Na kilkanaście dni przed wyborami parlamentarnymi to tradycyjnie czas, by choć niektórzy z obserwatorów brytyjskich kampanii zajrzeli do salonów bukmacherskich i sprawdzili szanse poszczególnych partii na zwycięstwo.

U trzech największych “buków”, czyli Ladbrokes, Coral i William Hill wszyscy przewidują zdobycie przez Konserwatystów większości w Westminsterze (stawki 1:8, 1:7). Bardziej prawdopodobnych według nich jest też sytuacja, w której żadna z partii nie uzyska większości (tutaj za 1 postawionego funta można dostać aż 7 w przypadku prawidłowego obstawienia).

Jednak gdyby ktoś pokładając nadzieje w Labour chciał postawić na ich zwycięstwo i większość, to w Coralu i Ladbrokes dostanie aż 16-krotnie więcej niż postawi. Tylko w William Hill notowania partii Jeremy’ego Corbyna rosną a stawka wynosi “zaledwie” 10 do 1.

Gdyby z jakiegoś powodu po wyborach Theresa May nie została ponownie premierem, to analitycy Coral za ewentualnego drugiego proponowanego kandydata uznają Borisa Johnsona – jednak patrząc na stawkę (100 funtów za każdego obstawionego funta) nie uznają tego za prawdopodobne.

Oczywiście przewidywania bukmacherów nie są dla wielu wiarygodną prognozą. W 2015 – w ślad za większością sondażowni – wszystkie największe firmy zakładów wzajemnych w UK uznawały, że David Cameron nie zdoła zdobyć większości w parlamencie. Ku zdziwieniu większości analityków Torysi odnieśli wówczas znaczące zwycięstwo i zdobyli 330 mandatów. Nie tylko wystarczyło to do stworzenia rządu, ale również było liczbą znacząco większą od poprzednich przewidywań. Sondaże na dzień przed wyborami dawały im najwyżej 290 miejsc – a w ślad za nimi podobnie myśleli bukmacherzy.