Temat Grabarczyka niespotykanie – jak na sytuację o tych rozmiarach szkody – szybko zniknął z obiegu medialnego. Wychodzi na to, że Ewa Kopacz, po raz pierwszy tak sprawnie zarządziła poważnym kryzysem politycznym. Poważnym głównie dlatego, że dotyczył ministra, który jak choćby wynikało z prezentacji rządu w auli Politechniki, był elementem wrażliwej konstrukcji równowagi i „nowego pokoju w Platformie”: Kopacz-Grabarczyk- Schetyna. A potencjalnie dewastującym, bo odbywającym się na tydzień przed końcem kampanii przed pierwszą turą.
Gdyby Kopacz pozwoliła, by kryzys wokół Grabarczyka się rozlał na kilka dni, to w obecnej sytuacji wokół kulejącej kampanii reelekcyjnej Komorowskiego, wciąż niewzmocniona własnym wyborczym sukcesem liderka PO, mogłaby zostać obwiniona przez Pałac i przeciwników w Platformie za cios w kampanię PBK.
Ale to nie nastąpiło, bo Kopacz poradziła sobie nawet sprawniej, niż generalnie dający sobie dobrze radę w sytuacjach kryzysowych Tusk.
Operacja sprawiała wrażenie posiadania przez premier pełnej kontroli nad trudną sytuacją po dewastującej publikacji dziennikarzy śledczych portalu TVN24.pl.
Komunikat o dymisji Grabarczyka pojawił się na Twitterze KPRM dokładnie o 23:00, czyli tylko 4 godziny po publikacji tekstu TVN24 i po poświęconej mu jedynce Faktów TVN. Wracająca z wizyty w Małopolsce premier wylądowała przed godziną 20. To dość niezły czas, jak na zwolnienie z rządu kluczowej postaci najsilniejszej partyjnej frakcji, wbrew zresztą temu jak sam zainteresowany wyobrażał sobie ten proces (o czym pisaliśmy na 300).
Poranek dnia następnego upłynął pod znakiem dyskusji o dymisji Grabarczyku i kalendarzu powołania następcy. Rzecznik rządu sugerowała, że do powołania następcy ministra sprawiedliwości może się dojść na początku tygodnia. Ale to wydłużałoby medialny cykl tematu machinacji Grabarczyka wokół uzyskania pozwolenia na broń i nieciekawych kulisów śledztwa.
Według naszych informacji, premier sama wybrała Borysa Budkę na kolejnego ministra sprawiedliwości. Szerzej nieznanego śląskiego posła miała poznać jako marszałek Sejmu, ponieważ Budka należał do rekordzistów, jeśli chodzi o reprezentowanie izby w postępowaniami przed Trybunałem Konstytucyjnym. Był to wybór niezły, bo weekendowy Fakt zauważa, że wybór nowego szefa MS został przyjęty pozytywnie nawet przez opozycję.
Po telefonie Kopacz, zaskoczony Budka wsiadł w samochód i udał się do Warszawy, lecz okazało się, że może zdążyć na najbliższy samolot do Warszawy i już z trasy zawrócił na lotnisko w Pyrzowicach.
Po godzinie 14, gdy CIR zawiadomił o briefingu PEK, nikt z komentatorów się nie spodziewał przedstawienia następcy Grabarczyka. W krótkim wystąpieniu o 15:30 premier zaprezentowała Borysa Budkę ze sporą dyscypliną przekazu: młody prawnik ze Sląska, z zadaniem wprowadzenia ustawy o bezpłatnej pomocy prawnej dla najbiedniejszych. Jedynym potknięciem było nazwanie Borysa Borysławem, ale zdaniem naszych rozmówców premier myślała, że to powszechnie używane zdrobnienie i nie chciała w sytuacji formalnej być zbyt bezpośrednia.
Poza zguglowaniem, kim jest Borys Budka i sprawdzeniem jego tweetów, temat okoliczności zmiany w ministerstwie praktycznie przestał w przestrzeni medialnej istnieć. Poza tym, że politycznie będzie miał w grze wewnętrznej w PO spore konsekwencje. Ale prznajmniej nie przerodził się w trwający cały długi weekend spektakl kolejnych rewelacji o Grabarczyku, co stałoby się, gdyby premier jednak odłożyła decyzję o jego ścięciu. Lub festiwal spekulacji o następcy, który rozpocząłby się, gdyby Kopacz nie zdecydowała o szybkim powołaniu Budki.
Fot. Flickr KPRM