W ciągu ostatnich 48 godzin o 180 stopni zmienił się stosunek PiS do Magdaleny Ogórek. O ile jeszcze kilka dni temu określaną jej kandydaturę jako śmieszną i niepoważną, o tyle obecnie ważni medialnie politycy PiS wyrażają się o Ogórek per „pani doktor”, zauważają jej dorobek i cieszą się z jej uczestnictwa w wyścigu prezydenckim. Prawie dokładnie tymi słowy wyraził swoją opinię Andrzej Duda, a Mariusz Błaszczak przyznał publicznie, że zmienił zdanie co do kandydatki SLD. Natomiast – z drugiej strony – coraz ostrzej atakują ją politycy obozu rządzącego: nie szczędzą jej cierpkich komentarzy i kąśliwych uwag.

Co się takiego stało, że nastąpiła tak gwałtowna zmiana w nastawieniu PiS i dlaczego brutalizuje się kampania niechęci wobec Ogórek ze strony PO? Sądzę, że musiały do sztabów spłynąć pierwsze sondaże i że wynika z nich jedno – że odbiera ona głosy nie Dudzie, ale Bronisławowi Komorowskiemu. I że uprawdopodobnia się, tym samym, scenariusz drugiej tury. Nie mam dostępu do żadnych badań, ale intuicyjnie czuję, że profil ideowy kandydatki SLD bliższy jest profilowi wyborców urzędującego prezydenta, a nie pretendenta PiS; i że jej wejście do gry może odebrać temu pierwszemu kilka małych procentów, które niezbędne mu są do wzięcia całej puli już w pierwszej turze.

Dlatego zachowanie Nowogrodzkiej jest absolutnie poprawne. PiS-owi powinno obecnie zależeć na pompowaniu Ogórek, bowiem tylko dzięki niej Duda może wejść do drugiej tury i zrobić w niej przyzwoity, około 40-procentowy, wynik. Pokonanie go przez pogardzanego przez PiS „Komoruskiego” w pierwszej turze będzie dewastujące dla tej partii w jesiennych wyborach parlamentarnych i pokaże, jak bardzo nie potrafi ona osiągnąć wyniku Jarosława Kaczyńskiego sprzed pięciu lat (36%). Dlatego odebranie przez kandydatkę SLD chociażby kilku procent obecnemu rezydentowi Belwederu jest dla Dudy i jego sztabu na wagę złota.

Nie tylko więc Ogórek będzie przez polityków PiS komplementowana, ale nie wykluczam, że między sztabami może zostać zawarte tajne porozumienie o graniu na siebie. Ich wzajemna, kulturalna rywalizacja mogłaby dać obu stronom wymierne i niebagatelne zyski. Sfokusowanie uwagi mediów na pojedynku dwóch młodych, urodziwych, mówiących językami obcymi doktorów – w kontrze wobec poczciwego i przaśnego Komorowskiego oraz bluzgających Palikota i Korwina – mogłoby ustawić całą kampanię wyborczą i przynieść procenty i Dudzie i Ogórek. Ich „piękny spór” mógłby całkowicie przyćmić pozostałych kandydatów. Na miejscu Jońskiego, Kality, Brudzińskiego i Mastalerka już teraz umawiałbym się na wódkę i wspólne knucie.

Jest tylko jedno „ale”. Nazywa się, powiedzmy, „casus Olechowskiego”. W 2000 roku było oczywiste, że walka o prezydenturę rozegra się między przedstawicielem obozu postkomunistycznego, czyli Aleksandrem Kwaśniewskim, i reprezentantem obozu postsolidarnościowego, Marianem Krzaklewskim. Okazało się jednak, że do gry wszedł Andrzej Olechowski i wyprzedził szefa AWS, zajmując drugie miejsce. Po tym, jak sztab Krzaklewskiego uderzył „taśmami kaliskimi” w urzędującego prezydenta, poparcie dla tego ostatniego, wbrew powszechnemu mniemaniu, spadło o około 10%. Lecz te głosy nie przeszły na kandydata AWS, ale wzmocniły Olechowskiego, pozwalając mu ostatecznie wyprzedzić Krzaklewskiego i zająć drugie miejsce.

Czy może się to powtórzyć w tym roku? Niezupełnie, ale owo jedno „ale”, o którym wcześniej pisałem, polega na tym, że PiS – pompując Ogórek – nie może mieć całkowitej pewności, że jej poparcie…nie urośnie bardziej, niż Dudy! Jest to bardzo mało prawdopodobne, ale nie można tego wykluczyć, że przy tak zorganizowanej współpracy na linii PiS-SLD, przy słabej wyrazistości reprezentanta Nowogrodzkiej i przy postępującej tabloidyzacji naszej polityki, to kandydatka tej drugiej partii okaże się na końcu atrakcyjniejsza, niż Duda. Jeszcze raz podkreślę, że jest to bardzo mało prawdopodobne, ale – jednak – nie niemożliwe. Stratedzy PiS, jeśli jeszcze tacy się tam ostali, muszą brać to pod uwagę przy – słusznym jak pisałem – pompowaniu popularności Ogórek.

fot SLD