Dokładnie w poniedziałek, za trzy tygodnie powinniśmy wiedzieć, czy wybory prezydenckie rozstrzygnęły się w pierwszej, czy czeka nas druga tura. Powinniśmy, choć wcale nie jest to takie pewne, albowiem nie bardzo wiemy czego spodziewać się po PKW, zaś exit poll (niestety prawdopodobnie tylko jeden!) może mieć trudny orzech do zgryzienia. Średnie poparcie dla Bronisława Komorowskiego według ostatnich kwietniowych sondaży wynosi 49,4% wśród zdecydowanych wyborców, zaś jego główny konkurent, Andrzej Duda uzyskuje w nich 29,4%. Jeśli poparcie dla urzędującego prezydenta do końca kampanii będzie utrzymywać się na podobnym poziomie, wówczas prognoza oparto o wyniki exit poll po uwzględnieniu błędu pomiaru będzie niejednoznaczna. W pierwszym tekście dla 300POLITYKA, który napisałem w połowie lutego, stwierdziłem – na podstawie ówczesnych sondaży – że prawdopodobieństwo II tury jest takie, jak wylosowanie orła w rzucie monetą. Jak wiele musiało zmienić się w tej kampanii od tamtej pory, aby nic się nie zmieniło…
Jedną z przesłanek przemawiających za II turą jest przekonanie, że Andrzej Duda dysponuje sporą rezerwę głosów, albowiem nie osiągnął jeszcze pułapu poparcia PiS. Argumentem tym posługują się liczni publicyści, a nawet eksperci z tytułami akademickimi. Problem w tym, że nie jest to przesłanka wcale tak oczywista, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Przeanalizujmy dane na chłodno. W kwietniowych sondażach średnie poparcie dla PiS wśród wyborców niezdecydowanych wynosi 34,4% , a zatem w ujęciu procentowym jest o 5 pkt. wyższe aniżeli poparcie dla kandydata PiS Andrzeja Dudy. Wybory parlamentarne i prezydenckie nie rządzą się jednak tymi samymi prawami, o czym przekonuje nas frekwencja wyborcza, która powinna być podstawową kategorią i punktem odniesienia przy formułowaniu prognoz wyborczych. Jak wiemy, frekwencja w wyborach prezydenckich jest sporo wyższa niż w wyborach do Sejmu. Porównajmy:
Frekwencja | Liczba głosów ważnych | Jeden punkt procentowy poparcia odpowiada: | |
Wybory prezydenckie 2010 | 55,3% | 16,8 mln | 168 tys. głosów |
Wybory do Sejmu 2011 | 48,9% | 14,4 mln | 144 tys. głosów |
Zakładając, że frekwencja w wyborach prezydenckich będzie zbliżona do tej z 2010 r., a frekwencja w wyborach do Sejmu nie będzie odbiegać istotnie od frekwencji z 2011 r. (co nie jest założeniem nieracjonalnym) poparcie dla PiS oraz Andrzeja Dudy wyrażone w bezwzględnej liczbie głosów na podstawie obecnych sondaży wyglądałoby następująco:
– PiS: 4 953 600 głosów (34,4×144 tys.)
– Andrzej Duda: 4 939 300 głosów (29,4×168 tys.)
Widzimy zatem, że przy już przy obecnym poziomie poparcia w sondażach prezydenckich Andrzej Duda otrzymuje tyle głosów, co PiS uzyskałby w wyborach do Sejmu, sądząc na podstawie aktualnych sondaży parlamentarnych. Naturalnie potrzebujemy dodatkowego badania, aby stwierdzić, w jakiej części te głosy pokrywają się. Rozważmy kolejną hipotezę:
Współczynnik pokrywania się głosów | Poparcie PiS | Poparcie AD w głosach PiS | Głosy spoza partii |
100% | 4,9 mln | 4,9 mln | 0 |
90% | 4,9 mln | 4,4 mln | 0,5 mln |
85% | 4,9 mln | 4,2 mln | 0,7 mln |
80% | 4,9 mln | 3,9 mln | 1 mln |
Pierwszy wariant jest całkowicie nierealistyczny. Z danych przeszłych wiemy, że współczynnik poparcia własnej partii na poziomie 0,9 w przypadku głównych kandydatów I turze wyborów jest wyśrubowanym wynikiem. Nie wydaje się to możliwe na tym etapie kampanii, ale jeśli Andrzej Duda osiągnął już taki wskaźnik, oznacza to, że w praktyce nie ma już co liczyć na głosy z bazy elektoratu PiS. Jeśli współczynnik pokrycia głosów z elektoratem wynosi 0,85, to – przy założeniu, że możliwe jest osiągnięcie współczynnika 0,9 – kandydat PiS może liczyć na przyrost głosów z bazy PiS, który doda mu 1,2 pkt. procentowego poparcia. W przypadku, gdyby współczynnik pokrycia wynosił 0,8 (a na tym etapie kampanii powinien już takim dysponować), to zakładając, że dobije do współczynnika 0,9, przyrosłyby mu maksymalnie około 3 pkt. procentowe poparcia.
Podsumowując, wyciskając co się da z obecnego elektoratu PiS, Andrzej Duda – może uzyskać w przybliżeniu nie więcej niż 32,4%, jeśli obecnie zmobilizował elektorat PiS w 80%. Jeśli poziom mobilizacji jest wyższy już teraz, to wynik w okolicach 31% byłby maksymalnym osiągnięciem. Naturalnie, bezpieczniej jest operować przedziałem. Możemy powiedzieć, że wykorzystując „rezerwy pisowskich głosów” Andrzej Duda może liczyć z grubsza na 30,5-32,5% głosów. Zatem ta rezerwa nie jest tak duża, jak sugerują komentatorzy mechanicznie porównujący obecne procentowe poparcie dla kandydata PiS z procentowym poparciem tej partii. Kandydat może zbliżyć się do poziomu procentowego poparcia PiS (nie poparcia bezwzględnego, bo te już ma porównywalne) tylko wtedy, jeśli sięgnie po głosy wyborców spoza partii, w tym po nowych wyborców. I to dopiero może być realna przesłanka przemawiająca za tym, że dojdzie do drugiej tury wyborów. W każdym razie twierdzenie, że w I turze wyborów wystarczy zmobilizować elektorat PiS, a wtedy na pewno dojdzie do drugiej tury jest bardzo ryzykowne.
Fot. Sztab Andrzeja Dudy