rządzą nią mechanizmy. Grzechem byłoby nie skorzystać z tej unikalnej okazji i nie zanotować na bieżąco tego, co mogliśmy ujrzeć w Mińsku oraz przy okazji całego konfliktu ukraińsko – rosyjskiego. To naprawdę wyjątkowa szansa na złapaniu historii spuszczonej z łańcucha i zrobieniu jej pamiątkowej fotografii, która zatrzyma na chwilę jej istotę i sedno. Cóż więc takiego mogliśmy dostrzec przez ostatnie kilkanaście dni i jakie należy z tego wyciągnąć wnioski?
Po pierwsze, że Europa jest monarchią, a jej królową jest Angela Merkel. To ona ma głos decydujący w sprawach naszego kontynentu i od jej woli zależy, co Unia postanowi. Nawet prezydent Francji traktowany jest jako ciotka – przyzwoitka, której głównym zadaniem jest zacieranie tego dojmującego obrazu dominacji Niemiec. Spełnił się koszmar Thomasa Manna – Europa jest niemiecka. Choć, co warto jednak podkreślić, jest też tak, że Niemcy są europejskie. Przynamniej na razie.
Po drugie, nie dość, że Europa jest monarchią, to w dodatku jest monarchią niedemokratyczną. Większość mechanizmów demokratycznych jest w niej zawieszonych lub pomijanych. Do Mińska Merkel i Hollande pojechali bez jakiegokolwiek mandatu unijnego. Po prostu – spakowali się i polecieli do stolicy Białorusi, na miejscu negocjowali, a potem dopiero przedstawili wynegocjowany deal do, milczącej faktycznie, akceptacji innym przywódcom unijnym. Wszystkiemu temu biernie przypatrywali się Tusk, Juncker i Mogherini. Gdy kanclerz RFN, przy statyście jedynie prezydenta Francji, negocjowała z Putinem, wszyscy wielcy unijni pokornie czekali na to, co królowa Europy ustali i da im potem do zaklepania. „Prezydent Europy”, przewodniczący Komisji, szefowa unijnej dyplomacji oraz liderzy pozostałych 25 krajów (nie mówiąc już o europosłach) byli jedynie widzami mińskiego spektaklu.
Po trzecie, wybór Mińska jako miejsca obrad, był koronnym dowodem na to, że dla UE nie liczą się żadne prawa człowieka, a jedynie polityczne i ekonomiczne interesy. Nie sposób zliczyć rezolucji PE czy komunikatów Rady i Komisji potępiających działania Łukaszenki. Ale gdy doszło do sytuacji kryzysowej, to zamiast wybrać Genewę czy Wiedeń, europejscy liderzy udali się na Białoruś, by obściskiwać się z dwoma dyktatorami – Putinem i Łukaszenką właśnie. To bardzo zła wiadomość dla tamtejszej opozycji, której część siedzi w więzieniach, oraz dla…mniejszości polskiej. W najbliższym czasie nie popłynie w stronę Mińska żaden głos z Brukseli, wzywający do poszanowania praw człowieka. Za wspólne zdjęcia Merkel, Hollnade’a, Putina, Poroszenki i Łukaszenki zapłacą białoruscy opozycjoniści i tamtejsi Polacy.
Po czwarte, przy całym krytycyzmie wobec takiego obrazu współczesnej UE, nasze w niej pozostawanie, wraz z członkostwem w NATO, jest JEDYNYM, co strzeże nasz kraj od przećwiczenia ukraińskiego scenariusza. Gdyby nie nasza obecność w Unii oraz w Sojuszu, dziś na wschodzie i północy Polski grasowałyby bandy separatystów w zielonych mundurach. Nie mądrość naszych przywódców, nie siła naszej niezwyciężonej armii i nie potencjał gospodarczy zielonej wyspy strzegą nas obecnie przed rosyjskim atakiem hybrydowym lub niehybrydowym. Ważne by mieli to w głowach wszyscy ci, którzy będą w najbliższych kampaniach w Polsce nawoływać do naszego wyjścia z Unii czy z NATO. Puknijcie się, łżerealiści, w wasze puste głowy.
