W sprawie tzw. ustawy dyscyplinującej sędziów wszyscy grają znaczonymi kartami – burzliwe dyskusje, próby blokowania, konsultacje czy nawet opinia Komisji Weneckiej (chyba najbardziej spektakularny pomysł opozycji w tej sprawie) niczego nie zmienią, bo Sejm w czwartek i tak odrzuci weto Senatu, a prezydent, sądząc po ostatnich wypowiedziach, podpisze nowe przepisy. Coś, co część mediów nazywa ustawą represyjną, jest jednak dopiero wstępem do większej rozgrywki, która czeka nas zapewne tuż po wyborach prezydenckich, o ile te rozstrzygną się po myśli obozu rządzącego.
Zbigniew Ziobro uchylił niedawno rąbka tajemnicy, potwierdzając wcześniejsze medialne doniesienia i przypuszczenia obserwatorów sceny politycznej. W pierwszej połowie stycznia w Radiu Maryja minister sprawiedliwości mówił: – Następnie chcielibyśmy zmienić strukturę sądownictwa. Obecnie są cztery szczeble. Po co aż tyle? To jest właśnie biurokracja. My chcielibyśmy tę strukturę spłaszczyć, żeby były trzy szczeble np. sądy okręgowe, apelacyjne i Sąd Najwyższy.
Nasi rozmówcy przyznają, że trwają analizy oraz przymiarki do spłaszczenia struktury sądowej i choć na dziś nie można nic zadeklarować co do terminu czy decyzji, to pomysł w Ministerstwie Sprawiedliwości jest klarowny i Zjednoczona Prawica chce iść w tę stronę. Obóz rządzący będzie podpierać się art. 180 Konstytucji ust. 5, na który w ostatniej kampanii powoływał się Jarosław Kaczyński: – W razie zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów sądowych wolno sędziego przenosić do innego sądu lub w stan spoczynku z pozostawieniem mu pełnego uposażenia.
Chodzi nawet nie tyle o powoływanie od początku wszystkich sędziów, ale o obsadzenie na nowo sędziów w poszczególnych sądach. Takie zmiany trudno oczywiście wprowadzać w warunkach rozpoczynającej się kampanii prezydenckiej, które istotnie będą grą o wszystko – nasi rozmówcy przyznają, że ewentualna przegrana Andrzeja Dudy to powrót do sytuacji sprzed 2015 roku. Przekaz ze strony Zjednoczonej Prawicy jest jasny: dalszy etap zmian po 24 maja. PiS w takim scenariuszu będzie miało mniej więcej 3 lata na przeprowadzenie swoich reform. Kolejne wybory odbędą się dopiero w 2023 roku. Nawet miesięczne opóźnienie w Senacie niczego tutaj nie zmieni.
Nieoficjalnie słychać też o możliwej zmianie struktury w SN i ograniczeniu do trzech izb – Dyscyplinarnej, Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz trzeciej, np. Spraw Prywatnych. Według tej koncepcji, likwidacja dwóch izb spowodowałaby zmianę ustroju, co miałoby umożliwić ponowne przeniesienie sędziów w stan spoczynku. PiS już raz próbowało przeprowadzić taką operację, najpierw w wersji zawetowanej przez prezydenta, a potem przez przesłankę wieku, co zaproponował Andrzej Duda. Po decyzji TSUE wycofało się z tzw. emerytalnej czystki.
To jednak plany na przyszłość, a najbliższe tygodnie to przede wszystkim kwestia obsady stanowiska I prezesa SN, które Małgorzata Gersdorf zwolni wraz z końcem kwietnia. Dla PiS kluczowe jest, by wśród kandydatów na tę funkcję znalazła się osoba wybrana spośród tzw. nowych sędziów. Na 17 marca zwołane zostało Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego w celu wyboru kandydatów i o to w tej chwili toczy się gra – PiS, przewidując możliwe problemy, wpisało do ustawy dyscyplinującej także przepisy antyobstrukcyjne.
Po nowelizacji, do dokonania wyboru kandydatów na stanowisko I prezesa SN wymagana jest obecność co najmniej 84 członków ZO, ale jeżeli wyboru nie dokonano ze względu na brak kworum, wymagana jest obecność co najmniej 75 członków. Jeżeli także na tym posiedzeniu wyboru nie dokonano ze względu na brak wymaganego kworum, wybór może zostać dokonany na kolejnym posiedzeniu w przypadku obecności co najmniej 32 członków. Na końcu tej ścieżki jest jeszcze bezpiecznik – jeżeli kandydaci nie zostaną wybrani zgodnie z zasadami, prezydent niezwłocznie powierza wykonywanie obowiązków I prezesa wskazanemu przez siebie sędziemu SN.
Nadal otwarte pozostaje pytanie, czy sędziowie z nowych izb – Dyscyplinarnej oraz Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – w ogóle zostaną dopuszczeni do udziału we wspomnianym Zgromadzenie Ogólnym SN. Ostatni wniosek I prezes SN o usunięcie rozbieżności występujących w orzecznictwie Sądu Najwyższego, który PiS stara się właśnie zablokować przy pomocy TK, jest już interpretowany jako próba podważenia statutu „nowych” sędziów, tak by nie mogli wziąć udziału w procedurze. Choć nowe przepisy PiS mają zapobiec takiej sytuacji, m.in. poprzez wprowadzenie wspomnianego bezpiecznika.
Tak czy inaczej, najbliższe miesiące będą rozstrzygające – albo obóz rządzący dokończy reformę, albo całość zostanie wysadzona w powietrze. W 2018 roku PiS po decyzji TSUE zrobiło krok wstecz w sprawie zmian w Sądzie Najwyższym wiedząc, że kadencja Gersdorf i tak dobiega końca, a w ciągłej kampanii trudno przeprowadzać takie zmiany. Teraz sytuacja jest inna – likwidacja Izby Dyscyplinarnej czy też odwrócenie zmian w KRS to podważenie całej koncepcji zmian firmowanych przez Zbigniewa Ziobro czy też obóz władzy. Dlatego ze strony PiS płynie jasny przekaz: ani kroku wstecz, dokończymy reformę sądownictwa. Mimo oporu unijnych instytucji, które z pewnością – KE i TSUE – nie odpuszczą.
Fot. Sejm