Skory do często przesadnych uniesień wicepremier miał rację, mówiąc w kuluarach o pewnego rodzaju historycznym momencie. Deklaracja premierów jest przeniesieniem relacji na inny poziom. Można odnieść wrażenie, że Polska i Izrael dziś faktycznie grają w jednej drużynie. Polacy po prostu lubią takie momenty, bez względu na to co do nich doprowadziło („Zgoda, zgoda! A Bóg wtedy rękę poda!” – z pewnoscią zacytowałby premier).

W deklaracji szefów rządów pojawiają stwierdzenia podstawowe dla wizerunku Polski, dotąd nieobecne tak mocno w tego typu dokumentach: uznanie działań polskiego Państwa Podziemnego, dobitne stwierdzenie, że termin „polskie obozy śmierci” jest rażący błędny i zmniejsza winę Niemiec oraz potępienie antysemityzmu na równi z antypolonizmem. Czy pojawiłyby się, gdyby pod ciśnieniem sporu, poprawki na gorąco, gdy rozgrywała się ta fatalna sprawa wprowadzał Senat a prezydent wetował? Nie wiadomo.

***

Część osób zwraca uwagę na pomruki niezadowolenia prawicowych internautów na twitterze, ale odwoływanie się do bąbla informacyjnego własnego timeline’u przypomina obsesyjne przed laty odwoływanie się do rozmów z taksówkarzami, jako do reprezentatywnej opinii publicznej, co przecież robiono w polityce przed internetem.

Ludzie w swojej masie lubią „common sense” jaki zaprezentował Morawiecki. Opinie z bąbla – twitterowych komentatorów polityki, zresztą zmienne niczym komentatorów sportowych po grach reprezentacji, sporadycznie tylko pokrywają się z odbiorem społecznym.

***

Proces był precyzyjnie przygotowany i metodycznie przeprowadzony. W takich sprawach widać metodę Morawieckiego, który ogłasza rzeczy już albo sprawdzone albo pewne. Tak buduje się markę w biznesie i w polityce, i to procentuje w dłuższej perspektywie. Tak było w tym przypadku.

Morawiecki przenosi technologię polityki na inny poziom, oczywiście popełniając błędy, ale krok, po kroku ogranicza rolę przypadku, przecieku, fuszerki, w które obfitowały pierwsze dwa lata rządów PiS. Od Szyszki i Jurgiela po – do niedawna – Mieszkanie plus-widmo.

Stopniowo kolonizuje administrację ludźmi takimi jak wiceministrowie finansów i zdrowia: Gruza i Cieszyński – zastępem młodych konserwatystów, którzy do rozwiązywania problemów podchodzą właśnie technologicznie i zadaniowo. Kiedyś takie rzeczy urzekały Jadwigę Staniszkis. I nieprawda, że jest to jakoś szczególnie obce PiS-owi, bo w podobny sposób działa w MSWiA Joachim Brudziński i z większym powodzeniem niż w poprzedniej roli – Mariusz Błaszczak w MON. Zdecydowanie, w tej kulturze sprawowania władzy nie działa Sejm. To oczywiste i jest coraz większym problemem dla obozu władzy.

***

O procesie nadzorowanym przez premiera wiedziało kilkadziesiąt osób – od polityków z czołówki PiS i członków zespołu Wildsteina, po – w ostatniej możliwej chwili – konstytucyjnych ministrów, którzy obiegowo przyjęli projekt i zwykłych urzędników zaagnażowanych w jego tworzenie. A jednak z tajnego projektu nawet strzępy nie przedostały się do opinii publicznej a dopiero dzień wcześniej, po spotkaniu premiera z zespołem Wildsteina o 17, kluczowe media otrzymały pod embargiem briefing z zarysu tego, co ma się wydarzyć. To też dowodzi profesjonalizmu całej politycznej operacji.

Swoją ogromną rolę w procesie odegrały wywiady obu krajów, które działały mocno poza kanałami tradycyjnej dyplomacji. To pokazuje, że Morawiecki umie korzystać z newralgicznych instrumentów państwa, ale też dowodzi, że doniesienia o niesnaskach pomiędzy szefem rządu a koordynatorem są co najmniej mocno przesadzone.

***

Morawiecki do swojej linii przekonał prezesa PiS i w proces zaangażował prezydenta, który pozwolił domknąć go tego samego dnia, co pokazuje, że w fundamentalnych sprawach ten układ szczytu władzy działa. Wywiady udzielone przez prezesa konserwatywnym mediom też nie powstały na chybcika, widać że były starannie przemyślane i zupełnie nie ad hoc.

***

Opozycja? Niewidoczna zupełnie w całej sprawie. Pod koniec intensywnego dnia nikt nie potrafi z głowy rzucić ani jednego bon motu pochodzącego z ław opozycji – oprócz słow Katarzyny Lubnauer pod adresem Ryszarda Petru i Roberta Biedronia o Platformie głosującej przeciw niemu w Słupsku. To też czegoś dowodzi…