„13 stycznia dyskusja w KE będzie mieć orientacyjny charakter. Nie oznacza wszczęcia procedury z marca 2014 o ochronie państwa prawnego” – mówił na konferencji prasowej w poniedziałek rzecznik Komisji. To najważniejszy dla polskiej polityki sygnał z Brukseli w ostatnich dniach. W mediach opinia komisarza Oaettingera została uznana niemal za zatwierdzone stanowisko całej Komisji. Co więcej, droga do odebrania Polsce prawa głosu w Radzie – wbrew niektórym tezom w mediach – jest bardzo, bardzo daleka, z prawnego punktu widzenia nasz kraj nie znajduje się nawet na „polu startowym”. To się może jednak szybko zmienić.

Skąd wzięła się cała procedura? To rozwiązanie, które zostało przyjęte przez Komisję w marcu 2014 roku i nigdy nie było stosowane do tej pory. Ma być swego rodzaju pomostem między „opcją nuklearną” z art. 7 TUE (możliwe sankcje) a środkami perswazji politycznej. To był cel ustanowienia całego procesu, o czym wspominał jeszcze w 2012 roku ówczesny szef KE José Manuel Barroso. W ten sposób Komisja chce w lepszy sposób być „strażnikiem traktatów”. W Komisji Junckera za przestrzeganie norm państwa prawnego odpowiada jej wiceprzewodniczący Frans Timmermans.

W praktyce bowiem bardzo trudno zastosować sankcje art. 7, który dopuszcza możliwość zawieszenia prawa do głosowania, jeśli dojdzie do „poważnego i stałego naruszenia” wartości UE. Dlatego potrzebne okazało się lepsze narzędzie, które zapobiegałoby „systemowym naruszeniom” państwa prawa i ucieczki od odpowiedzialności za takie naruszenia przez państwa członkowskie. Unia stworzyła „system wczesnego ostrzegania”, który ma sprawić, że znajdą się polityczne rozwiązania kryzysu, tak aby nie trzeba było sięgać po groźby zastosowania art 7.

qe-356-en-1

Jak działa cały proces? Jeśli w najbliższych miesiącach lub tygodniach KE podejmie decyzję o rozpoczęciu całej procedury, to będzie ona składać się maksymalnie z trzech podstawowych etapów. Wszystkie oparte są na politycznym i prawnym dialogu z państwem członkowskim.

Ocena Komisji: W pierwszym etapie, „Komisja będzie gromadzić i analizować wszelkie istotne informacje oraz oceni, czy istnieją wyraźne przesłanki wskazujące na systemowe zagrożenie dla państwa prawnego”. Jeśli uzna, że takie zagrożenie istnieje, to rozpocznie się dialog z państwem członkowskim i wyśle do niego opinię z uzasadnieniem. KE będzie oczekiwać, że państwo członkowskie na tym etapie powstrzyma się od „nieodwracalnych działań” w zakresie całego procesu.

Zalecenie Komisji: W drugim etapie KE opublikuje odpowiednie „zalecenia w sprawie państwa prawnego”. KE poda też termin rozwiązania problemów. To wszystko pod warunkiem, że w pierwszym etapie problem nie został rozwiązany.

Działania podjęte w następstwie zalecenia Komisji:
W trzecim etapie Komisja będzie monitorować działania podjęte przez państwo członkowskie. Tylko jeśli te nie okażą się dla KE zadowalające, to KE może rozpocząć działania zgodnie z art. 7 TUE i przedstawić sprawę pod obrady Rady Europejskiej. Stwierdzenie „poważnego i stałego naruszenie” wartości z art. 2 TUE w ramach tego artykuły następuje jednomyślnie, ewentualne sankcje – na drodze większości kwalifikowanej. Rada może też stwierdzić istnienie „ryzyka” takiego naruszenia, większością 4/5 za zgodą PE w ramach mechanizmu prewencyjnego. To najlepiej pokazuje, jak trudno w praktyce było odebrać Polsce prawo głosu.

„Systemowe ryzyko”. Słabym punktem całego procesu jest fakt, że KE nie zdefiniowała jednoznacznie, czym mają być „systemowe naruszenia” norm państwa prawnego. Czytamy m.in. o zagrożeniu dla „trójpodziału władz, struktury konstytucyjnej, niezależności sądownictwa, systemu kontroli konstytucyjności”. Jednak ponieważ ta procedura nigdy nie była stosowana w praktyce, nie wiemy też jakie kryteria przyjmuje KE dla tych naruszeń.

W ramach tej procedury Polska miałaby w teorii pole politycznego manewru, chociaż jej zastosowanie byłoby bezprecedensowe i na pewno utrudniłoby naszej dyplomacji rozwiązywanie innych spraw ważnych dla polskiego interesu na forum unijnym. Np. ochrona polskich imigrantów w Wielkiej Brytanii, nowe rozwiązania migracyjne, powołanie Europejskiej Straży Granicznej – to wszystko ucierpiałoby, jeśli Polska znalazłaby się pod pręgierzem Komisji. O tym czy tak się stanie mogą zdecydować wydarzenia najbliższych dni i tygodni w kraju.

fot. KE/ Sébastien Bertrand CC BY 2.0)