„Wychowałem się w skromnej, wielodzietnej rodzinie na ulicy Kolejowej w Krośnie. Ulicy takiej samej, jaką Polki i Polacy widzą na co dzień w swoich miastach. Zazwyczaj nie ma na niej kawiarni, placu zabaw, stoją przy niej zaniedbane budynki. Widziałem, jak wiele osób zostało pozostawionych samym sobie już na początku transformacji. Tak być nie musi. Zostałem politykiem, bo inni nie załatwiali spraw, które były i są dla mnie ważne. Nie chciałem wiecznie czekać ani wciąż dobijać się do drzwi polityków, którzy nie tylko nie chcieli słuchać, lecz także dzielili ludzi, bo tak im było łatwiej rządzić. Dziś wiem, że niezależnie od tego, ile wybudujemy autostrad, chodników i placów, najważniejsze jest, byśmy znaleźli drogę do siebie nawzajem. Wiem, że musimy stworzyć kraj dla wszystkich. Polskę bez niszczących nas podziałów, bez wytykania palcami. Polskę, która nie będzie wyrzucać słabszych za burtę. Musimy szukać tego, co nas połączy we wspólnej pracy, wykorzystać naszą pozytywną energię, aby stworzyć skuteczną alternatywę.

Powiecie, że to niemożliwe. Ale ja już wiem, że można zbudować wspólnotę, w której rządzący są zawsze blisko mieszkańców i wychodzą poza wąskie urzędnicze okienko. Wiem, że są miejsca dobrze zarządzane, otwarte i troskliwe. Tak jest w Słupsku. Zmiana władzy to za mało. Potrzebujemy większej i głębszej zmiany: musimy uruchomić nasze marzenia, przypomnieć sobie, po co nam wspólne państwo i zacząć je razem budować. Chcę Polski, w której nikt nie jest pozostawiony w tyle. Polska jest przecież dobrem wspólnym musimy ją zatem uzdrowić! Nie ma już czasu – trzeba zacząć pisać nowy rozdział. Zróbmy to razem. Jestem gotowy” – pisze Biedroń we wstępie książki.

O dzisiejszych politykach:

„Obecni polscy przywódcy są przepełnieni lękiem. Wielu z nich z obawy przed opinią publiczną nie tylko przestaje mieć publicznie jakiekolwiek ludzkie cechy, lecz także w wielu sprawach nie mówi prawdy o sobie. Nie mówią, co naprawdę myślą, patrzą na sondaże i pod nie preparują odpowiedzi. Nie wiem, dlaczego to miałoby być lepsze niż szczerość. W każdej relacji, także – a może szczególnie – polityka ze społeczeństwem, nie może dziać się dobrze, jeżeli jeden z partnerów nie mówi prawdy, ukrywa swoje prawdziwe intencje czy manipuluje.

Często słyszę, że nie jestem standardowym polskim politykiem. Może więc nadszedł czas, żeby zmienić utarte standardy i dokonać zmiany? Polscy politycy wydają się zbyt posępni, nieprawdziwi, zajęci rywalizacją i ciągłą wojną. Albo sprzedają swoje wartości na rzecz miejsca na liście, usprawiedliwiając to koniecznością dziejową. Jak zza tego wszystkiego mogą widzieć prawdziwe, codzienne problemy?”

O Palikocie, Millerze i wejściu do Sejmu:

„W 2011 roku szansę dał mi Janusz Palikot. W moim okręgu, gdyńsko-słupskim, startował też Leszek Miller – były premier, człowiek, który wprowadził Polskę do Unii Europejskiej, dla wielu osób legenda. Na każdym kroku dawał mi do zrozumienia, że nie mam z nim szans. Pamiętam, jak któregoś dnia powiedział, że nasza rywalizacja to starcie słonia z mrówką. To ja miałem być mrówką. Wziąłem to sobie do serca: pracowałem jak mrówka. Zjeździłem okręg wzdłuż i wszerz. Pytałem ludzi o sprawy, których nikt dla nich nie załatwił. Zapisywałem sobie zadania do wykonania na przyszłość. Wyborcy widzieli to zupełnie inaczej niż Leszek Miller. Dostaliśmy podobną liczbę głosów: on – 18 tys., ja – 17 tys. Dzielił nas raptem tysiąc głosów! Obaj weszliśmy do parlamentu. Miller po raz ostatni w życiu, a ja po raz pierwszy.

