Przy stole operacyjnym stał jeszcze w kampanii i brakuje mu tego. Twierdzi, że z chirurgii do polityki wyniósł umiejętność współpracy i rozmowy. Mocno protestuje, gdy nazywamy go liberalną twarzą PiS, ale przyznaje, że dobrze się czuje w roli mediatora. Twierdzi, że Senat wyszedł z cienia i marzy mu się nowy budynek izby wyższej. Lubi poranki z żoną, która jest we wszystkim radykalniejsza od niego. Z satysfakcją mówi, że był pierwszym politykiem PiS, który powiedział, że nie poparłby Tuska. Sądzi, że dopiero po “ciamajdanie” Platforma zrozumiała, że przegrała wybory, ale przyznaje: “My też wiemy, że kiedyś przegramy wybory”.

*****

Wie pan o tym, że na pana w kampanii mówiono Stanley. Skąd to się wzięło?
– Tak brzmi moje imię po angielsku.
Wygląda pan, jak amerykański senator.
– Nie, nie wiem. Wiele osób się tak do mnie zwracało. Stanley.
A prezes mówi Stanley?
– Nie. Nie mówi.

*****

Ma pan trochę takie polityczne ADHD. Energia pana roznosi.
– Nie mam politycznego ADHD. Jestem w ogóle bardzo aktywny. W życiu zawodowym też. Byłem chirurgiem, lekarzem i w tej chwili, jako polityk też jestem aktywny. Czy można mówić o ADHD, to pozostawiam ocenie innych.
Ale to Senat. Tu nigdy nikt tak nie robił.
– To się zmieniło. Mówiłem podczas pierwszego posiedzenia, kiedy zostałem wybrany na marszałka, że chciałbym, żeby Senat wyszedł z cienia Sejmu i myślę, że to w dużej mierze udało się dzięki pracy senatorów.

*****

Gabinet Stanisława Karczewskiego jest chyba jedynym, który odwiedzamy i w którym nie jest włączona non stop telewizja informacyjna. W ogóle trudno zauważyć, gdzie stoi telewizor.

W każdym gabinecie zawsze jest włączony. Ściszony, ale włączony.
– Nie mam czasu na oglądanie telewizji. To mnie rozprasza. Mało oglądam. Nie przepadam za oglądaniem telewizji. Rozumiem, że warto i politycy śledzą, co jest na pasku i jak się pojawia kolor żółty czy czerwony…
Nie boi się pan, że coś go ominie?
– Nie. Mam sprawne służby. Są tacy, którzy oglądają.
Ale psychicznie mają poczucie, że nie kontrolują. Że coś się wydarzy, a oni tego nie będą wiedzieć jako pierwsi.
– Nie mam takich ambicji, żeby wiedzieć wszystko jako pierwszy.

*****

Biuro marszałka Senatu jest skromne, ale robi wrażenie. Ma chyba najładniejszy widok ze wszystkich pomieszczeń parlamentarnych, na pobliski park, choć Stanisław Karczewski przyznaje, że wolał widok z gabinetu wicemarszałka, którym był przez poprzednie dwie kadencje. Portrety marszałek Alicji Grześkowiak i nobliwego Andrzeja Stelmachowskiego, wokół portretów innych dotychczasowych marszałków wymuszają pewne skupienie w małym saloniku, gdzie czekamy na wywiad. W korytarzu panuje półmrok, delikatnie bije stojący zegar, na stolikach witrażowe lampki w stylu Tiffany’ego. Można poczuć się jak na Kapitolu, choć nasz rozmówca w ciągu dnia robi sobie przerwy raczej na jogging, niż na żeberka.

Spotykamy się w wyżowy poranek, zostajemy wprowadzeni do utopionego w słońcu salonu przylegającego do gabinetu marszałka, we wschodniej części budynków parlamentu. Przez otwarte drzwi widać flipchart i słychać Stanisława Karczewskiego, żegnającego się z nauczycielem angielskiego.

