Pisałem jakiś czas temu w „Rzeczpospolitej” o potrzebie upowszechnienia posiadania broni przez Polaków. Artykuł ukazał się pod znamiennym tytułem „Karabin w każdym domu”. Dziś, po wydarzeniach na wschodniej Ukrainie, postulat ten wydaje mi się jeszcze bardziej oczywisty i naglący.
Wczoraj usłyszeliśmy, że rząd polski chce wzmocnić nasza obronność i kosztem wielu miliardów złotych dozbroić naszą armię. Postulat ten musi znaleźć powszechne poparcie społeczne w związku z coraz bardziej realną groźbą rozszerzenia się konfliktu tlącego się w Donbasie na inne obszary naszego regionu, w tym na kraje bałtyckie i Polskę. Ale na razie nikt nie mówi poważnie o innym pomyśle, który znacząco wzmocniłby efekt odstraszania wobec jakiegokolwiek zewnętrznego agresora.
Bo właśnie o ów efekt odstraszenia tu idzie. Nikt nie ma wątpliwości, że Rosja, bo o niej tu wszak mówimy, wygra każdą wojnę z Polską, bez względu na to, ile miliardów złotych, dolarów czy euro wpompowalibyśmy w naszą armię. Po prostu, nie ma żadnych szans, by na przestrzeni najbliższych kilkudziesięciu lat nasze wojsko było liczniejsze i lepiej uzbrojone, niż armia rosyjska. Ale można sprawić, by przeciwnikiem wojsk wysyłanych potencjalnie z Kremla przeciwko naszemu krajowi, nie było 100 tysięcy lepiej, czy gorzej wyszkolonych polskich żołnierzy, których – by użyć nieco populistycznego porównania – można zgromadzić na jednym dużym stadionie, ale by generałowie rosyjscy, którym w głowie postałby pomysł wysłania na nas swojej armii, musieli liczyć się z milionami uzbrojonych i gotowych na wszystko polskich patriotów. Można do tego doprowadzić właśnie zgodą na powszechny dostęp do broni.
W takim przypadku każdy potencjalny agresor musiałby brać pod uwagę, że jego zadaniem byłoby nie tylko szybkie i skuteczne zwycięstwo nad regularną armią, ale także długa i krwawa okupacja. Z tej perspektywy mogłoby się okazać, że o ile koszty tego pierwszego, czyli zwycięstwa nad wojskiem polskim, mogłyby nie być duże, to już zaprowadzenie i utrzymanie okupacji nad narodem, w którym prawie każdy dorosły mężczyzna ma broń, mogłoby być nie do zaakceptowania przez żaden sztab rosyjski i żaden rosyjski budżet. Zresztą i sam atak byłby okupiony o wiele wyższą dawką rosyjskiej krwi, niż tylko w sytuacji, gdyby żołnierze wysłani tu przez Putina musieliby walczyć jedynie z regularnymi jednostkami polskiego wojska, bowiem nawet w czasie działań wojennych uzbrojeni „cywile” mocno dawaliby się we znaki najeźdźcom.
Kraj, którego strzeże nie tylko armia, ale który może być broniony przez miliony mężczyzn, z których każdy, lub prawie każdy, ma broń i potrafi z niej korzystać, jest kąskiem o wiele mniej atrakcyjnym, niż tylko taki, który broniony jest przez regularne wojsko. Z punktu widzenia potencjalnego agresora, trzeba by się było kilka razy zastanowić, nim wydałoby się rozkaz ataku na takie właśnie państwo. Zwłaszcza, że w polskich warunkach nie mamy do czynienia z licznymi mniejszościami narodowymi, które mogłyby być wykorzystywane do partyzantki antypaństwowej (czyli inaczej, niż na przykład na Ukrainie i w krajach bałtyckich – ze szczególnym uwzględnieniem Łotwy). Nic nie stoi więc na przeszkodzie, by dać Polakom broń i, tym samym, znacząco zwiększyć naszą obronność i zdolność do odstraszania potencjalnych napastników.
Ta propozycja ma jeszcze jeden ważny aspekt (prócz ideologicznego, więc dyskusyjnego, że zwiększa sferę wolności obywatelskich i przywraca ludziom to, co naturalne, czyli zdolność do samoobrony) – a mianowicie: jest bezkosztowa. Borykające się z problemami ekonomicznymi państwo polskie nie musiałoby wydać ani złotówki na ten zbożny cel. Obywatele sami chętnie nabywaliby broń i z radością wydawaliby na to swoje własne pieniądze. Cała operacja odbyłaby się więc bez jakiegokolwiek obciążenia dla budżetu państwa, a nawet więcej – mogłaby przynieść do niego realne dochody. Wszak ktoś by musiał tę broń produkować (dlaczego nie miałyby to być polskie zakłady zbrojeniowe?), ktoś musiałby ją sprzedawać, ktoś inny musiałby otworzyć strzelnice itp. To zaś wszystko przynosiłoby wpływy budżetowe.
Warto w obecnej sytuacji raz jeszcze zastanowić się nad upowszechnieniem dostępu do broni. Mógłby on na przykład ograniczać się tylko do możliwości posiadania i wykorzystywania jej jedynie na terenie swojego gospodarstwa domowego, by nie zwiększać możliwości wykorzystywania jej w celach innych, niż obronne. Warto byłoby w tej dyskusji wyjść poza dotychczasowe argumenty – najczęściej ideologiczne – i uwzględnić argumenty nowe, wynikające z pogarszającej się sytuacji międzynarodowej.
fot. Sean CC BY-ND 2.0