Nie jestem specjalistą z zakresu górnictwa, więc nie wiem, czy zamykanie kopalń na Śląsku ma ekonomiczny sens. Wydaje mi się jedynie, że jeśli opłaca się otwierać zamykane wcześniej kopalnie w Czechach, jeśli opłaca się sprowadzać węgiel z Australii czy Rosji, to chyba mogłoby być ekonomicznie wydajne także polskie górnictwo. Zwłaszcza w obliczu niepewności na rynkach energetycznych, braku elektrowni atomowej oraz groźby szantażu ze strony Rosji w sprawach dostaw gazu i ropy. Mam więc spore wątpliwości, czy zamykanie części śląskich kopalń jest zasadne. Wiem jednak jedno – z politycznego punktu widzenia zasadne jest na pewno.
Na pozór wydaje się to absurdalne – po co nowej premier wojna z górnikami, kolejne fale protestu, zamieszki na ulicach? Odpowiedź jest jednak prosta – bo tylko to może ją uratować. Z kilku powodów.
Po pierwsze, górnicy mają stać się nowymi kibolami, pedofilami, sprzedawcami dopalaczy. Każda władza, ta w szczególności, nie potrafi żyć bez wroga. Czasami jest to wróg realny i groźny i wówczas chwała, że władza z takim wrogiem walczy (z mafią, przestępczością zorganizowaną, terrorystami itp. ), ale jak nie ma wrogów rzeczywistych, to warto stworzyć przeciwnika fikcyjnego. I z sukcesami go zwalczać, mając po swojej stronie wdzięczne społeczeństwo. Tak właśnie robił Donald Tusk wywołując kolejne wojny z kolejnymi grupami społecznymi wskazanymi przez siebie. Wszystkie je wygrał – nie rozwiązaniem problemu (bo żaden z nich rozwiązany nie został), ale zyskaniem społecznej sympatii. Tak właśnie chce postąpić teraz Ewa Kopacz, a nowymi kibolami mają być górnicy. Wbrew powszechnej opinii, nie cieszą się oni masowym poparciem wśród Polaków, którzy zazdroszczą im (realnych czy wyimaginowanych) przywilejów. Chętnie więc będą przyglądać się przycieraniu im nosa.
Po drugie, i ile Tusk wybierał sobie słabych przeciwników, o tyle Kopacz postanowiła zetrzeć się z grupą naprawdę silną i dobrze zorganizowaną. Górnicy to nie anonimowi pedofile czy bezsilni sprzedawcy dopalaczy. To realna siła, która może urządzić w Warszawie prawdziwe piekło. Ale pani premier właśnie o to piekło chodzi! Idzie wszak o to, by warszawskie ulice zapłonęły, by stanęły tam barykady, by budynki publiczne były obrzucane śrubami, by dymiły podpalane opony. Dokładnie o taki obrazek chodzi Ewie Kopacz. Bo tylko na tym tle może ona pokazać się jako ktoś oczekiwany, sympatyczny, potrzebny. Jako gwarant stabilności, przewidywalności, spokoju społecznego. Wykrzywione w nienawiści twarze zdesperowanych górników będą wyglądać gorzej na ekranach telewizorów, niż spokojne oblicze stanowczej pani premier. Kogoś z demonstrantów pokaże się jako pijanego, kogoś śpiącego pod płotem, kogoś rzucającego kamieniem w okno kancelarii prezesa rady ministrów. Na tym tle nawołująca do spokoju Ewa Kopacz będzie się jawiła Polakom jako osoba konieczna na swym stanowisku. Może nie będzie Iron Lady, ale wystarczy, że będzie powtarzała zaklęcia o powrocie do pracy, o zgodzie narodowej i o ekonomicznych koniecznościach. To wystarczy, by być ocenianą lepiej, niż obecnie.
Po trzecie, to zresztą – po części przynajmniej – pozwoli Platformie odzyskać opinię partii wolnorynkowej i liberalnej, bo „zamykanie nierentownych kopalń” brzmieć będzie musiało miło w uszach każdego rozczarowanego wyborcy tej partii, ale także każdego korwinisty i potencjalnego zwolennika nowej inicjatywy Leszka Balcerowicza.
I po czwarte, i najważniejsze – to pułapka zastawiona na PiS. O ile w sporze między „biznesmenami – lekarzami”, a Ministerstwem Zdrowia, partia ta mogła trzymać się z boku, o tyle w konflikcie między „Solidarnością”, innymi związkami górniczymi, a atakującą ich policją, nie będzie już mogła siedzieć cicho. Będzie musiała wejść w tę wojnę i to po jednej stronie. To zaś będzie największy zysk Ewy Kopacz. Jarosław Kaczyński, na barykadzie, obok Piotra Dudy, w huku petard, solidaryzujący się z demonstrującymi – oto obrazek, który potrzebny jest Platformie. Podpalający Polskę Kaczyński – oto jakiego obrazka chcą spin doktorzy pracujący dla Ewy Kopacz. Starcie z górnikami jest najlepszym sposobem na wywabienie Kaczyńskiego na ulice.
To zresztą nie będzie wbrew temu, czego chce sam lider PiS, bo on też uważa, że polski Majdan jest dla niego jedyną szansą na przejęcie pełni władzy. Więc wejdzie w tę logikę. Będzie idealnym partnerem w tej totalnej wojnie. Widząc w niej zysk i ostatnią dla siebie szansę, nie stchórzy i nie odda pola. Sam będzie dążył do konfrontacji, myśląc, że to jemu da ona zwycięstwo. Jego uczestnictwo będzie więc dobrowolne, a nawet entuzjastyczne. Postawi wszystko na jedną kartę. Wóz albo przewóz. I na to właśnie liczy PO – na totalną konfrontację między obozem spokoju, reform i ładu, a siłami agresji, nieporządku i anarchii. Ewa Kopacz ma prezentować to wszystko, czego chcą zwykli ludzie, a Jarosław Kaczyński zostanie obsadzony w ulubionym przez siebie emploi – dzikiego podpalacza, destruktora i zadymiarza. Szykowana więc jest nam wojna totalna, ostateczne stracie, decydująca rozgrywka. W KPRM wiedzą bowiem, że jeśli Kaczyński ją przegra, już nigdy się nie podniesie. Dlatego i oni i on zagrają naprawdę ostro. Czeka nas bardzo gorące kilka miesięcy. Przy przewadze medialnej Platformy i przy prowadzeniu tej konfrontacji zgodnie ze scenariuszem pisanym w Alejach Ujazdowskich, PiS nie ma szans na wyjście z tej konfrontacji zwycięsko.
Z powyższych właśnie powodów uważam, że plan „restrukturyzacji polskiego górnictwa”, choć ekonomicznie dyskusyjny, politycznie jest korzystny dla Ewy Kopacz i PO.