Co jest największym problemem Andrzeja Dudy w walce o prezydenturę? Wszyscy wskazują małą jego rozpoznawalność, ale ja uważam, że to nie jest wielki problem. W dniu głosowania wszyscy, którzy będą chcieli wiedzieć, kto jest kandydatem Prawa i Sprawiedliwości, będą mieć stosowną informację. Od tego jest kampania wyborcza, by dotrzeć przez kilka miesięcy z tym komunikatem do głów wyborców.
Większym problemem jest to, że Andrzej Duda nie jest Jarosławem Kaczyńskim. Duża część wyborców PiS uznaje za największą wartość tej partii właśnie to, że przewodzi jej ta, a nie inna osoba. To Kaczyński, w ich oczach, jest tym, kto ma „Polskę zbawić”, a nie jakiś Duda czy inny Brudziński. Dlatego, gdy zobaczą, że ich ulubioną formację reprezentuje nie charyzmatyczny lider, ale – sympatyczny skądinąd – Duda, wcale nie będą wewnętrznie zmuszeni do oddania głosu właśnie na niego.
Zwłaszcza – i to jest drugi kłopot europosła z Krakowa – że około połowa obecnych wyborców PiS… dobrze ocenia Bronisława Komorowskiego! Jeśli byliby zmuszeni do wyboru między ich ukochanym Jarosławem, a obecnym lokatorem Belwederu, pewnie wskazaliby na tego pierwszego jako swego faworyta. Ale jeśli Prezesa nie będzie na liście do głosowania, a zastępować go będzie jedynie Duda, to duża ich część obdarzy swoim zaufaniem Komorowskiego, jako tego, kogo lubią i szanują.
Trzecim poważnym problemem sztabowców PiS będzie wytłumaczenie dlaczego europoseł Andrzej Duda, zamiast ciężko pracować w Brukseli, prowadzi swoją kampanię wyborczą w kraju? Jeśli bierze ciężką kasę za to, że jest członkiem Parlamentu Europejskiego, to dlaczego nie wykonuje swoich obowiązków. Prasa będzie skrupulatnie wyliczać na jakich głosowaniach nie był i w których posiedzeniach swoich komisji nie uczestniczył. To na pewno nie będzie mu pomagać. Zwłaszcza, że staff ECR uczynił go „najlepszym polskim MEP” – robiąc za niego wiele sprawozdań i opinii. W ostatnim zestawieniu mepranking.eu A. Duda znalazł się na…pierwszym miejscu wśród wszystkich polskich eurodeputowanych, choć metodologia była wątpliwa i krytykowałem ją na twitterze. Niemniej jednak będą musieli nowogrodzcy spin doktorzy, wypić piwo przez siebie nawarzone i wyjaśnić elektoratowi jak to jest, że „najlepszy” europoseł totalnie zaniedbuje swoją pracę w Brukseli.
Czwartym kłopotem dla Dudy jest to, co zrobić z Kaczyńskim? Ukryć go? Nie pokazywać? Wstydzić się? Szczycić się? Eksponować? Jak wytłumaczyć wyborcom, że Duda jest i zarazem nie jest Kaczyńskim? Że prezentuje PiS i jej lidera, ale jest jakby tak trochę obok. Że prezes istnieje, ale też trochę nie istnieje. Wszak już Parmenides stwierdził, że byt jest, a niebytu nie ma. Jak widać, może to nie dotyczyć Jarosława Kaczyńskiego? Sztabowcy PiS będą musieli zmierzyć się z tym, zaiste, filozoficznym problematem.
Przeszkodą dla Dudy jest także to, że wydatki na prezydencką kampanię w żaden sposób nie są rekompensowane. O ile za zdobyte głosy i mandaty w elekcji parlamentarnej partie dostają zwrot, o tyle kasa wpakowana w kandydata na prezydenta po prostu przepada. Komorowski nie będzie szczędził na swoją kampanię i znajdzie się wielu, którzy chętnie wesprą pewniaka. Grosza nie pożałuje też pewnie Platforma. A co z PiS? Czy partia szykująca się do ostatecznego boju na jesieni tego roku, będzie szczodra w wydawaniu środków na z góry przegraną walkę? Czy prezes będzie chciał lekką ręką wydawać miliony, które tak bardzo będą mu potrzebne w trzy miesiące później w kampanii do Sejmu i Senatu? Wątpię. To zaś oznacza, że Duda będzie miał już na początku ogromną stratę do walczącego o reelekcję obecnego lokatora Belwederu. I nic nie wskazuje na to, by zdołał zgromadzić połowę tego, co jego główny przeciwnik. A chyba nikogo nie trzeba przekonywać, jak bardzo istotne jest to, jaką ilością pieniędzy dysponują poszczególne sztaby.
Ale najważniejszy kłopot, przed jakim stanie A. Duda, prezentuje się następująco – jak prowadzić spokojną, merytoryczną i zgodną z jego emploi kampanię wyborczą i jednocześnie przygotowywać partię do ostatecznego boju z Platformą Obywatelską? Jeśli mam rację, że Kaczyński upatruje w polskim Majdanie swej ostatniej szansy, a PO chce zaostrzenia konfliktów społecznych (szczególnie na tle „reformy” górnictwa), by sprowokować prezesa PiS do wsparcia awanturujących się na ulicach związkowców, to jak w takiej atmosferze Duda ma prowadzić swoją „spokojną” kampanię prezydencką? Jeśli i Kaczyński i Kopacz wybrali drogę konfrontacji, jeśli górnicy mają być obsadzeni w roli kiboli, pedofilów i sprzedawców dopalaczy, jeśli PiS chce polskiego Majdanu, a PO wojny ulicznej z „chuliganami i warchołami”, to jak merytoryczny i spokojny Andrzej Duda ma robić swoją robotę? Przecież on zniknie za chwilę w cieniu walczących ze sobą stron. A wraz z nim zniknie cała jego centrowa i wyważona strategia. To najpoważniejszy kłopot – jak połączyć wizerunkowo prezydencką kampanię Dudy z parlamentarną kampanią Kaczyńskiego, jeśli obie zasadzają się na odmiennych strategiach i przekazach? O ile Komorowski i Kopacz będą prezentować spójną, koherentną narracją (siły spokoju naprzeciw siłom anarchii i zniszczenia), o tyle pomiędzy przekazem Dudy i Kaczyńskiego jest przepaść. Oto najtrudniejszy dylemat do przemyślenia dla PR-owców z PiS.
Wszystko wskazuje więc na to, że przed sztabem Andrzeja Dudy nie lada zadanie, a problemy piętrzące się przed nim są większe, niż przed kilkoma miesiącami się wydawały. Kandydat PiS nie może wyjść z nich zwycięsko. Pytanie tylko, czy zdoła doprowadzić do drugiej tury w niej honorowo (np. 40 do 60) przegrać, czy też polegnie już w pierwszej turze z liczbą głosów niewiele przekraczającą 20%.
fot. PiS