Rezygnacja Tomasza Siemoniaka z wyścigu o fotel szefa Platformy Obywatelskiej ogłoszona w ostatni dzień 2015 roku jest symbolicznym zakończeniem najsłabszego roku w dziejach tej partii. Nowy rok jest początkiem nowej ery w dziejach PO – ery Grzegorza Schetyny. Dziś trudno orzec czy będzie to era konsolidacji i wyjścia z kryzysu czy era wygaszenia Platformy w dotychczasowej formule. Czy mamy do czynienia z nowym liderem opozycji czy z syndykiem masy upadłościowej? Jedno jest pewne. Koniec wielomiesięcznych batalii o schedę po Donaldzie Tusku to pierwsza strategicznie dobra decyzja tej partii od ponad roku. Pytanie czy nie jest już za późno?
Jedną z najsilniejszych emocji politycznych, jaka determinowała tę stronę sceny politycznej w ostatnich latach, była chęć niedopuszczenia Grzegorz Schetyny nie tylko do steru Platformy, ale w ogóle do wejścia na górny pokład statku. Wszystkie decyzje Donalda Tuska dotyczące losów PO, a przede wszystkim postawienie na Ewę Kopacz zawsze wynikały z tej motywacji. Batalia o to, kto po Donaldzie Tusku będzie kierował PO kładła się cieniem na całą strategię partii. Taki proces osierocenia doprowadził do sytuacji, w której polityczne decyzje partii podejmowane były zawsze w rozdarciu pomiędzy tym, co dobre z punktu widzenia politycznego (ocena elektoratu) a tym, co wzmacnia pozycję poszczególnych frakcji. Na to nałożył się proces wzajemnej nieufności, który zwłaszcza w okresie walki o wygraną w wyborach zakłócał właściwy w polityce, a więc czysto polityczny proces podejmowania decyzji i budowania strategii komunikacji.
Ten okres Platforma ma już za sobą. W Sylwestra 2015 roku Donald Tusk ostatecznie oddał partię. I oddał ją w ręce Grzegorza Schetyny. Otwartym oczywiście pozostaje pytanie czy to jeszcze jest ta partia, której tak bardzo Donald Tusk nie chciał oddać? Odpowiedź na to pytanie zależy od tego czy Platforma przetrwa i odzyska pozycję lidera opozycji, a więc od samego Grzegorza Schetyny.
Komentatorzy i politycy różnią się w opinii czy postawienie akurat na Grzegorza Schetynę to dobra decyzja. Moim zdaniem taka ocena w tej chwili jest przedwczesna i jeśli ktoś się na nią decyduje jest to raczej wynik jego sympatii lub politycznych kalkulacji. Moim zdaniem dla przyszłości PO dużo ważniejsze jest nie to, który z dwójki „G. Schetyna – T. Siemoniak” poprowadzi dalej partię, tylko sam fakt zakończenia okresu interregnum.
Jeśli Grzegorz Schetyna ma dziś szansę odbudować siłę Platformy to tylko pod warunkiem ciężkiej pracy, pełnej mobilizacji i nowego otwarcia. Ten rok będzie dla niego kluczowy. Spróbujmy przeanalizować jakie powinien przyjąć postanowienia noworoczne, żeby zwiększyć szanse powodzenia tego projektu.
1. Przygotować się na najgorsze
Bardzo ważne dla przyjęcia dziś właściwej strategii działań politycznych przez partię opozycyjną (to uwaga uniwersalna dla PO i Nowoczesnej) jest dobre zrozumienie strategii partii rządzącej. Właśnie dlatego swoje pierwsze teksty poświęciłem dosyć szczegółowej analizie działań PiS. To partia rządząca kreować będzie główny nurt zdarzeń, a partie opozycyjne poprzez właściwe pozycjonowanie wobec tego nurtu zyskiwać będą lub tracić poparcie.
Dzisiejsze działania opozycji wobec pierwszych miesięcy rządów PiS wyglądają tak, jakby partie opozycyjne zakładały, że PiS będzie rządzić krótko i w zasadzie od początku do końca w ten sam sposób. Nie mówię, że PO i Nowoczesna tak założyły tylko, że ich działania wyglądają na działania oparte na takich założeniach. Nie da się jednak wygrać maratonu szykując się na półmaraton czy nawet bieg na 10 km.