Tu rzeczywiście widać, że jest pan jedną z najważniejszych osób w państwie – zagadujemy do Karczewskiego, wrzucającego na siebie marynarkę.
– No tak, tak. Ale w domu tego nie widać. Najpierw pies dostaje śniadanie. Po angielsku rozmawialiśmy z panem na ten temat, bo uczę się angielskiego. Mieliśmy, co znaczy pet pedigree.
W Warszawie mieszka z panem marszałkiem pies?
– Tak. Labrador.
Chodzi pan z nim do Łazienek?
– Chciałbym, ale nie wolno. Biegam z nim wokół Łazienek. Równiuteńko 5 km.
To pierwszy pies w państwie? Prezydent Duda nie ma, marszałek Kuchciński nie ma. Pierwszy pies w państwie.
– Tak mówiłem swoim wnukom.
Że to najważniejszy pies w państwie?
– Jak był dzień dziadka, to uważam, że byłem najważniejszy. Andrzej Duda nie jest dziadkiem. Marek Kuchciński nie jest dziadkiem. Ja jestem.

*****

Polska za 3 lata?
– Jak sobie wyobrażam, mówię, ale też próbuję zamknąć oczy i wyobrazić sobie, jak Polska będzie wyglądała za 3 lata… Vis-a-vis Kancelarii Premiera będzie sobie rosła trawa i znikną paskudne dykty i te brudne namioty KOD-u. Oni sami to zlikwidują. To niepotrzebne. Już będziemy po wyborach samorządowych, będzie prezydent z PiS w Warszawie, będzie na pewno lepiej w Warszawie. Będą zmiany, ale będziemy nadal mówili o zmianach w Polsce. Codziennie przejeżdżam koło Kancelarii Premiera i te obrzydliwe namioty mnie drażnią, bo lubię porządek. Jako chirurg nie wyobrażam sobie takiego bałaganu na stole. To powinno być przez tych, którzy to postawili, zlikwidowane. Niech sobie wychodzą na ulice, ale brudne namioty szpecą. Kiedyś mnie Japończyk zatrzymał i zapytał, czy tutaj ktoś mieszka, to powiedziałem, że jakaś jedna osoba pewnie tam w nocy jest, a że to są przeciwnicy demokracji. Trochę go w błąd wprowadziłem, tłumacząc mu, co to znaczy KOD, ale tak sobie tylko zażartowałem.

*****

Żona radykalniejsza we wszystkim

Żona chyba dużą rolę odgrywa w domu?
– Bardzo sobie cenię czas spędzany z żoną. Jak tylko mam czas, jemy wspólnie śniadanie i to jest taki czas na rozmowę. Kawę pijemy i rozmawiamy sobie o rodzinie i o polityce. Żona też jest lekarzem, więc kiedyś rozmawialiśmy o medycynie. Żona dużo czyta.
Jest polityczna?
– Bardzo. Ma poglądy…
Radykalniejsze?
– Radykalniejsze.
Naprawdę?
– Tak.
Pozamykać wszystkich.
– Nie… Nikogo nie chcę zamknąć i moja żona też nie. Ale jest bardziej bezkompromisowa.
W czym jest radykalniejsza?
– We wszystkim.

*****

Pracujemy nad pewnymi koncepcjami budowy nowego budynku Senatu

W którymś momencie wracamy do sprawy organizacji pracy mediów w parlamencie, przy okazji marszałek Karczewski wspomina, że trwają pracę nad znalezieniem nowego miejsca dla Senatu, by poprawić – jak mówi – warunki pracy parlamentarzystów.

Jak nam mówi: – Mamy olbrzymi problem ze znalezieniem miejsc dla posłów, senatorów. Często widzę posłów w Senacie, którzy pracują w nieodpowiednich warunkach. Odwiedzam parlamenty w innych krajach i widzę, że tam są lepsze warunki. Pracujemy nad pewnymi koncepcjami budowy nowego budynku Senatu. Tak, żeby Sejm miał więcej przestrzeni do swojej dyspozycji.

Łącznie z salą Senatu?
– No tak. To dotyczy też sali obrad Senatu. Są rozpatrywane różne miejsca. Tu i tam, poza obecnym kompleksem parlamentarnym.
Poza Warszawą też?
– Poza Warszawą nie. W Koszalinie też nie. Pan jest z Koszalina, więc zapewniam pana, że nie. Pan skąd jest?
Z Nowego Sącza.
– Ani w Nowym Sączu, ani w Koszalinie, ani w Radomiu nie będzie Senatu.
Panie marszałku, jak pan widzi Senat za 5-10 lat?
– Znowu mam zamknąć oczy i zastanowić się. Widzę nowy budynek z przestronną salą obrad. Być może, gdyby była taka zgoda, nie wiem, czy na ten temat mówiłem, podczas naszego spotkania z politykami opozycji, może warto rozważyć propozycję powołania zespołu do zmian w Konstytucji i zastanowić się nad wzmocnieniem roli Senatu i w jaki sposób to zrobić. Są różne propozycje. Zobaczymy.

