Najbardziej energetyczna od Ergo Areny w 2011, konwencja PO to jeszcze za mało, by podjąć wyrównaną walkę o wyborcze zwycięstwo. Z pewnością jednak odegra swoją rolę terapeutyczną nie tylko dla struktur lokalnych Platformy, ale przede wszystkim – jej liderów. Stratedzy PiS uważają, że rewolucja podatkowa zaproponowana przez PO to paliwo dla Petru. Trudno też nie ulec wrażeniu, że żaden z lokalnych kandydatów PO nie będzie umiał wytłumaczyć wyborcom jej założeń. Mimo tego, partia Kopacz potrzebowała na sztandarach projektu politycznego o rozmachu i ambicji dawnej Platformy. Rozmach ten, od kampanii Andrzeja Dudy przejęła jej konkurencja. Na razie wystarczy na wyjście z depresji i przełamanie niewiary w sukces, ale to jeszcze za mało, by walczyć o mistrzostwo.

W komorze do palenia papierosów, obok sali Targów Poznańskich, gdzie odbywa się konwencja, spotykamy rezydującego tam i sprawiającego wrażenie skrępowanego okolicznościami w jakich się znalazł – Ludwika Dorna. Gdy w końcu kończy cienkiego papierosa, działacze zaczynają między sobą śmielej rozmawiać o przedstawionych przez Kopacz i Lewandowskiego tezach programu. Okazuje się, że każdy z nich, podatkową rewolucję zrozumiał inaczej. Jeden, jako całkowitą likwidację NFZ i ZUS, inny jako 10% podatek liniowy. Zastanawiają się jak to się sfinansuje. Jeden z działaczy rzuca: “A co my mamy dla przedsiębiorców?”.

Mało kto na sali zrozumiał mechanizm “likwidacji składek” i 10% PIT. I to nowy program jest źródłem sukcesu konwencji, ale i – w dłuższej niż jeden cykl medialny – być może też obciążeniem dla poszukującej resetu Platformy. Bo gdyby nie udany spin Kamińskiego i przeciek “rewolucji podatkowej” do GW i Wiadomości TVP, to poznańska konwencja nie wzbudziłaby takiego zainteresowania i nie dała rządzącej od 8 lat partii pozorów odświeżonego podejścia. Platforma sięgnęła po spektakularny plan podatkowy w momencie, gdy jej kolejne propozycje brzmiały prawie tak atrakcyjnie jak nazwy projektów unijnych.

Rozmach rewolucji podatkowej jest dokładnie tym, czego Platforma w dzisiejszym cyklu medialnym potrzebowała, by konwencja była sukcesem i przełamywała wszechogarniające poczucie schyłku. Ale w dłuższej perspektywie niż dwa, trzy wydania serwisów informacyjnych i papierowych dzienników, projekt może się okazać pułapką. Bo – po pierwsze, jego szczegółów nie zrozumieli obecni na sali działacze i trudno sobie wyobrazić jak partyjni liderzy będą je od niedzielnych programów wykładać wyborcom. O kandydatach na lokalnych listach wyborczych nie wspominając.

Po drugie – na zawiłościach i ewidentnych dziurach programu podatkowego PO może potencjalnie zyskać podgryzający Platformę na flance wolności gospodarczych i wartości pierwszej PO – Ryszard Petru. Tak uważają stratedzy PiS, którzy w rozmowie z 300POLITYKĄ liczą na to, że główny ciężar podważania wiarygodności nowego programu PO weźmie na siebie Petru.

Sama Ewa Kopacz miała z pewnością jedno z lepszych, jeśli nie najlepsze wystąpienie w swojej karierze. Wyraźnie odcięła się od Platformy, jaką odziedziczyła po Tusku. Na jej rzecz przemawia to, że nie jest to już rządzona przez bezideową spółdzielnię magma, która nie potrafiła przeprowadzić ratyfikacji konwencji antyprzemocowej, czy przeforsować przez Sejm ustawy o in vitro. To formacja bardziej przechylona w lewo, ale bardziej wojownicza i pobudzona.

Ewa Kopacz w końcu też zdała sobie sprawę, że nie startuje przeciwko Andrzejowi Dudzie w wyborach prezydenckich, bo te wybory rozstrzygnęły się w maju. I do języka partyjnej osy dodała wreszcie sporo pomysłów na państwo.

Kopacz wydaje się też lepszym liderem niż osiągalne alternatywy. Dziś wyraźnie było widać ten kontrast. Chwalony i powszechnie lubiany Tomasz Siemoniak bez większej werwy odczytał dość politycznie jałowe wystąpienie, jakby pokazując jak wyglądałaby konwencja PO, gdyby zaplecze Kopacz nie sięgnęło po nowe pomysły.

Platformę odświeżyło sięgnięcie jako po twarze programu gospodarczego pozostających długo, nawet dalej niż w drugim szeregu europosłów: Janusza Lewandowskiego i Dariusza Rosatiego. Porzucenie aroganckiego i odklejonego od poczucia rzetelności Jacka Rostowskiego i niemrawego, wręcz bezobjawowego politycznie i osobowościowo ministra finansów Mateusza Szczurka z pewnością Platformie zrobi dobrze, mimo, że żadnemu z nich nie udało się wytłumaczyć sali zawiłości “rewolucji podatkowej”.

PO wydaje się wychodzić z traumy po kampanii Bronisława Komorowskiego. Trudno nie mieć poczucia, że nie zawsze się jej udaje wymknąć wrażeniu deja vu z katastrofalnej kampanii byłego prezydenta. Czasem razi podobne poczucie spotykającej PO “niesprawiedliwości” i wierze w to, że życie przeszłymi sukcesami robi na wyborcach wrażenie. Ale jest tego i tak wyraźnie mniej niż w kampanii byłego prezydenta.

W kuluarach konwencji spotykamy młodego działacza Platformy, szefa grupy wolontariuszy, w minibusie krok w krok towarzyszyszącej Bronkobusowi. Adam Jankowski, który dziś kandyduje z 11 miejsca na podlaskiej liście PO mówi nam, że jego zdaniem poznańska konwencja jest jak turbodoładowanie po depresyjnej atmosferze eventów Komorowskiego: To jak niebo i ziemia – mówi nam wyraźnie podniesiony na duchu Jankowski.

Platforma z pewnością potyka się o wiarygodność. Mało prawdopodobne, by wyborcy w większej masie uwierzyli, że po 8 latach, partia może poważniej niż dotąd potraktować swoje zapowiedzi, mimo, że Kopacz jako premier miała z tym mniejszy problem niż Tusk.

PO pilnie potrzebowała psychologicznej terapii i ta konwencja nią była. Ale od wyjścia z depresji, do ponownego wejścia na polityczny szczyt droga bardzo daleka. I raczej dość niemożliwa do wykonania w miesiąc i 13 dni pozostałe do dnia wyborów. Pocieszające dla PO jest też to, że Ewa Kopacz jest wyraźnie lepsza niż Komorowski, a Beacie Szydło brakuje żarliwości i błysku Dudy.

po1ss