W piątek około 14.00 – po pogrzebie Józefa Oleksego – spotka się Naczelny Komitet Wykonawczy PSL, który ma zdecydować o kandydacie ludowców na prezydenta, a przynajmniej wyznaczyć polityczny kierunek i personalia. Zgodnie ze statutem ostateczną decyzję podejmie w głosowaniu Krajowa Konwencja PSL (członkowie Rady Naczelnej plus m.in. sąd partyjny, parlamentarzyści PSL), która zbierze się pod koniec stycznia lub w pierwszych dniach lutego. Konwencja zbiera się na wniosek Rady Naczelnej, ale PSL zapewne zorganizuje te dwa posiedzenia tego samego dnia.

Wbrew pozorom, ludowcy się nie spieszą – Sikorski nie wyznaczył nawet terminu wyborów. Utrzymywanie w mediach nazwisk takich jak Jarubas jest dla partii korzystne. Ale kluczowe jest tej całej debacie to, że „własny kandydat” może też oznaczać wystawienie prezydenta Komorowskiego jako kandydata ludowców.

„Proszę się uważnie wczytywać w to co mówimy” – przekonuje nas jeden z kluczowych polityków PSL. Np. w czwartek Janusz Piechociński w TVP Info – tuż po spotkaniu z prezydentem Komorowskim – mówił tak: „Będzie kandydat PSL w wyborach prezydenckich. Zapewniam państwa, że Janusz Piechociński ma tyle roboty w gospodarce i jest tak konsekwentny nie tylko jako polityk, ale także jako człowiek i od dłuższego czasu mówi, że polską politykę trzeba odświeżyć. Kampania prezydencka to szansa na pokazanie wizji, także nowych ludzi, nowych pomysłów na politykę”. Także Adam Jarubas mówi w piątkowej „GW” o „własnym kandydacie” („Niewystawienie jest ryzykowne. Poważna partia musi mieć własnego kandydata”).

W piątek rano Jan Bury także nie zamknął drogi dla prezydenta: „Nie wiem, czy to będzie młody, prężny człowiek z woj. świętokrzyskiego. Wiem, że będzie to kandydat PSL”.

Jak twierdzą nasi rozmówcy z PSL, tego typu stwierdzenie może cały czas oznaczać, że PSL wybierze Komorowskiego, a nie Jarubasa, Struzika czy Piechocińskiego. Prezydent mógłby być „własnym kandydatem” ludowców. Taki scenariusz zarysował na początku stycznia minister Władysław Kosiniak-Kamysz w TOK FM. Jak przyznał: „Ja jestem za własnym kandydatem, ale własny kandydat może także oznaczać kandydata z zewnątrz”. Ta wypowiedź nie była jednak szeroko cytowana.

To oczywiście miałoby określone konsekwencje. Bronisław Komorowski pojawiałby się na konwencjach wyborczych ludowców. Politycy PSL weszliby zapewne do jego sztabu, komitetu honorowego itd. Prezydent byłby w oczach opinii publicznej kandydatem „koalicji”, a nie tylko „Platformy”. Co więcej, w trakcie kampanii razem z nim o kluczowych elementach programu mogliby na licznych spotkaniach terenowych, wiecach itd mówić ludowcy, także – a może przede wszystkim- młodego pokolenia. Dzięki temu PSL dalej istniałoby medialnie na scenie ogólnokrajowej w kampanii, ale bez wydawania na nią ogromnych środków. A i Komorowski zyskałby wsparcie potężnej machiny politycznej w terenie, co mogłoby zapewnić mu sukces w I turze. Ludowcy najbardziej obawiają się tego, że „znikną” na kilka miesięcy. W tym scenariuszu mogliby nadal promować swoich polityków i poglądy, korzystając z medialnego „przebicia”, które ma gwarantowany prezydent.

Oczywiście w PSL cały czas toczą się bardzo intensywne rozmowy, w której przewagę raz zyskują, a raz tracą zwolennicy jednego z tych dwóch rozwiązań. Całkiem możliwe, że dziś zostanie wskazany Jarubas jako „własny kandydat”, co jeszcze będzie – w tajnym głosowaniu – zatwierdzić Konwencja. Ludowcy z dumą podkreślają, że są najbardziej demokratyczną partią w Polsce i ta demokracja dotyczy też wyboru kandydata. To oznacza kolejne tygodnie wewnątrzpartyjnych negocjacji i ścieranie się różnych frakcji. Jak pisze dziś Eliza Olczyk, prezes Piechociński jest w defensywie. I to także może zdecydować o tym, kogo ostatecznie wystawią ludowcy. Jedno jest pewne – proste „poparcie” prezydenta nie wchodzi raczej w grę. Jeśli zostanie kandydatem PSL, to będzie to miało określone konsekwencje dla przebiegu jego kampanii.

fot. PSL