Niska frekwencja na demonstracji z okazji 13 grudnia to nie tylko taktyczny problem PiS, które przegrywa wieczór wśród komentatorów i w mediach społecznościowych. Rok temu Kaczyński zapowiadał w kinie „Wisła” – w przemówieniu odczytanym jako plan PiS na okres po przejęciu władzy – że masowe demonstracje poparcia dla rządu będą konieczne. Dziś w spektakularny sposób ten plan zawiódł, a sprawna maszyna mobilizacyjna PiS nie sprawdziła się – mimo gorącej atmosfery podgrzewanej tematom takim jak słowa płk. Mazguły.

O strategicznym i taktycznym zagubieniu PiS pisał dziś „Fakt”: „Kaczyński jest rozczarowany. Czym? Bo poparcie dla PiS nie urosło tak, jak sobie wymarzył” – mówi cytowany bliski współpracownik prezesa. To zagubienie najlepiej widać na krążących zdjęciach z protestu przeciwko Piotrowiczowi nawet w jego okręgu wyborczym. Zapowiadana w niedzielę konferencja przewodniczącego Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka nie tylko nie zakończyła sprawy, ale też ożywiła temat na dzień przed protestami opozycji.

„Poparcie społeczne będzie temu rządowi bardzo potrzebne, to musi być fundament. Tak jak jest na Węgrzech. Kiedy przychodzi trudna chwila jest wielki wiec, są setki tysięcy ludzi, przemawia premier. I my też musimy coś takiego zrobić” – powiedział w kinie „Wisła” Jarosław Kaczyński. To był październik 2015 roku, gdy PiS dzięki sprawnej kampanii pewnie zmierzał ku zwycięstwu.

Podobne zapewnienie pojawiło się też na pierwszym wyjazdowym posiedzeniu klubu PiS w Jachrance po przejęciu władzy. Jak pisaliśmy wtedy na 300POLITYKA, Kaczyński miał zadeklarować – już po powstaniu KOD i pierwszych masowych protestach na ulicach po wybuchu sprawy TK – że wiosną każdy taki marsz spotka się z odpowiedzią PiS.

Przed 6. rocznicą katastrofy smoleńskiej pojawiło się na krótko hasło „marszu miliona”, który PiS miał zorganizować 10 kwietnia. Jednak politycy PiS równie szybko zaczęli przyznawać wtedy, że partia „nigdy nie zapraszała na taki marsz”.

Mobilizacja na ulicach w kluczowych momentach – jak 13 grudnia – zawsze była siłą PiS jako partii opozycyjnej. Rok po wyborach ten mechanizm po raz pierwszy zawiódł w tak istotny politycznie sposób.