Kluczowa dla powodzenia każdego projektu komunikacyjnego jest właściwa analiza sytuacji i wyprowadzenie z niej potencjalnych scenariuszy działań. Opierać się one powinny na pewnych założeniach co do przyszłości. Na potrzeby tego tekstu przeprowadźmy prostą analizę i opierając się na pewnych założeniach opracujmy przykładowy scenariusz strategiczny dla opozycji.
To, że przy pierwszym podejściu w latach 2005-2007 rządy PiS zakończyły się po dwóch latach nie oznacza, że teraz będzie tak samo. Jeśli przyjmiemy założenie, że Jarosław Kaczyński uczy się na błędach i przez 8 lat pracy w opozycji wyciągnął właściwe wnioski to przyjąć należy, że jest dokładnie odwrotnie i PiS szykuje się na co najmniej 4 lata. Jeśli celem Jarosława Kaczyńskiego jest minimum jedna pełna kadencja rządów to pomyślmy, jaką strategię musi przyjąć, żeby zwiększyć szansę na realizację tego celu? Jedyna, która wydaje się w miarę logiczna to strategia szybkiego przeprowadzenia wszystkich zmian, zwłaszcza tych bolesnych i wywołujących kontrowersje i odwilż w drugiej części kadencji. Pisałem o tym w pierwszym tekście. Nawiązując do starego, żydowskiego dowcipu nazwać można to strategią „kozy w kuchni”. Za rok PiS wyprowadzi tę kozę, a resztę kadencji poświeci już tylko na realizacji bardziej populistycznych zmian. W zmianie twarzy i odejściu w kierunku centrum PiS się wyspecjalizował, więc spróbuje tej strategii kolejny raz.
Najprostszym pomysłem, choć pewnie nie jedynym, może być zamiana Beaty Szydło, która dziś weksluje wszystkie działania PiS, na nowego premiera. Jeśli przyjmiemy, że taka analiza jest bardziej niż prawdopodobna, opozycja powinna dziś przygotować się na najgorsze z jej punktu widzenia i dopasować swoje działania do 4 lat walki, a nawet założyć, że korzystając z większości parlamentarnej PiS spróbuje skutecznie (dużo zależy od walko o TK) zmienić ordynacje wyborcze i zwiększyć swe szanse na odbicie samorządów, a potem kolejne 4 lata rządów.
Oczywiście to nie jedyny możliwy scenariusz. Opisałem go tylko, żeby pokazać jaka praca czeka Grzegorza Schetynę jeśli poważnie myśli o odzyskaniu władzy nie tylko w PO, ale także w Polsce. Jego sztab powinien dokonać głębokiej analizy sytuacji i opracować kilka możliwych scenariuszy zdarzeń oceniając prawdopodobieństwo każdego z nich i dopasowując do nich strategie działań.
2. Przyjąć postawę żeglarza a nie surfera
Niezależnie od oceny sytuacji i przyjętej strategii Grzegorz Schetyna musi pamiętać, że komunikacja zawsze powinna być wtórna do produktu. To nie fale medialne powinny determinować działania partii opozycyjnej tylko kierunek, jaki partia sobie obrała (właściwe pozycjonowanie wobec działań partii rządzącej). Polityk, który wykorzystuje fale medialne jest reaktywny jak surfer – na dłuższą metę nigdzie nie dopłynie. Idealnym przykładem takiego surfera był Janusz Palikot, który doskonale diagnozował nastroje społeczne, często wcześniej je badając i wskakiwał na nadchodzące fale. Ale w polityce wygrywają żeglarze, którzy wiedzą jak właściwie ustawić swoją łódź nawet czasem płynąc ostro pod wiatr.
