– Wszystko zaczęło się od afery – afery wiatrakowej. Pamiętamy grudzień, kiedy widzimy dzień wcześniej tweeta pani minister Hennig-Kloski. Pokazuje, jak ciężko pracowała nad ustawą, dzień i noc, w pocie czoła. Ta ustawa później trafia do Sejmu i okazuje się, że to jest duży, lobbystyczny gniot, który miał doprowadzić do sytuacji, w której farmy wiatrowe miały być lokowane nawet 300 metrów od zabudowań – powiedział Waldemar Buda w Sejmie.

– Całe poruszenie w Polsce do najmniejszej wsi doprowadziło do sytuacji, że z tego pani minister się wycofała, ale było potrzebne naprawdę pospolite ruszenie. Kto napisał tę ustawę? Do tej pory jeszcze prokuratura to bada, mam nadzieję, że ustalimy – kontynuował.

– To udało się zwalczyć, ale to też tłumaczy, jaki był początek i jaki jest kontekst tych czterech miesięcy. Od samego początku każda produkcja legislacyjna wychodząca z Ministerstwa Klimatu i Środowiska musiała być skrzętnie przeglądana słowo po słowie. Tam wszędzie kryły się jakieś kruczki, które mogły spowodować, że jakieś lobbystyczne przepisy były forsowane pod przykrywką innych – mówił dalej.