*****

Platforma nie pogodziła się z tym, że przegrała wybory

Karczewski nie celebruje roli, jest bezpośredni, energiczny, czasem wstaje, domawia dla nas kawę. Gdy pytamy o to, co robił w słynny wieczór 16 grudnia, idzie po iPada i sprawdza w wypełnionym na zielono elektronicznym kalendarzu.

Trochę wchodzicie w buty partii władzy, bo jak “Solidarność” blokowała parlament, to marszałek Brudziński mówił: To co? Posiedzą kilka godzin, wyjdą za 3 godziny i co takiego. Może zmienia się punkt widzenia z punktem siedzenia?
– To było inne zagrożenie i analiza wskazywała na inny możliwy rozwój wydarzeń. Sytuacja była zupełnie inna. Pamiętam rozstawiane barierki, olbrzymią liczbę policjantów. Olbrzymią, nawet nie wiem, czy nie większą niż w grudniu minionego roku. I to w pełnym rynsztunku. Dokładnie to pamiętam. To oznacza tylko tyle, że budynek Sejmu musi być chroniony i wtedy też był chroniony, choć demonstracja “Solidarności” nie wskazywała absolutnie na zamiar zajęcia budynku. W grudniu ubiegłego roku było takie zagrożenie. Pojawiały się materiały instruktażowe, w jaki sposób należy to zrobić. Pojawiły się informacje o tym, że mogą być wnoszone jakieś niebezpieczne materiały do Sejmu. Było realne zagrożenie.
Był pan wtedy tutaj, w parlamencie?
– Nie pamiętam dokładnie. Chyba wyjechałem. Ale śledziłem rozwój sytuacji. W każdym razie działo się wtedy bardzo dużo.
Taka polityka się działa.
– Widzą panowie. Co my mieliśmy 16-tego? Nie wiem, czy nie mieliśmy obrad.
Chyba mieliście.
– Czy my się nie zajmowaliśmy czymś zupełnie innym. Od czasu, kiedy marszałek Borusewicz wprowadził…
Porwał Senat.
– I ogłosił przerwę, która miała trwać dłużej niż zaplanowane wcześniej posiedzenie, więc od tamtej pory bardziej wnikliwie pilnuję dyscypliny i trzymam rękę na pulsie, żeby się nic nie wydarzyło. Z tego, co pamiętam, mieliśmy obrady i jednak dokładnie śledziłem, co się działo.
Uczestniczył pan wtedy w tych naradach?
– Nie. Korciło mnie, miałem pójść, ale nie poszedłem.
Czemu prezes się śmiał?
– Może był jakiś powód, że się uśmiechnął.
Ale panie marszałku, jaki pucz, jak pan dokładnie nie pamięta?
– Nie no, jak. Pamiętam.
Naprawdę pan uważa, że to była próba puczu i przejęcia państwa?
– To była próba obalenia rządu. Absolutnie tak.
Żeby obalić rząd, trzeba mieć większość w parlamencie.
– Ale można też doprowadzić do nieuchwalenia budżetu. Dochodzą do nas również inne informacje, jak chociażby o petycji przygotowywanej do Brukseli.
To śmiech na sali.
– Można to traktować humorystycznie, ale nie można bagatelizować. Te osoby były zainteresowane tym, żeby podgrzewać tę atmosferę. Jak widzę jedną z aktorek, która mówi, że coś się naprawdę dzieje, będzie przewrót, coś się zmieni… Powiem tak: Platforma naprawdę nie mogła pogodzić się z przegraną. Mówię w czasie przeszłym, bo mam nadzieję, że już się z tym pogodziła, ale gdybyście rozmawiali panowie ze mną kilka tygodni wcześniej, to powiedziałbym, że nie może się pogodzić. Tak przyzwyczaiła się do rządzenia przez 8 lat, że nie mogła się z tym pogodzić. Scenariusz i plan był inny.
Jaki?
– Taki, żeby obalić rząd, żeby doprowadzić do wcześniejszych wyborów. Chodziło o to, żeby PiS powiedział wreszcie: nie jesteśmy w stanie rządzić. Mamy większość, ale mniejszość decyduje i my podejmujemy decyzję o samorozwiązaniu. Warto wrócić w takim momencie do tego listu, który nawoływał do nieposłuszeństwa obywatelskiego. Warto zacytować to, co było napisane. Tam nawoływano do nieposłuszeństwa obywatelskiego wobec władzy, nawoływano do tego także wojsko i policję.
Wygraliście to?
– Wszyscy na tym stracili. To nie są puste słowa i slogany, że polska demokracja przegrała, że przegrał polski parlamentaryzm. Gdyby wybory odbyły się tak, jak chciała opozycja, wcześniej, a cały czas o tym mówią, to do wyborów, jestem o tym przekonany, poszłoby mniej niż 30% ludzi, bo Polacy są zniechęceni do polityki.

