– Proszę otagować zdjęcia hashtagiem #PopieramKomorowskiego – zachęca prowadzący spotkanie w Czarnkowie. A ponieważ praktycznie każdy z ok. 600-700 wyborców, którzy w pochmurny marcowy wieczór przyszło na rynek w Czarnkowie, chce mieć zdjęcie z prezydentem, dziś na FB pojawią się setki fotografii z Czarnkowa. Wcześniej bardzo podobnie było w Szamotułach, chociaż tam w trakcie spotkania nie grała lokalna orkiestra.
Bronkobus wydaje się prostym przedsięwzięciem. Prezydent odwiedza dwa-trzy rynki małych miejscowości w Polsce, a jego wizyty są przeplatane z wydarzeniami „prezydenckimi” – jak dziś w Poznaniu – ale ta kampanijna maszyna jest bardzo dobrze przemyślana. I ma bardzo konkretne cele.
Mechanizm jest sprawdzony i wyćwiczony. Przemówienia prezydenta na rynkach są krótkie – zaledwie 10-15 minut. Nie ma mocnego, dominującego przekazu. Bronisław Komorowski w swoim stylu, do perfekcji już wyćwiczonym przez lata mówi o tym, że zgodę należy budować cały czas, że są w Polsce ludzie, którzy tej zgody nie chcą i chcą tylko awantur. Nie wspomina nikogo z nazwiska, ale wiadomo, o kogo chodzi.
Po przemówieniu prezydent ląduje wśród ludzi. O ile w na trasie Tuskobusa ludzie w 90% chcieli wyżalić się premierowi, atakowali rząd Platformy, rozpaczali z powodu biedy czy chorób, to z prezydentem każdy chce mieć po prostu selfie, każdy chce mieć autograf, chce zamienić kilka słów. Spotkania lokalne PBK w odwiedzanych miasteczkach faktycznie przyciągają tłumy. Tusk także przyciągał, ale też z innych powodów. I sztab prezydenta na to pozwala, przeznaczając ogromne ilości czasu właśnie na bezpośrednie rozmowy z ludźmi, którzy także fotografują się na tle autobusu.
Głównym elementem każdego spotkania na rynku jest kilkadziesiąt minut, gdy ludzie z Bronisławem Komorowskim robią sobie zdjęcia, rozdaje autografy. Jak słyszymy, dość dokładne badania sztabu pokazują ogromny zasięg tych fotografii – na FB. Media tradycyjne oczywiście także są obecne, ale przebitki w telewizji to nie wszystko. Cały czas na tych spotkaniach słyszy się uwagi: „Ja już mam [zdjecie”, „Nie zdążę”.
Prezydent czuje się w takich sytuacjach doskonale. „Nie, na fladze nie można” – mówi, gdy ktoś wręcza mu do podpisania polską flagę. Ludzie go oblegają, a ten to po prostu to uwielbia – jak każdy polityk. – To go ładuje – mówi nam jeden ze sztabowców. Ładuje go także opozycja, chociaż w sobotę było raczej spokojnie, w Szamotułach przyszło co prawda kilku młodych ludzi „o poglądach libertriańskich” (jak nam mówili), jeden z nich miał czerwone ogrodowe krzesło, ale nie zostali zauważeni
W przeciwieństwie do Dudabusa spotkań jest niewiele – nie 6-7, ale góra trzy dziennie. Sztabowcy Komorowskiego – w tym Robert Tyszkiewicz, który cały czas podróżuje z prezydentem – bardzo pilnują tego, by spotkania zaczynały i kończyły się o czasie. Jedno trwa około godziny, z czego prezydent przemawia 10 minut. W sobotę plan został wykonany niemal idealnie. W Tuskobusie niektóre spotkania opóźniały się nawet godzinę, dwie.
Za prezydentem cały czas podąża kilkadziesięciu młodych ludzi z tabliczkami #PopieramKomorowskiego. Tego też nie było w Tuskbusie. Premier wychodził na spotkania zwykle sam, i sam mierzył się z ludźmi. Na każdym spotkaniu pojawiają się lokalni politycy, samorządowcy, ale partyjnej polityki na tych spotkaniach nie ma. Są za to setki uścisków dłoni i dziesiątki selfie. I tak ma być aż do końca.
fot. 300POLITYKA