Nie, jutro rano wciąż nie będziemy wiedzieć, kto dostanie prezydenckie nominacje partyjne. Proces wybierania kandydata na prezydenta USA zajmuje zwykle trochę więcej czasu niż głosowanie w dwóch pierwszych stanach. Zwycięzca z Partii Republikańskiej musi zapisać na swoim koncie poparcie 1236 delegatów, a osoba, która uzyska nominację prezydencką Partii Demokratycznej, musi mieć po swojej stronie 2382 delegatów i superdelegatów. New Hampshire ma do zaoferowania 23 delegatów po stronie republikańskiej i 24 u demokratów, a na dodatek rozdziela ich proporcjonalnie.
Dlaczego prawybory w tym stanie są ważne? Budują momentum i narrację (drodzy puryści językowi, niestety, nie da się opisać procesu prawyborczego w USA używając innych słów).
Jutrzejsze wyniki najprawdopodobniej będą się różnić od sondaży – tak zwykle dzieje się w tym stanie. Po pierwsze dlatego, że wyborcy w New Hampshire lubią zmieniać zdanie, a po drugie – znacząca grupa decyzję podejmuje w ostatniej chwili, po trzecie – sondaże stanowe zwykle obarczone są dość dużym błędem statystycznym, co w przypadku wyścigu wielu kandydatow osiągających podobne wyniki może przełożyć się na zupełnie inną kolejność w stawce.
Tak wyglądały sondaże i wyniki w ostatnich cyklach wyborczych:
On New Hampshire primary day:
2008 (D): Obama +8.3 (lost by 2.6)
2008 (R): McCain +3.6 (won by 5.5)
2012: Romney +20 (won by 16.4)— EV Tracker (@ev_tracker) February 9, 2016
Wszystko wskazuje na to, że największe poparcie uzyska Donald Trump i Bernie Sanders – każdy opublikowany sondaż pokazuje, że prowadzą oni wysoko ze swoimi konkurentami, i wszystkie te sondaże musiałyby być obarczone potężnymi błędami, i znacząca grupa wyborców musiałaby w ostatniej chwili zmienić zdanie, by wynik różnił się od oczekiwań.
Ale historia wyborcza nas uczy, że zwycięzcami prawyborów niekoniecznie są te osoby, które uzyskały największe poparcie. Bill Clinton, który zwycięstwo w 1992 roku zawdzięcza między innymi dobremu wynikowi w New Hampshire, wcale nie wygrał prawyborów w tym stanie. Chodzi tu o przebicie oczekiwań – by zostać uznanym za zwycięzcę prawyborów w New Hampshire, czasem wystarczy po prostu osiągnąć wynik o kilka punktów procentowych powyżej oczekiwań czy też przebić swój wynik z sondaży. Wszyscy uznają Donalda Trumpa (oczywiście poza nim samym) za przegranego, jeśli osoba, która zamelduje się z drugim wynikiem, będzie gorsza tylko o 2 lub 3 punkty procentowe. A jeśli wynik, jaki uzyska Hillary Clinton, będzie się niewiele różnił od wyniku Berniego Sandersa, to sztab demokratycznej kandydatki będzie spinował to jako jej znaczące zwycięstwo.
Jednakże w prawyborach GOP czeka nas kolejne przetasowanie. New Hampshire to stan, który zmieni trajektorię kampanii u jednego z kandydatów establiszmentowych – tu naprawdę liczą się ułamki procentów i drugie lub trzecie miejsce jest na wagę złota. Tylko jeden z tej grupy, a należą do niej Jeb Bush, Chris Christie, John Kasich i Marco Rubio, wyjedzie z tego stanu z momentum, i budując narrację, że to on ma największe szanse na zdobycie nominacji Partii Republikańskiej oraz na sukces w listopadzie. Ted Cruz, zwycięzca z Iowa, może do wyniku podejść bez stresu – nikt od niego nie oczekuje, że wygra, a jeśli zamelduje się na mecie z numerem dwa lub trzy, będzie mógł ogłosić swoje zwycięstwo.
Najwięcej jednak do stracenia ma Marco Rubio, któremu mocno zaszkodziła ostatnia debata – słaby wynik w New Hampshire oznacza, że jego konkurenci i media będą budować narrację, że młody senator z Florydy jest niegotowy do starcia na głównej scenie politycznej. A dla Chrisa Christie i Johna Kasicha ten stan może okazać się kluczowy dla dalszej kampanii – słaby wynik oznaczać może pożegnanie się z wyścigiem.
Fot. Michael Vodum CC-BY-SA 2.0