*****

Liberalna twarz? Mam bardzo konserwatywne poglądy

Pan w sumie jest najbardziej liberalną twarzą teraz, spośród czołowych polityków PiS-u.
– Pierwszy raz słyszę takie określenie. Trudno mi się do tego odnieść. Jeżeli chodzi o moje poglądy, to są one konserwatywne.
Rola polityczna.
– To tak, działania, które podejmowałem, spotkania z opozycją, wychodziły naprzeciw oczekiwaniom wielu środowisk.
Widzi pan tak swoją rolę, jako mediatora po stronie władzy?
– Nie widzę tego w ten sposób.
Tak wyszło.
– Przyznaję, że dobrze się czuje w tej roli. Myślę, że Senat może być takim miejscem, gdzie można się spotykać i rozmawiać o różnych problemach. Zaprosiłem w najbliższych dniach do Senatu marszałków województw. Nie wiem, czy przyjmą zaproszenie. Będę rozmawiał z marszałkami czy przedstawicielami marszałków. Na razie marszałkowie nie wykazują szczególnej ochoty na to spotkanie. Jest zaproszenie. Mam nadzieję, że spotkanie dojdzie do skutku [spotkanie odbyło się we wtorek – red.].

*****

Byłem pierwszym politykiem PiS, który powiedział, że gdyby to ode mnie zależało, to nie poparłbym Tuska

Jest taki mechanizm, że premier się miota, mówi, że zobaczymy, co z tym Tuskiem, rozmawia z Merkel, czy ona go popiera, a prezes gdzieś wychodzi i mówi, że podjął ostateczną decyzję.
– Mogę się pochwalić, że byłem pierwszym politykiem PiS, który powiedział, że gdyby to ode mnie zależało, to nie poparłbym Donalda Tuska i podtrzymuję to. Nie poparłbym Tuska, nie popierałem, nie popieram i nie będę popierać, bo myślę, że na to nie zasłużył. Nie dlatego, że nic nie zrobił dla Polski. Ale jest art. 15 traktatu, który mówi o jego zadaniach, roli i funkcji, kompetencjach i gdyby tego przestrzegał, to absolutnie nie wtrącałby się w polską politykę. Dystansował by się od naszych wewnętrznych spraw, a nie przyjeżdżał do Wrocławia i wyrażał swoją opinię w sprawach politycznych. Nie powinien tego robić. Na drugą kadencję być może będzie rekomendowany przez swoją frakcję polityczną w PE, być może nie. To właściwie dyskusja powinna zacząć się od momentu, kiedy zostanie rekomendowany, bo w przeciwnym razie szkoda w ogóle na ten temat dywagować. W moim odczuciu nie nadaje się na to stanowisko.

*****

Politycznie źle oceniam Łukaszenkę

Ciepła rozmowa z Łukaszenką. Słynna już.
– Nie piszcie, że ciepła rozmowa. Była to dobra rozmowa i wizyta.
Pokazali pana jako pierwszego polityka, od czasów Leppera, który dobrze o nim powiedział.
– Nie martwi mnie to. Politycznie źle oceniam Łukaszenkę, to moja ocena od dawien dawna, natomiast my rozmawialiśmy o sytuacji bieżącej i o tym, w jaki sposób można w przyszłości poprawić relacje między Polską a Białorusią. Rozmawialiśmy również o Polakach mieszkających na Białorusi, o traktowaniu naszej mniejszości narodowej.

