Od wyboru na marszałka Sejmu nie pojawił się w żadnym programie, a jego wypowiedzi medialne to wyjątek, a nie reguła. Druga osoba w państwie nawiązuje swoją formą obecności w polityce do tradycji Sejmu Niemego. Konsekwentnie od lat nie lata samolotem. Chociaż jest niewidzialny dla opinii publicznej, Sejm prowadzi twardą ręką, ucinając dyskusje i nakładając surowe kary, choć według zgodnej opinii polityków opozycji prezydia Sejmu prowadzi lekko i z dowcipem. Jego milczenie w mediach sprawiło, że twarzą parlamentu stał się Stanisław Karczewski, a twarzą PiS w Sejmie – wicemarszałek Ryszard Terlecki. Marek Kuchciński – marszałek niemy.

Gdy pytamy o to, dlaczego Marek Kuchciński nie udziela żadnych wywiadów, nie pojawia się w porannych czy wieczornych programach publicystycznych, a nawet jego setki dla mediów są rzadkością, to odpowiedzią ze strony PiS najczęściej jest albo milczenie, albo wzruszenie ramion. Tak, jakby sytuacja, w której druga osoba w państwie nie wypowiadała się publicznie – nawet po takich wydarzeniach jak spotkanie liderów politycznych – była czymś zwykłym, co nie powinno budzić żadnego zdziwienia.

Kuchciński komunikuje się w zasadzie tylko na dwa sposoby (poza wypowiedziami w trakcie prowadzenia obrad): poprzez oświadczenia i komunikaty oraz wpisy na Twitterze. Dotychczas tradycją było, że marszałek przed każdym posiedzeniem Sejmu organizuje briefing, na którym przedstawia najważniejsze punkty obrad oraz odpowiada na pytania dziennikarzy. Marek Kuchciński zerwał z tym zwyczajem.

Od polityków PiS słyszymy wytłumaczenia: Kuchciński miał nieprzyjemne doświadczenia z dziennikarzami. Dlatego podjął już dawno decyzję, że po prostu nie będzie się wypowiadał “na żywo”. I nie zmieniło się to nawet wtedy, gdy został marszałkiem. To mogłoby też tłumaczyć, dlaczego od czasu przejęcia władzy przez PiS Kuchciński systematycznie wprowadza restrykcje dla mediów w Sejmie.

To właśnie marszałek Kuchciński firmuje swoim nazwiskiem dalsze ograniczenia w dostępie dziennikarzy do budynku Sejmu. Kuluary zostało całkowicie zamknięte dla wszystkich dziennikarzy – podobnie jak część sejmowych korytarzy – a docelowo Kuchciński chce przenieść przedstawicieli mediów do innego budynku. Nieoficjalnie mówi się, że to wszystko bierze się z tego, że Jarosław Kaczyński nie lubi, gdy na sejmowych korytarzach zaczepiają go dziennikarze.

Można się spodziewać, że marszałek będzie w swoich decyzjach konsekwentny. Bo opowieści, które o nim krążą, wskazują, że konsekwencja jest jego kluczową cechą. Marszałek podobno boi się latać – jak mówi nam jeden z pierwszoplanowych polskich polityków – i dlatego wszędzie jeździ samochodem. Jednocześnie ma być niezwykle dowcipny i sympatyczny w relacjach personalnych.

Kuchciński zniknął z radaru tak skutecznie, że wielu ludzi w Warszawie, którzy umawiają polityków do swoich programów, niemal całkowicie o nim zapomniało jako o potencjalnym gościu. Pomógł w tym fakt, że Kuchciński uchodzi (ta opinia powstała na bazie jego dawnych wypowiedzi, bo teraz nie ma żadnych) za osobę, która na każde pytanie odpowie tak samo. I nie jest przy tym wybitnym mówcą, delikatnie rzecz ujmując.

Medialna próżnia po Kuchcińskim została też wypełniona przez jego partyjnych kolegów. Stanisław Karczewski po medialnej ekspozycji w trakcie kampanii parlamentarnej nie zniknął w tle – jak Bogdan Borusewicz na analogicznym stanowisku – ale de facto stał się rzecznikiem i główną twarzą parlamentu.

Marszałek Sejmu nawet nie ukrywa, że w sprawach ustaw to nie on podejmuje kluczowe decyzje. W marcu zapewniał: – Dążymy do tego, by 70 proc. projektów były to projekty rządowe. To pusta deklaracja, bo w tej kadencji kluczowe projekty – może za wyjątkiem 500+ – były zgłoszane przez grupę posłów. Tak była procedowana m.in. ustawa o prokuraturze czy zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, a także tzw. mała ustawa medialna. Ostatnio minister Czabański zapowiedział, że projekt tzw. dużej ustawy medialnej także będzie projektem poselskim.

Gdy wymagał tego polityczny interes, zgadzał się na procedowanie ustawy w błyskawicznym tempie. W ubiegłym roku jeden z projektów po II czytaniu nie został nawet skierowany do komisji, tylko od razu poddano go pod głosowanie. Wszystko zgodnie z regulaminem, ale z pewnością nie z zasadami poprawnej legislacji. Marek Kuchciński pobił w tej sprawie rekord Platformy, choć do tej pory wydawało się, że to niemożliwe.

Fot. Rafał Zembrzycki/Sejm