– Ministerstwo Sportu za rządów PiS-u funkcjonowało dokładnie jak Polski Komitet Olimpijski. Tzn. np. dzisiaj zmieniałem nowe edycje programów do rozliczeń, proszę sobie wyobrazić, że urzędnicy oceniali wnioski i były punkty przyznawane za poszczególne rzeczy, urzędnicy to robili, nie minister – powiedział Radosław Piesiewicz w TVP Info.

– Maksymalnie można było uzyskać 100 punktów, a na końcu był paragraf, że minister sam z siebie może przyznać 80 punktów – kontynuował.

– Tak [mówię o Bortniczuku], ale pan Gliński robił to samo. […] Tam nie było żadnych zasad, tam nie było żadnych reguł, tam dostawali tylko koledzy, znajomi kolegów, dostawali ci, którym się politycznie opłacało, tak funkcjonowało Ministerstwo Sportu za PiS-u i tak funkcjonował PKOl – mówił dalej.