Platforma Obywatelska może wydać na działania wizerunkowe przed wyborami parlamentarnymi kilkadziesiąt milionów zł. Kampania referendalna otwiera możliwości wydawania na promocję, poza limitami obejmującymi wybory parlamentarne. Dodatkowo, obecne władze PO nie mają najmniejszych powodów, żeby oszczędzać.
Następny cykl wyborczy zaczyna się dopiero w 2018 i to „najtańszymi” i finansowanymi przede wszystkim lokalnie wyborami lokalnymi. Można się spodziewać, że PO jest gotowa wpompować w kampanie reklamowe nawet ponad 50 mln zł. Kampanię, która potrwa non stop dokładnie 4 miesiące – prawdopodobnie do 18 października – rozpocznie wielka konwencja w Łodzi, Gdańsku albo Poznaniu 20 czerwca.
Według danych publikowanych przez Platformę w Biuletynie Informacji Publicznej, na koniec 2013, tzw. aktywa obrotowe PO wynosiły ponad 60 mln. zł. Mimo kosztownej, szacowanej na 17-19 mln zł kampanii prezydenckiej, Platforma może mieć na kontach znacznie więcej, pewnie nawet około 80-100 mln zł.
Obecne władze Platformy nie mają motywacji do oszczędzania, następne wybory dopiero w 2018 i to samorządowe. Zresztą, po co zostawiać pełną partyjną kasę dla – w wypadku prawdopodobnej przegranej – niewiadomych następców. Obecne władze PO walczą o życie i nie będą w najbliższych miesiącach oszczędzać „na lekarstwa”.
Możemy się zatem spodziewać zmasowanej kampanii PO, która zacznie się już szczegółowo planowaną konwencją programową w którymś z trzech aglomeracji – Łodzi, Gdańsku, albo Poznaniu. Kilkadziesiąt, pewnie nawet ponad 50 milionów zł w cztery miesiące to budżet, który trudno będzie komukolwiek zrównoważyć. PO liczy pewnie na wykrwawienie przeciwników, z których tylko PiS dysponuje środkami o porównywalnym rzędzie wielkości, choć faktycznie sięgają one pewnie połowę tego, czym dysponuje Platforma.
Choć nie mówi się o tym, to budżet reklamowy, jakim dysponuje Platforma na obronę choć części swojego „udziału w rynku”, przy mocno osłabionym, w zasadzie niewidzialnym w ostatnich 2 tygodniach przywództwie, jest dziś największym atutem PO.