PiS, ograniczając rolę Sejmu w roku wyborczym do minimum (jedno posiedzenie w miesiącu z małym wyjątkiem w lipcu), chciało odebrać opozycji pole do kreowania niewygodnych tematów, ale ostatnie tygodnie pokazują, że taki terminarz jest dla obozu rządzącego momentami niewygodny. By uchwalić ustawę dot. cen prądu konieczne było zwołanie dodatkowego posiedzenia tuż po świętach. Teraz problem wraca przy ustawie dot. wynagrodzeń w NBP.
Z wypowiedzi prominentnych polityków PiS wynikało, że projekt miał być przygotowany szybko. Propozycja lada moment wpłynie co prawda do Sejmu, ale styczniowe posiedzenie już się zakończyło. Kolejne odbędzie się dopiero 20-22 lutego, więc partia rządząca stoi przed wyborem: albo zwołać dodatkowy Sejm – o czym mówiło się na Wiejskiej – albo czekać miesiąc. Z ostatniej wypowiedzi wicemarszałka Terleckiego wynika, że bardziej prawdopodobny jest ten drugi scenariusz.
Żałoba po morderstwie prezydenta Adamowicza to oczywiście nie był najlepszy czas do prezentowania propozycji, które budzą emocje, więc w tym sensie zwłoka jest usprawiedliwiona. Polityczna bieżączka wraca jednak do mediów, a zabójstwo Pawła Adamowicza w ciągu kolejnych dni stopniowo będzie schodzić z czołówek. Przy „normalnym” terminarzu Sejmu sprawę wynagrodzeń w NBP można byłoby rozwiązać dużo szybciej, zaprezentować projekt i uchwalić w ciągu dwóch tygodni.
Obecny terminarz Sejmu i Senatu jeszcze bardziej zresztą opóźni te prace. Jeśli nie zapadnie decyzja o dodatkowym posiedzeniu Sejmu, to projekty uchwalone na kolejnym posiedzeniu (20-22 lutego) będą czekały na rozpatrzenie przez Senat praktycznie miesiąc. Izba wyższa zbiera się bowiem 13-15 lutego – czyli przed tym lutowym posiedzeniem Sejmu – a następnie dopiero 20-22 marca. Zawsze można zwołać wcześniej Senat, ale to tylko potwierdzi, jak kiepsko ułożony jest terminarz. W takim scenariuszu ustawa zacznie obowiązywać w okolicach kwietnia.
Podobny problem jest z ustawą dot. rekompensaty dla mediów publicznych. TVP potrzebuje pieniędzy, a PiS chciało szybko załatwić sprawę i uchwalić projekt na tym posiedzeniu – harmonogram był tak przygotowany, żeby w czwartek wieczorem czy piątek przegłosować całość. Wcześniej propozycja była w trybie pilnym opiniowana przez BAS. W ostatniej chwili projekt skreślono i znowu – albo dodatkowe posiedzenie albo przynajmniej miesiąc zwłoki. Choć akurat sprawie rekompensat dla TVP dochodzą sygnały z Pałacu Prezydenckiego, że Andrzejowi Dudzie nie podoba się ta inicjatywa.
Nawet przełożenie głosowania budżetu stworzyło pole do spekulacji, czy PiS zdecyduje się na przyspieszone wybory. Taki scenariusz od początku wydawał mało realny – zwłaszcza, że nieuchwalenie budżetu w terminie nie oznacza skrócenia kadencji z automatu – ale dawał politykom opozycji paliwo do kreowania tematu. Wszak to Grzegorz Schetyna mówił o potencjalnej marcowej dacie wyborów. Posłowie dostali długą, miesięczną przerwę w pracach parlamentu, ale efekt był taki, że temat wracał co jakiś czas.
Rozwiązaniem mogłoby być ograniczenie posiedzeń Sejmu tylko na okres właściwej kampanii, czyli okolice maja – przed wyborami do PE – oraz września i października – przed wyborami parlamentarnymi. Tak ułożony terminarz Sejmu jak obecnie powoduje chaos, a posłowie – na co sami zwracają uwagę – nie mogą zaplanować sobie prac w terenie, bo w każdej chwili może zostać zwołane dodatkowe posiedzenie.
Fot. Sejm