*****

To nie jest tak, że rozpoczynając rozmowę, PiS robi jakiś zamach

Co pan czuje, jak widzi pan, jak liberalne media przedstawiają PiS czy pana? Złość, bezsilność, bezradność, potrzebę, żeby coś zmienić?
– Chciałoby się zmienić, ale to trudne. Nastawienie niektórych mediów jest skrajnie niesprawiedliwe. Tak bym to ocenił. Skrajnie tendencyjne, ale cóż, trochę się do tego przyzwyczailiśmy, że takie są te media.
Jak pan patrzy na te pomysły, aby wprowadzić zmiany w funkcjonowaniu mediów? Dekoncentracja mediów. Jest pan w ogóle za podjęciem dyskusji w tej sprawie?
– Trzeba dyskutować o wszystkim. O wszystkich problemach, o tych oczywistych i trudnych trzeba rozmawiać. Trzeba rozmawiać o mediach, telewizji, ordynacji wyborczej. To nie jest tak, że rozpoczynając rozmowę, PiS robi jakiś zamach. No nie, chcemy, żeby wybory były rzetelne, obiektywne, transparentne. Jestem przekonany, że trzeba przewietrzyć samorządy. Tak się utarło, że reforma samorządowa to najlepsza reforma, wszystko idealnie i dobrze. No właśnie nie. Powstał taki kokon, struktura, która jest mocno zakotwiczona i niedostępna, trochę tajemnicza, nie w pełni transparentna.

*****

– Panie marszałku kochany. – Panie redaktorze kochany

Tu chyba głównie o to chodziło, że wprowadzenie kadencyjności miało działać wstecz. Nikt nie kwestionuje tego ograniczenia.
– Jeśli nie byłoby wstecz, a są propozycje, żeby kadencje wydłużyć do 5 lat, to byśmy ograniczyli kadencyjność do dwóch, to byłoby to najdłuższe vacatio legis, bo 10 lat. To śmieszne. Dlaczego nie od razu, tylko za 10 lat? Rozmawiamy, co ma być za 10 lat. Przepraszam. Pewnie to zostanie skierowane do TK, jeżeli zostanie uchwalone.
Przez prezydenta?
– Nie wiem.
Kokietuje pan, że pan nie wie.
– Naprawdę nie wiem.
Panie marszałku kochany.
– Panie redaktorze kochany. Nie wiem, co prezydent zrobi. Zobaczymy. Pan prezydent i ja wsłuchiwaliśmy się dokładnie w to, co mówili przedstawiciele Kancelarii Prezydenta. I mówili, że jak prezydent dostanie ustawę – tak jest zawsze… To bardzo dobrze, że prezydent ocenia. Ostatnio bardzo długo oceniał ustawę o oświacie i prowadził konsultacje z wieloma środowiskami.

*****

Naostrzyłem narty

Prowadził konsultacje na stoku?
– Nie, na stoku to jeździł na nartach. Bardzo dobrze jeździ na nartach. Ja uwielbiam jeździć na nartach. Właśnie jedziemy do Przemyśla i tam będziemy jeździli.
Z marszałkiem Kuchcińskim.
– Oczywiście, że z marszałkiem Kuchcińskim.
On dobrze jeździ?
– Bardzo dobrze. Ja też bardzo dobrze jeżdżę. Kiedyś jeździłem w slalomie gigancie, miał lepszy czas, a ponieważ to będą zawody, to zobaczymy, kto będzie lepszy. Naostrzyłem narty, nasmarowałem, trenowałem i zobaczymy.
Jeździ pan jak chirurg?
– To znaczy co? Ostro? Lubię jeździć szybko.
Precyzyjnie.
– Szybko i ostro. Ale i precyzyjnie, żeby kogoś nie uszkodzić. I siebie, bo to też ważne.