Po piąte, jedynym realnym zagrożeniem dla pokoju w naszej części świata jest Rosja. Dlatego przeciwdziałaniu potencjalnej agresji ze strony tego państwa powinny być podporządkowane wszystkie nasze działania w sferze obronności i dyplomacji. Nie zaatakują nas Niemcy, Czesi czy muzułmanie. Jedynym, co naprawdę zagraża naszej niepodległości, jest skoordynowana akcja Kremla. Dlatego nie należy szczędzić środków i wysiłków, by przygotowywać się na taki atak lub mu przeciwdziałać. Mogą temu służyć wielorakie działania – inne ulokowanie wojsk, dofinansowanie takich instytucji, jak Ośrodek Studiów Wschodnich, ponad[partyjne porozumienie w sprawie przygotowań na rosyjską agresję, wzmocnienie służb specjalnych na wschodnim kierunku, powołanie Europejskiego Uniwersytetu Wschodniego itp.
Po szóste, sprawą strategiczną dla naszego bezpieczeństwa jest obecność na naszym kontynencie, a szczególnie w naszym kraju, wojsk, inwestycji i obywateli amerykańskich. Tylko Stany Zjednoczone mają wolę i zdolności do powstrzymania coraz bardziej awanturniczej polityki Putina i tylko amerykański straszak może działać na rosyjskiego satrapę. Europejczycy tak często się w jego oczach skompromitowali, że nie można liczyć na to, iż będą w jakimkolwiek stopniu odstraszać Kreml od prowadzenia agresywnej polityki wobec nas. Obecność amerykańskich baz wojskowych, wielomiliardowych inwestycji z USA oraz, ostatecznie, obywateli Stanów Zjednoczonych – oto, co może powstrzymać marzenia Putina o przećwiczeniu ukraińskiego scenariusza w krajach nadbałtyckich oraz w Polsce.
Po siódme, jak widać z powyższych uwag, polska racja stanu zawiera się w trzech postulatach: powstrzymaniu potencjalnej agresji ze strony Federacji Rosyjskiej, przeciwdziałaniu dominacji Niemiec w UE oraz w utrzymaniu trwałych i silnych więzów z USA. Tym trzem kwestiom powinna być podporządkowana nasza dyplomacja. Być może postulat likwidacji naszych placówek dyplomatycznych w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej jest zbyt radykalny, ale należy dostrzec, że nasze interesy nie mają charakteru globalnego, a jedynie regionalny i temu właśnie podporządkować prace i strukturę MSZ. Nie ma co udawać mocarstwa światowego, które prowadzi grę na całym globie. Mamy trzy zadania do wykonania i należałoby dostosować nasze skromne środki i możliwości do ich skutecznej realizacji. Potrzebna jest więc poważna debata wewnątrz kraju na ten temat.
Po ósme, polska polityka wewnętrzna osiągnęła dno. Ostatnia dekada pokazała, że nie ma takiej sfery życia publicznego, której nie można by było poświęcić na rzecz partyjnych i osobistych interesów. Wszystkie partie, choć nie w równym stopniu, brały udział w tym osłabianiu państwa polskiego w imię swoich partykularnych kalkulacji. Należy więc oczekiwać, że dojdzie po obu tegorocznych wyborach, do zawarcia ponadpartyjnego porozumienia, co do wypracowania, a następnie realizacji zadań, mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa Rzeczpospolitej w nadchodzących trudnych czasach. Brak profesjonalizmu polskiej dyplomacji, w porównaniu z powagą sytuacji, nigdy nie był tak porażający, jak ostatnio. Należy sięgnąć po wszystkich ludzi i wszystkie środowiska, by w pełni wykorzystać nasze zdolności analityczne, obronne, ekonomiczne i dyplomatyczne, by najpierw opracować, a potem osiągnąć zamierzone cele. Musi się to dokonać ponad partyjnymi podziałami i bez względu na to, kto okaże się zwycięzcą prezydenckich i parlamentarnych wyborów.
Po dziewiąte, i najważniejsze – wydarzenia kilkudziesięciu ostatnich dni pokazały, czym naprawdę jest polityka. Obnażyły słabość i niedemokratyczność Unii, prawdziwe oblicze Putina, mizerię polskiej polityki… Ale najcenniejszą lekcją, którą otrzymaliśmy z podniesienia się na chwilę kurtyny dziejów, jest to, że przez chwilę mogliśmy poczuć zimny powiem historii. Historii, która jest pasmem mordów, cierpień, wysiedleń, gwałtów, masowych czystek, rabunków, najazdów i zaborów. I dzięki temu mogło do nas dotrzeć, że ona naprawdę się nie skończyła, że jest, trwa. I że to wszystko, o czym czytaliśmy w podręcznikach i co przerażało nas, ale jednocześnie czyniło te straszne opowieści nierealnymi, że to wszystko może się i nam przydarzyć. Że nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza…
Fot: Bunderegierung/Kugler