– Zadzwonił do mnie pan Nałęcz, doszło do spotkania z prezydentem, poprosił mnie o głos – mówi Andrzej Hadacz w rozmowie z „Faktem”.
I dalej: – Spotkałem się z panem profesorem Nałęczem, myśmy omawiali sytuację, jak tu się spotkać z panem prezydentem (…) Pan prezydent poprosił mnie o wsparcie, bo powiedział, że mój głos to tak jak 10 tys. głosów.
Tomasz Nałęcz w rozmowie z gazetą dementuje te informacje: – Żadnego telefonu nie było. On kilkakrotnie wspominał o spotkaniu, ale ja jestem człowiekiem bardzo zajętym. I chociaż uważam to za ciekawe zjawisko, że człowiek tak przeciwny Bronisławowi Komorowskiemu jest obecnie jego wielkim zwolennikiem, to nie było go w Pałacu Prezydenckim.
Prezydencki minister przyznaje także, że kojarzy Hadacza, bo ten bywa pod Pałacem. – Kurtuazyjnie odpowiedziałem, że możemy się spotkać – mówi Nałęcz.