Warto być zdeterminowanym – w polityce nic nie jest przesądzone raz na zawsze. Dzień, w którym po raz pierwszy dostałem się do Sejmu, był jednym z najważniejszych w moim życiu. Znalazłem się wśród 460 osób, które reprezentują nasze społeczeństwo i w jego imieniu przygotowują prawo dla wszystkich. Razem ze mną do parlamentu weszły moje wartości, przekonania i upór, żeby poruszać tematy, których nikt poruszać nie chciał. Zdawałem sobie sprawę, że moja tożsamość będzie miała znaczenie. Wielokrotnie słyszałem, że właśnie z tego powodu, że jestem gejem, nie mam szans. Podobnie jak kobiety, byłem tresowany do uległości, porzucania swoich marzeń, podporządkowania się sile i dominacji. Ale uważałem, że mam do spełnienia dodatkowe zadanie: zmienić to nastawienie. Konsekwentnie upierałem się przy wprowadzaniu do polskiej polityki problemów dyskryminacji i wykluczenia. Kiedy zostałem posłem, potwierdziły się moje przypuszczenia, że walka będzie długa i niełatwa”.

O Platformie i strachu:

„Niektórzy wmawiają nam, że Polska nie potrzebuje nowych polityków ani nowej formacji politycznej. Mówią, że wystarczy jedna, jedyna i ukochana Platforma Obywatelska. Nie zgadzam się. Takie przekonanie jest odruchem ucieczki, a ten odruch bierze się ze strachu. Jak mówi profesor Gdula: „Jedyny liberalizm PO to liberalizm strachu”. To przekonanie jest też próbą utrzymania status quo, w którym dwie wielkie partie – PO i PiS – przez kolejne lata będą betonować polską politykę, utrzymując nas w śmiertelnym, wyniszczającym uścisku.

Ostatnie lata rządów Prawa i Sprawiedliwości nieźle dały nam w kość. Niektórzy próbują nam wmówić, że może więc lepiej zwrócić się do tego, co znane i sprawdzone. Nie! Strach nie jest dobrym doradcą. Nie możemy sobie pozwolić, by nami rządził. „Strach może być w polityce przyprawą, ale nigdy nie będzie z niego strawnego dania” – słusznie pisze profesor Maciej Gdula w książce Nowy autorytaryzm. „Od polityków i partii ludzie oczekują, że nie będą oni tylko obsługiwali strachu, ale raczej, że stworzą świat, w którym nie będzie się trzeba bać. Świat Platformy – do pewnego stopnia także tej z czasów Tuska – to świat strachu przed Kaczyńskim”. Strach przed Kaczyńskim albo strach przed Tuskiem. Strach przed odebraniem 500+, przed tym, co jeszcze mogą zepsuć rządzący, przed represjami, przed wyjściem z Unii Europejskiej, przed sędziami na polityczne zawołanie. Te różne strachy stały się naszą codziennością. Polska polityka oszalała.

Nie jest łatwo przestać kierować się strachem. Ale można to zmienić. To jedno z największych wyzwań, jakie nas czekają. Strach zabija zdolność do marzenia i wyobrażania sobie przyszłości, nie pozwala chłodno ocenić sytuacji ani poczuć pragnień. Strach sprawia, że zapominamy o celach wspólnotowych. A przecież cel naszej cywilizacyjnej, kulturowej i historycznej wspólnoty jest jasny: dobrze zorganizowane państwo służące obywatelom, dobrobyt, wygoda, pokój i bezpieczeństwo, wolność życia zgodnie z naszymi wartościami, bez względu na to, jakie te wartości są. Tkwienie w starych podziałach tylko podsyca ten strach. Politycy starych partii tworzą teatr pełen konfliktów. Dzielą siebie i nas. Jednych nazywają prawicą, innych lewicą, konserwatystami i liberałami. My, widzowie teatru starych partii, nie odnajdujemy się w tych podziałach, bo nie przystają one ani do tego, jak wygląda nasze życie, ani współczesny świat. Wtedy zaczynają nas obrażać, nazywając „symetrystami”.

O ratowaniu budżetu Słupska i Anaszewiczu:

„Mieliśmy tylko kilka dni. Jeszcze nie zostałem zaprzysiężony, a już usiedliśmy do dziesiątków segregatorów, utonęliśmy w tysiącach dokumentów. Prowadziliśmy mnóstwo rozmów z pracownikami Urzędu Miasta. Pracowaliśmy dzień i noc. Jedną z osób, która mnie wówczas mocno wspierała, był dr Marcin Anaszewicz, doświadczony w restrukturyzacji przedsiębiorstw i w trudnych projektach finansowych. Udało się. Ta praca była dla mnie bezcenną lekcją. Nauczyłem się o konstruowaniu budżetu bardzo wiele i dzisiaj, w przeciwieństwie do wielu moich kolegów i koleżanek na Wiejskiej, z pokorą patrzę na to, jak się kształtują dochody miasta czy państwa. Wiem, jak ograniczać wydatki. Jak szukać oszczędności. Dzięki temu dzisiaj Słupsk jest w zupełnie innej sytuacji niż ta, w jakiej go zastałem”.