*****

Można przełożyć doświadczenie chirurga na politykę?
– Tak. Nawet cieszę się z tego pytania…
Jeżeli chodzi o cięcie pewnie…
– Nie. To nie chodzi tylko o cięcia, ale jako chirurg, a byłem ordynatorem oddziału przez wiele lat, codziennie musiałem podejmować mnóstwo decyzji. Poczynając od tego, czy chorego przyjąć do szpitala, czy nie, czy ja mam zbadać, czy ktoś inny. Chirurgia to nie jest indywidualna praca, tylko praca zespołowa, ale to również umiejętność rozmowy z ludźmi.
Ale to też bardzo autokratyczny zawód lekarski. Nie ma dyskusji.
– Właśnie jest.
Na stole jest?
– Oczywiście, że tak. No i ta umiejętność podejmowania decyzji pomaga mi w pracy politycznej.
Ma pan delikwenta na stole. Operuje go pan. Sam pan podejmuje decyzję.
– To kwestia podejmowania szybkiej decyzji, również samodzielnej, ale są i takie decyzje, kiedy prosi się o konsultacje. Czasami jest taka sytuacja przy stole operacyjnym prosi się kogoś o konsultacje. To żadna hańba ani ujma. Ale podejmuje się decyzje bardzo trudne, często dramatyczne. Zdarza się, że karetki przywożą dwóch ciężko chorych i można tylko jednego operować. Trzeba podjąć decyzję, którego operować pierwszego. To wielkie dylematy i stres.
Kiedy pan marszałek ostatni raz operował?
– Już ponad rok temu. W czasie kampanii jeszcze dyżurowałem.
Niesamowite.
– Na początku kampanii jeszcze dyżurowałem i operowałem. Od kiedy zostałem marszałkiem, to niestety nie dyżuruje. To półtora roku. Brakuje mi tego.
Spotkał pana porównywalny stres w polityce?
– Nie.
Jak pan czekał na wyniki wyborów?
– Nie. Tak się nie denerwowałem. Człowiek nie ma to wpływu. Jak panu umiera człowiek na stole, to pan ma na to wpływ.
Był pan szefem kampanii. Jak Beata Szydło szła na debatę, od której wszystko zależało?
– Mocno trzymałem kciuki, ale byłem pewny, że będzie wszystko dobrze. Byłem optymistą od samego początku.
Tak?
– Liczyłem na 43%. Byłem zawiedziony, że mamy 37% z hakiem. Liczyłem na 43%. W następnych będzie ponad 43%.
Będzie?
– Bardzo bym chciał.

*****

Jest pan bardzo senackim politykiem.
– Właśnie nie. Czasami myślę, że taki temperament polityka z kampanii wyborczej się ujawnia i to też odczuwam. Kampania – ciężka, bo to była ciężka praca, bo było dużo różnych problemów, ale muszę powiedzieć, że z perspektywy czasu to sympatycznie wspominam ten okres.
Kampanii.
– Tak. W trakcie kampanii miałem taką aplikację, która mi mierzyła czas do końca.
Pokazywał mi pan.
– Pamiętam. Pan siedział za mną w samolocie: do końca kampanii mamy 14 dni, 6 godzin i 35 minut i 28 sekund. Dokładnie to liczyłem. Jak już wyzerowało się, to zaczęło mi brakować tej adrenaliny, to czekałem na ciszę wyborczą, na 24:00 i ten spokojny, sobotni dzień. Czegoś mi brakowało. Teraz muszę przyznać, że w pracy czegoś mi brakuje. Chirurgii, kontaktu z pacjentem i operacji.
Rozmawialiśmy o tym, przed tym, jak pan wyszedł, że energia pana rozpiera, jest pan takim politykiem, który jest od tylu lat w Senacie. No i co?
– Sugeruje pan, że powinienem coś zmienić? Kadencyjność, że dwie? Która to moja kadencja? Czwarta czy piąta. Czwarta.
Lubi pan ten Senat? Musi pan lubić.
– Lubię.
To ile to lat? 20?
– 12 lat. Czy pan sugeruje, że powinienem zmienić swoje miejsce pracy?
Energia polityczna pana rozpiera i myślę, że pan bierze pod uwagę, że odegra inną polityczną rolę niż marszałka Senatu.
– Tak. Bardzo poważnie biorę to pod uwagę.
Jaką?
– Nie powiem.

*****

Jak już PiS przeprowadzi najbardziej “zamordystyczne” rzeczy i będzie potrzebował nowej twarzy przed wyborami, to pan byłby taką twarzą?
– Tych zmian przed nami jest bardzo dużo.
“Zamordystycznych”?
– Dobrych zmian dla Polski. To jeszcze reforma wymiaru sprawiedliwości, ten system tego wymaga. Pracuję również w terenie, spotykam się z ludźmi. 70-80% osób przychodzi z problemami związanym z wymiarem sprawiedliwości. Reformy wymaga np. służba zdrowia. Nie wiem, czy będziemy w stanie dokonać radykalnych zmian w tej kadencji. Nawet jeżeli przeprowadzimy je w tej kadencji, to i tak dużo zostanie do zrobienia w następnej, nie tylko w obszarze służby zdrowia.
Jaka jest pana zdaniem filozofia polityczna PiS-u?
– Teraz? Chcemy inaczej dzielić się wzrostem dobrobytu w Polsce. Polska się rozwija. Nigdy nie mówiliśmy, że Polska jest w ruinie, choć przypisano nam to w jednym ze spotów. Zniesienie dysproporcji społecznych, wyrównanie poziomu życia ludzi, na wsi i w miastach. Nie może być tak, że na wsi ludzie cierpią niedostatek, mają gorszy dostęp do lekarza, do oświaty, kultury. To trzeba zmienić, żebyśmy mieli równomierny dostęp do naszych zasobów. To ważne. Do tej pory, choć nasi poprzednicy mówili, że jesteśmy zieloną wyspą, tak nie było. Te dysproporcje i różnice były zbyt jaskrawe i to chcemy zmienić. Chcemy, by Polski nie dzielono na Polskę B i C, chcemy, żeby była jedna Polska.

