– Minister Tomczyk poinformował BBN o tym, że takie wystąpienie w Sejmie będzie realizował, że ma ustalenia, że pewną część informacji odtajnił, co pozwala mu zaprezentować nowe informacje opinii publicznej i dobrze, że tak się stało. Szef MON wiedział o naruszeniu przestrzeni powietrznej, podejmował w tym celu rozmowy i jakieś ustalenia, o których minister Tomczyk wspominał, a jednocześnie na żadnym etapie, i to podkreślał zarówno minister Błaszczak, jak i minister Tomczyk, nigdy nie doszło do potwierdzenia, aż do momentu znalezienia szczątków, że mamy do czynienia z rakietą. Rodzi się pytanie: czy to wada systemu czy błąd człowieka doprowadziła do sytuacji, że na podstawie danych, które były dość łatwe do interpretacji, to znaczy niewiele obiektów porusza się z taką prędkością – stwierdził Jacek Siewiera w rozmowie z Marcinem Fijołkiem w „Graffiti” Polsat News.
– Nawet jeśli szef MON nie został poinformowany o rakiecie, bo nie było ku temu podstawy, by stwierdzić – tak, widzimy CH101 albo jakiś inny typ rakiety typu cruise, konieczne jest przechwycenie czy identyfikacja wizualna, identyfikacji nie było, to i tak spełnione były wszystkie przesłanki do tego, by poinformować przede wszystkim Zwierzchnika Sił Zbrojnych. Mamy przekonanie, że to była jedna z tych sytuacji, w których konieczne było poinformowanie Zwierzchnika Sił Zbrojnych o bezpośrednim zagrożeniu. Nie chcę rozstrzygać czy zataił czy to było intencjonalne czy nieintencjonalne, czy nie wiedział, czy być może uznał, że rzeczywiście, to są tematy, które musi wyjaśnić czy NIK, która z tego co wiem, przygotowała raport o całkiem dobrej treści albo inne organy państwa – dodał szef BBN.