O samochodach elektrycznych i strategii gospodarczej:

„Pewnie wiele osób zdziwi się, czytając te słowa. Przecież każdy chce budować samochody elektryczne! Są nowoczesne i ekologiczne. Wszyscy na świecie inwestują teraz w samochody elektryczne.

Uważam, że opowiadanie przez polski rząd, że będzie budował samochody elektryczne, to stawianie spraw na głowie. Premier nie powinien dekretować, co mają produkować firmy w jego kraju. Rządzący są od tego, żeby wyznaczać kierunki rozwoju i tworzyć jak najlepsze warunki do pracy i uczciwej działalności gospodarczej, a nie od tego, żeby wymyślać cele produkcyjne. To prawda, inne kraje już budują samochody elektryczne. To znaczy, że my będziemy spóźnieni. Samochody elektryczne to w dzisiejszych warunkach temat, który tylko zasłania ważne pytania i problemy. To ucieczka przed przyszłością. Nie otworzymy nowego rozdziału w naszej historii, jeśli nie odpowiemy sobie na pytanie, jaka ma być rola państwa w gospodarce.

Polskie państwo nie wie, jakie ma być. Jest właścicielem części autostrad, udziałów w hucie szkła i stadniny w Janowie. Nie ma strategii na to, w które sektory się angażować, a w które nie. W niektórych sektorach jest jednocześnie regulatorem, czyli tym, który wyznacza zasady, zamawia badania, innowacje i produkty, ale również w nie inwestuje, produkuje, a na końcu, jak w przypadku promu „Batory”, samo je kupuje. W innych nie pełni żadnej z tych funkcji. Nie może się zdecydować, czy i gdzie jest inwestorem, przedsiębiorcą czy klientem. Państwo powinno być sobą. Zamiast pracować nad zasadami, które mogą służyć aktywności gospodarczej, państwo skacze dzisiaj od jednego pomysłu do drugiego: milion samochodów elektrycznych, prom w Szczecinie, a pod Warszawą – sady. To nie jest rola państwa. Państwo powinno konsekwentnie realizować spójną politykę gospodarczą. Zbyt wiele razy widzieliśmy rządowe plany i strategie, które nie zostały nigdy przeprowadzone”.

O potrzebie reformy wymiaru sprawiedliwości:

„W rozmowach, szczególnie jako wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, wielokrotnie słyszałem skargi na nasz wymiar sprawiedliwości. Wiele osób opowiadało mi o procesach, które ciągną się latami. Kiedy popatrzymy na statystyki, wydaje się jednak, że nie jest tak źle – znajdujemy się w połowie stawki. Są kraje w Europie, gdzie jest gorzej. Jednak każdy wyrok, który zapada za późno, to czyjaś krzywda. To można zmienić.

Jestem zwolennikiem głębokich zmian w systemie sprawiedliwości. To kolejna sprawa, która wymaga odważnego zmierzenia się z rzeczywistością i otwarcia nowego rozdziału. Sędziowie w Polsce wydają orzeczenia w tysiącach drobnych spraw, takich jak kradzieże, spory małżeńskie, sprawy formalne. Uwolnijmy ich od tego. Sprawy spadkowe można wyprowadzać do biur notarialnych. To także urzędnicy działający w imieniu państwa. Sędziowie pokoju? Dlaczego nie! W naszej tradycji takiej instytucji nie ma, ale dlaczego nie mielibyśmy skorzystać z dobrych wzorów z innych krajów? Może powinni to być adwokaci, biura prawne? Częstsze mediacje zamiast sądów? Część spraw na pewno powinniśmy załatwiać poza sądami – w instytucjach, które sobie świetnie poradzą. Funkcja sędziego powinna być ukoronowaniem kariery. Taka zasada działa w wielu krajach i chciałbym jej również w Polsce. W naszym kraju nawet kilka lat po studiach można wydawać wyroki. Mamy dzisiaj dziesięć tysięcy sędziów. Może mogłoby ich być o połowę mniej, ale byliby to ludzie szanowani, z doświadczeniem życiowym i zawodowym, którzy osądzaliby najważniejsze sprawy.