*****

Też kiedyś przegramy wybory

Nie ma pan wrażenia, że się odgradzacie jednak?
– Czym? Tym, że jest pełny dostęp i do mnie przychodzi masa ludzi i dziennikarzy, a to, że stoi straż marszałkowska – tak powinno być. Zawsze przy marszałku Sejmu była straż marszałkowska i dziwię się, że nie zabiegał o to marszałek Borusewicz i dziwię się, że dziennikarze tego nie zauważyli, że tam była straż marszałkowska, a tutaj nigdy nie było. Jest i nie jest dla Karczewskiego, dla PiS-u, tylko dla marszałka. Marszałek powinien być szanowany i tak to jest.
A Macierewicz to nie jest dygnitarstwo?
– To nieszczęśliwy wypadek czy kolizja, do wyjaśnienia. Natomiast zdarzają się wypadki i także wypadki samochodów, które są uprzywilejowane. To kwestia przypadku, nie widzę w tym nic dziwnego. Żadnego odgradzania się od społeczeństwa.
Prokurator, który wzywa protestujących… Gość trzymał kartkę z napisem i ma zarzuty prokuratorskie.
– Jeżeli tylko trzymał kartkę… Nie znam się na prawie, ale za trzymanie kartki jeszcze nikogo w naszym kraju nie skazano. Być może jeszcze robił coś innego. To kwestia prokuratury. Uważam, że tak aroganckie i niebezpieczne zachowanie, gdy ludzie kładą się przed nadjeżdżającym samochodem z premier Beatą Szydło, nie pozwalają na wyjście z parlamentu posłów, gdzie jest potworna awantura, wcześniej mamy list wzywający do nieposłuszeństwa, pojawiają się instrukcje, w jaki sposób doprowadzić do okupacji Sejmu, to uważam, że jest miejsce na działania prokuratury. Sytuacja była bardzo groźna i napięta. Policjanci, którzy pojawili się w większej liczbie przed Sejmem, byli nie po to, żeby odstraszyć protestujących czy tych, którzy chcieli protestować, którzy się z nami nie zgadzają, tylko żeby po prostu nic się nikomu nie stało. Nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby doszło do rozlewu krwi, a tutaj wystarczyła jedna iskierka, żeby stało się coś bardzo złego.
To ciamajdan czy pucz?
– To jedno drugiego nie wyklucza. Był zamysł, który nie wyszedł, bo był to ciamajdan. Tak było. Natomiast wiele okoliczności wskazuje na to, że była to skoordynowana, przygotowana, akcja. Na pewno źle się stało i jestem przekonany, że Platforma już po tej akcji ma świadomość, że jest w opozycji, że przegrała wybory, że pogodzi się z tą myślą. Tak jest w demokracji, że raz się wygrywa, raz się przegrywa. My też wiemy, że kiedyś przegramy wybory.
Naprawdę?
– Oczywiście.
A kiedy?
– Tego nie powiem. Ale mam nadzieję, że mamy przed sobą jeszcze dużo czasu.
Co by się musiało stać, żebyście przegrali wybory?
– Nie wiem.

