– Wiedziałem, że wszystko to, co padnie na naszych różnych spotkaniach, konferencjach prasowych z ust przedstawicieli UE, te bardzo pozytywne oceny polskiej prezydencji, będzie używane w kraju przez opozycję jako argument przeciwko nam. Naprawdę jestem wystarczająco doświadczony, by wiedzieć, że jeśli szefowa KE mówi dobrze o naszych działaniach, to dla PiS-u to będzie zawsze znak: „a, coś tu nie gra, bo wiadomo skąd jest pani Ursula i jak złowieszcze są te instytucje europejskie” – powiedział premier Donald Tusk na konferencji prasowej w Brukseli.

– Mamy twarde dane o bardzo konkretnych efektach. Nie wiem nawet, jak się odnieść do tego sformułowania, że prezydencja była „bezobjawowa”. Objawy to z reguły mają ludzie chorzy i dlatego nie będę się tutaj znęcał nad autorami tych niezbyt trafnych porównań. Dla mnie nie objawy są ważne, a właśnie efekty. O tych efektach mówiliśmy, będziemy pisali – kontynuował.

– Gdyby to była propaganda, to byście to łatwo zweryfikowali. A przecież macie wszystko jak na talerzu, co udało się zrobić. I to można mierzyć i pieniędzmi, i decyzjami, i konkretnymi przepisami, inicjatywami legislacyjnymi – przekonywał szef rządu.

– Szczególnie ci, którzy pracują tu na miejscu, wiedzą dobrze, jak bardzo wzrosła pozycja Polski, jak bardzo liczą się z Polską wszyscy bez wyjątku. A w tych kategoriach, jak bezpieczeństwo, migracja, deregulacja, Polska stała się naprawdę państwem wiodącym, liderem w tych sprawach – wskazał.

– Tego nie zakrzyczy ani Kaczyński, ani nie wiem kto tam jeszcze krzyczy, ale ich nigdy nie brakuje – dodał.