Uwagi wymaga także system kar. Ograniczanie wolności to nie tylko zamykanie w więzieniach. Na świecie wykorzystuje się wiele innych sposobów: monitorujące opaski pozwalające pracować albo prace społeczne. Rzadko w sprawach cywilnych skutecznie wykorzystujemy mediacje. To jeszcze jeden skutek braku zaufania społecznego. Warto, żebyśmy popracowali nad tym sposobem rozwiązywania sporów między obywatelami.

Opowiadam się też za całkowitym uniezależnieniem prokuratury. Oddzielenie prokuratury od rządu, które w 2008 roku wprowadziła Platforma Obywatelska, nie zadziałało do końca tak, jak powinno. Prokurator generalny otrzymał za mało kompetencji, które mogły mu tę niezależność gwarantować”.

O mediach publicznych i kulturze:

„Media publiczne należą do nas wszystkich. Powinniśmy zrobić, co w naszej mocy, aby w przyszłości jak najbardziej uniezależnić je od wpływów politycznych. Nie może być tak, że prezesów i dyrektorów publicznej telewizji wybierają zwycięskie ugrupowania polityczne. Takie stanowiska powinni zajmować ludzie merytorycznie do tego przygotowani, sprawdzeni i zgłoszeni przez niezależne ciała. Media publiczne nie mogą być łupem przejmowanym przez kolejne ugrupowania polityczne, które potem traktują je jak swój folwark i środek do prowadzenia propagandy. Zabierzmy politykom te zabawki.

Próby zawłaszczania kultury, prowadzenie polityki wymuszającej na kulturze cokolwiek – to oznaka słabości państwa, a nie jego siły. Kultura nie może być poddawana ani weryfikacji komercyjnej, ani weryfikacji ideologicznej. Na świecie stosuje się różne metody ograniczające takie naciski. Jedną z nich jest rezygnacja z prowadzenia państwowej polityki kulturalnej – pełna decentralizacja, oddanie jej miastom, samorządom, środowiskom lokalnym. Taki model zastosowano w Niemczech. Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Ministerstwo Kultury jest nam potrzebne, powinno sprawować mecenat nad wartościami, które zapisaliśmy w konstytucji, i tworzyć wokół nich wspólnotę. Jednak ta instytucja nie może prowadzić polityki partyjnej, jak to się dzieje od lat”.

“Nie ma czasu”:

„Polki i Polacy czekają na polityków, którzy będą bez lęku patrzeć i w przeszłość, i w przyszłość. Ludzi, którzy będą mieli odwagę zmierzyć się z rzeczywistością taką, jaka ona jest. Nasze partie polityczne umieją tylko powtarzać: „My to nie oni”. Często nie mają żadnych propozycji. Zmieniają je w rytm sondaży albo nacisków ze strony rynku. Czas, żeby partie zaczęły się uczyć od obywateli. Wiedza jest w nas. To my znamy problemy naszego państwa. Bardzo często to my znamy lepsze rozwiązania niż politycy, którzy są u władzy. W naszej historii musimy odnaleźć ludzi, którzy mieli odwagę, by angażować się po stronie swoich wartości, a jednocześnie nie dzielili społeczeństwa na wrogie obozy. Ludzi nieustępliwych, a zarazem otwartych, solidnych i odpowiedzialnych. Wzorcami mogą być Tadeusz Kościuszko czy kobiety wytrwale stojące na mrozie pod willą Piłsudskiego.

Prawdziwa demokracja jest silna energią i zaangażowaniem swoich obywateli. Z wielkim podziwem patrzę na osoby, które już podejmują działania na rzecz innych. Wiem, jak trudne to bywa. Wolontariusze i pracowniczki organizacji pozarządowych, samorządowcy i związkowcy. Państwo powinno ich wspierać. Spotykam też wiele osób, które nigdy dotąd się nie angażowały, ale widzę w nich pragnienie lepszej przyszłości i państwa dla wszystkich obywateli. Są gotowi dołączyć do wspólnej przygody. Potrzebujemy tchnąć w polskie państwo i politykę nowego ducha. Ożywić je naszą własną energią. Znaleźć wśród nas takich, którzy chcą działać jako pracownicy zatrudnieni przez obywateli na rzecz wspólnego dobra. Nowy duch to również duch życzliwości. Tej prostej, codziennej, której przejawami są uśmiech czy używanie słów, które nie ranią. Potrzeba też życzliwości wobec innych poglądów i sposobów życia.

Historia Polski się nie skończyła. Możemy do niej dopisać nowy rozdział. Musimy wspólnie stworzyć wizję Polski za 20, 30 i 50 lat. Nie osiągnę tego sam. Mogę to zrobić tylko z Wami. Zmiana może być naszą wielką wspólną przygodą. Nie ma czasu”.

Książkę wydało Edipresse.