W wyborach w PO wzięło udział 8,5 tysiąca członków Platformy – przyznał Grzegorz Schetyna w Sygnałach Dnia. Według nieoficjalnych informacji 300POLITYKI, na samego Schetynę głosowało około 80% członków PO.

W naturalny sposób wyniki w PO będą porównywane do frekwencji w niedawnych wyborach wewnętrznych w SLD. W gasnącym Sojuszu zagłosowało 14646 członków, czyli blisko dwukrotnie więcej niż w Platformie.

To kolejny symptom narastającego poczucia schyłku Platformy, a przynajmniej Platformy, jaką znamy. Partia, pomimo faktycznego zamknięcia wewnętrznego sporu sylwestrową rezygnacją Siemoniaka, utrzymuje się w badaniach opinii publicznej bliżej 10% niż 20.

Radykalne odsunięcie Ewy Kopacz, która odeszła w cień po dotkliwej przegranej z politykiem dalszego szeregu w wyborach na szefa klubu, mogło okazać się błędem. Kopacz, mimo złośliwości jakie ją spotykały w samej PO, była politykiem konsekwentnie  konfrontującym się z Jarosławem Kaczyńskim.

Jest to strategia, którą z powodzeniem realizuje dziś śmiertelny rywal PO – Ryszard Petru. Degradacja Kopacz pozbawiła PO możliwości odwoływania się do rządowego dorobku 8 lat, który można – mocno nawet – kwestionować, ale obejmujący dziś władzę w PO Grzegorz Schetyna w naturalny sposób nie przywołuje skojarzeń z osiągnięciami, w które wierzyli wyborcy Platformy.

Nawet jeśli nowe przywództwo PO znajdzie potraktowanej jak radioaktywny odpad Kopacz jakąś rolę to i tak, będzie to wyglądało jak naprawianie kolejnego błędu, nie przemyślaną strategię.

Platforma, od paru tygodni zajmuje się łataniem dziur w burcie, które sama zrobiła. Jej kolejne błędy taktyczne wyśmiewane są przez liberalne media. Mobilizacja członków – mniejsza niż w pozaparlamentarnym SLD – na trwałe postawi na porządku dziennym pytanie, czy są jeszcze wyborcy, którym Platforma jest jeszcze potrzebna.