Dlaczego o tym piszę? Bo dziś PO ustawiła się z Nowoczesną w wyścigu o palmę pierwszeństwa w projekcie tzw. obrony demokracji. Nowy lider PO pamiętać jednak powinien, że ten obszar nie może stanowić 100 proc. aktywności politycznej partii opozycyjnej i to z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że przez brak wiarygodności PO nigdy tego wyścigu nie wygra, a tylko upodabnia się do Nowoczesnej. Po drugie projekty, którym sprzeciwia się PO i Nowoczesna choć ważne są dalekie od problemów zwykłych ludzi (TK, media publiczne). W międzyczasie zaś PiS przegłosowuje bolesne dla wielu Polaków zmiany w systemie edukacji (sześciolatki i gimnazja) albo rezygnuje z pracy nad ustawą o pomocy dla frankowiczów i żadna z partii opozycyjnych właściwie nie zagospodarowuje tych tematów. W cieniu wielkich i ważnych, ale dalekich od ludzi zmian forsowanych przez PiS uciekają gdzieś korzystne politycznie dla opozycji tematy, które PO mogłaby wykorzystać i wygrać. Po trzecie w końcu, jeśli PiS w drugiej części kadencji „wyprowadzi kozę z kuchni” i dokona zwrotu w kierunku szerszego elektoratu to partia opozycyjna będzie musiała na nowo uruchamiać inne tematy, na nowo definiować pole gry i przegrupować wojsko dotychczas ustawione w walce na jednym froncie.
3. Nie być gorszą wersją Nowoczesnej
Jednym z największych wyzwań PO w nowym roku będzie odróżnienie się od Nowoczesnej. Dziś obie partie mówią w zasadzie do tego samego elektoratu w bardzo podobny sposób. Na dłuższą metę nie da się utrzymać takiego stanu rzeczy. W sytuacji, w której pole gry określa spór wokół fundamentów funkcjonowania państwa różnice dodatkowo się zacierają, bo w tak ważnych tematach jak demokracja i konstytucja PO i Nowoczesna mają w zasadzie to samo zdanie.
Oczywiście pewną szansą dla opozycji byłoby połączenie sił. Wydaje się jednak, że wraz z rezygnacją Tomasza Siemoniaka, na którego zwycięstwo po cichu liczył zwolennik połączenia PO z Nowoczesną -Bronisław Komorowski, scenariusz szybkiego połączenia tych dwóch partii umarł. Zarówno Ryszard Petru, jak i Grzegorz Schetyna nie chcą połączenia swoich formacji i na razie swojej szansy upatrują w rywalizacji o ten sam kawałek tortu. Pierwszą płaszczyzną bliższej współpracy może być dopiero projekt wspólnego wystawienia kandydata w walce o prezydenturę. Z punktu widzenia realizacji pewnych celów wewnętrznych obu liderów, potencjalnym kandydatem mógłby być właśnie Bronisław Komorowski. Na zapleczu Nowoczesnej jest sporo osób wcześniej współpracujących z byłem Prezydentem. Z kolei Grzegorz Schetyna stawiając na wspólnego kandydata zablokowałby drogę do powrotu do wielkiej polityki Donaldowi Tuskowi. Ale komunikacyjnie to bardzo trudny projekt. Choć sytuacja jest tak dynamiczna, że nie można tego wykluczyć.
Jeśli Grzegorz Schetyna nie chce, żeby PO była gorszą wersją Nowoczesnej musi oprzeć swoją strategię pozycjonowania się wobec Nowoczesnej opierając się na przewagach konkurencyjnych Platformy. Co to oznacza w praktyce?
W Polsce partia centrowa światopoglądowo i o liberalnych fundamentach gospodarczych, ale z socjalnym obliczem (w teorii taką partią była kiedyś Platforma Obywatelska, dziś straciła tożsamość) ma dużo większy potencjalny elektorat niż partia liberalno-liberalna (Nowoczesna). Dlatego jeśli PO chce odzyskać pozycję lidera opozycji musi z jednej strony pracować nad odzyskaniem tożsamości (o tym za chwilę) z drugiej zawężać elektorat Nowoczesnej do jej bazowego elektoratu. Obecnie Nowoczesna zyskała poparcie dużo szerszego elektoratu niż to wynika z jej założeń programowych. Dlaczego? Głównie dzięki właściwemu pozycjonowaniu partii wobec pierwszych miesięcy rządów PiS oraz w wyniku całkowitej dezintegracji PO, która oddała jesień walkowerem. Oczywiście Nowoczesna może utrzymać tę pozycję. W mojej ocenie, żeby tego dokonać musiałby odejść od doktrynalnych założeń programu gospodarczego i postawić na światopoglądowe centrum, odcinając się od dużej części lewicowego światopoglądowo zaplecza Nowoczesnej. Druga możliwość to liczyć na to, że PiS przez cztery lata rządów będzie utrzymywał obecne napięcie i narzucał tematy, które pozwolą Nowoczesnej ukryć jej liberalno-liberalną tożsamość, jak to ma miejsce obecnie. Jeśli nie zrealizuje się żaden z tych dwóch scenariuszy, a PO narzuci tematy, które pokażą jej miękki populizm i centrowość poglądów istnieje szansa, że ograniczy elektorat Nowoczesnej i odzyska swój.