*****

Sami się zakiwali

Co jest dla pana politycznie najważniejsze?
– Politycznie najważniejsza dla mnie jest skuteczność i wprowadzenie zmian, o których mówiliśmy. Poszukiwanie również nowych pomysłów, rozwiązań. Rozmawiamy najpierw z ludźmi, a potem tworzymy program.
Jaka jest polityka? Zła, to intrygi, jakie mechanizmy pan widzi?
– Polityka jest dziedziną życia, którą powinno się pokazywać jako działanie na rzecz dobra wspólnego. Taka obiegowa opinia, że polityka jest brudna i zła, pełna intryg, to nieprawdziwa opinia. Polityka jest naprawdę fascynująca i każdy, kto wchodzi do polityki, czy prawie każdy nie może się z nią rozstać.
Przecież nie jest fascynujące zgłaszanie poprawek, tylko coś innego.
– Ale co?
No właśnie.
– Jako lekarz miałem więcej codziennej satysfakcji, wymiernej i takiej, którą każdy mógł zobaczyć, jak przychodził pacjent w ciężkim stanie i za kilka dni wstawał zdrowy i szedł do domu. To wielka radość i dla rodziny i lekarza. W polityce jest też wiele takich momentów, kiedy odnosimy sukces. Nie sukces wygranych wyborów. To też jest miłe, nawet bardzo miłe, jak się wygrywa, ale sukces w polityce jest wtedy, gdy udaje się rozwiązać realny problem, gdy udaje się coś naprawić, gdy ludziom żyje się dzięki naszym działaniom lepiej.
Ale ta gra polityczna, ta cała sprawa z tym, co się działo u pana, że wchodził prezes, zapraszaliście opozycję. Petru przeszedł, Schetyna nie. To rozegraliście opozycję. Czy to była gra polityczna?
– Co pan rozumie przez słowo “gra”? To się kojarzy z tym, że trzeba kogoś okiwać.
Jak w szachach.
– Czasami można podać rękę do zgody, a przeciwnicy wpadną we własne sieci.
I sami się zakiwali.
– W tej sytuacji to chyba trochę tak było.
To była prowadzona gra polityczna z waszej strony.
– Jeśli patrzymy z perspektywy czasu, to myślę, że zagraliśmy fair. Zrobiliśmy to wszystko z wielką pokorą, stoickim spokojem, rozwagą i mądrością. Nie daliśmy się sprowokować choć protest był przedłużany, choć zapewne oczekiwano, że będzie interweniować straż marszałkowska, ale po naszej stronie był spokój i racja i to przyniosło rozwiązanie. Tak w tej chwili, z perspektywy czasu, oceniam.

*****

Jest pan chyba rannym ptaszkiem, co?
– Różnie. Ale tak, lubię wstawać. Jak byłem młody, to spałem dłużej. Jak będziecie panowie starsi, to też będziecie wcześniej wstawać.
O 6 pan wstaje?
– Tak, o szóstej. Około szóstej.
A ile godzin snu panu wystarcza?
– 5-6.
Jak pan najchętniej spędza wolny czas?
– Pobiegać lubię, to jedna rzecz. Czasami w ciągu dnia wyskakuję, nikt nie widzi i biegam, ale to rzadko.
W tabloidach widzieliśmy.
– Ale to z rannych joggingów. Czasami, jak jest taka pogoda jak teraz, to korci mnie, żeby wyskoczyć.
Zimno chyba.
– E tam, pół godziny-godzinę i mogę 2 godziny dłużej pracować. Opłaca się w sumie. Ale nie ma takiego czasu ostatnio. Ale kiedyś się zdarzało, że w wolnej chwili szukałem okienka godzinnego i pobiegłem sobie, jak była taka piękna pogoda.
Palił pan kiedyś?
– Paliłem i wszystkich zachęcam do tego, żeby rzucili.
Jak długo pan marszałek nie pali?
– Równo 10 lat. Ani jednego dymka już nigdy w życiu, bo to naprawdę trucizna i możecie wyboldować, że to szkodzi. Jest taki plan, Finowie go mają, żeby zrobić Finlandię wolną od dymu i nikotyny. Zachęcam kierownictwo Ministerstwa Zdrowia, żeby wprowadzić i u nas. Była jedna ustawa, która szła w dobrym kierunku, ale tak, żeby Polska za 30-40 lat była wolna od papierosów.
Pan marszałek jest sąsiadem pani premier?
– Tak.
No i co, widujecie się często?
– Nie. Czasami się widujemy.
Odwiedzacie się?
– Czasami rozmawiamy ze sobą.
Lubi pan marszałek tam mieszkać? Dobrze się mieszka?
– Lubię tam mieszkać.
Towarzystwo wiewiórek panu odpowiada?
– Dokarmiam je, częstuje je orzechami, mam w swoim ogrodzie orzechy. Niezbyt dobre. Ale one jedzą z przyjemnością, a mamy duży zapas jeszcze. Rzucam im orzechy i wiem, że jedzą i są zainteresowane, bo potem zostają łupinki. Dowiedziałem się, że w Łazienkach żyje podobno 400 różnych gatunków zwierząt.
400?
– Nie wiem, czy to prawda. Będę to musiał sprawdzić.

Fot. Przemysław Cebula/Kancelaria Senatu/300POLITYKA