Platforma postanowiła przelicytować PiS, proponując alternatywną wersję programu 500+ na każde dziecko, bez żadnego kryterium dochodowego. – Nie ma zgody na sortowanie Polaków i dzielenie dzieci – mówił Grzegorz Schetyna. Ta propozycja jednak, nie dość, że trudna do sfinansowania – zwłaszcza w dłuższym okresie – rodzi pytania o wiarygodność PO, w świetle deklaracji z kampanii, a także ostatnich 8 lat rządów.
To przecież Platforma mówiła w kampanii, że propozycje PiS są populistyczne, niemożliwe do sfinansowania, a rządy tej partii to druga Grecja w kilka miesięcy. PO za rządów Ewy Kopacz, a wcześniej Donalda Tuska, prezentowała się jako odpowiedzialna partia, która nie rozdaje pieniędzy na lewo i prawo, tylko trzyma deficyt w ryzach. Podwyższenie wieku emerytalnego, reforma emerytur służb mundurowych czy wprowadzenie reguły wydatkowej – wszystko to miało być robione w dbałości o stabilność finansów.
– Nie można mówić, że każde dziecko dostanie 500 złotych co miesiąc – mówiła premier Kopacz na konwencji PO 9 października. Z kolei Rafał Grupiński na przełomie października i listopada ubiegłego roku wskazywał, że w dłuższym okresie program 500+ może być znaczącym obciążeniem dla budżetu. Zapowiadał, że Platforma będzie patrzyła PiS-owi na rękę i sprawdzała, skąd pochodzą środki na realizację programu.
Na razie to politycy PO na konferencji sami mieli problem z odpowiedzią na pytanie, jak sfinansować tę propozycję – zwłaszcza w kolejnych latach, kiedy program obowiązywałby już cały rok. – Polacy zmienili zdanie, Polacy wybrali PiS i ten projekt. Przyjmujemy tę decyzję Polaków. Wiemy, że tak będzie. Nie oszukujmy się – w czwartek Sejm zły projekt PiS-u prawdopodobnie przegłosuje. Chcemy, żeby ten projekt był sprawiedliwy i uczciwy. Żeby to nie było oszustwo PiS-u – tłumaczył Sławomir Neumann.
Różnica między propozycją PiS a PO jest jednak znacząca, bo rozszerzenie programu 500+ na każde dziecko kosztowałoby – według szacunków minister pracy – ponad 50 mld zł rocznie. Nawet jeżeli to nieco przesadzone szacunki, to i tak z podniesienia podatków nie sposób uzyskać tak dużej kwoty. Koniec końców rząd musiałby więc bardziej się zadłużyć.
Fot. PO