Kolejną przewagą konkurencyjną PO może być jej doświadczenie. Nowoczesna jest świeżą opozycją i wyborcy na razie przyglądają się jej z zaciekawieniem, ale trochę potrwa zanim stwierdzą, czy jest ona gotowa do rządzenia. Dziś Nowoczesnej dużo łatwiej byłoby wygrać wybory prezydenckie wystawiając w nich Ryszarda Petru niż uzyskać od Polaków mandat do powołania rządu. Ale z biegiem czasu to będzie się zmieniać, bo nowe twarze Nowoczesnej zyskają na rozpoznawalności i będą się politycznie uwiarygodniać. Platforma powinna jak najszybciej pokazać, że w każdym obszarze ma kogoś, kto stanowi przeciwwagę dla PiS i merytorycznie punktuje działania poszczególnych ministrów. Jeśli PO szybko powoła nieformalny gabinet cieni zyska w tym obszarze na tle Nowoczesnej.
PO nie może odpuścić frontu tzw. obrony demokracji – to jasne. To bardzo ważny i medialny temat. Przyjmując jednak, że: a) PiS będzie rządzić cztery lata; b) temat obrony demokracji jest daleki od ludzi (nawet w czasach PRL-u strajki wybuchały po podwyżkach cen, a nie np. po przyjęciu konstytucji PRL); c) PO powinna odróżnić się od Nowoczesnej i pokazać dojrzałość polityczną żeglarza a nie surfera; Platforma Obywatelska powinna narzucać inne tematy i przede wszystkim nie odpuszczać pobocznych medialnie, ale wrażliwych społecznie wątków. W każdym z tych frontów PO powinna budować partnerstwa i szukać szerszego niż polityczne zaplecza. Takim zapleczem mogą być samorządy, niektóre związki zawodowe jak chociażby ZNP, organizacje pozarządowe i przede wszystkim mali i średni przedsiębiorcy.
Przygotować nowe otwarcie
Paradoksalnie pewną szansą Grzegorza Schetyny są dziś niskie oczekiwania co do dalszych losów PO. W mojej opinii błędem było tuż po jego formalnej wygranej od razu podnosić tę medialną poprzeczkę i rozpocząć swoje przywództwo od obietnic. To częsty błąd polityków, którzy ulegając presji mediów więcej obiecują niż później dostarczają zamiast odwrotnie, tym samym od razu skazując swój projekt na rozczarowanie zamiast pozytywne zaskoczenie.
Nowe otwarcie, którego niewątpliwie potrzebuje dziś PO, trzeba dobrze przygotować, żeby było wiarygodne i dało partii wiatr w żagle. Nie da się tego zrobić w miesiąc czy dwa. To praca na co najmniej 6 – 9 miesięcy. Jeśli PO nie odrobi zadania domowego, a Grzegorz Schetyna od razu ogłosi nowe otwarcie, znacznie ograniczy to szansę na odzyskanie rozczarowanego elektoratu. Co powinno być elementem nowego otwarcia?
To będzie rok próby dla Platformy Obywatelskiej. Albo wyjdzie z tego kryzysu wzmocniona – co jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe – albo czeka ją okres powolnej marginalizacji. Ryszard Petru jest trudnym przeciwnikiem, bo szybko się uczy i jak na razie sprytnie omija większość raf, ale nie oznacza to, że nie jest do pokonania. Batalia Grzegorza Schetyny z Ryszardem Petru o szeroki elektorat poplatformerski będzie przypominać trochę walkę G. Schetyny z D. Tuskiem. Zobaczymy kto wygra tym razem.
fot. PO/tvn24