W weekend minęło pierwsze 100 dni prezydentury Andrzeja Dudy. Od wygranych wyborów, kolejnymi gestami wobec własnego środowiska politycznego, prezydent systematycznie tracił w oczach umiarkowanych komentatorów, ale wydaje się, że stoi za tym przemyślana strategia.

W perspektywie 2020 i ambicji przewodzenia swojemu obozowi politycznemu w dłuższym horyzoncie, wyraźnie widać, że PAD skazany jest na mocno konserwatywną, prawicową prezydenturę. Taktyczną pochodną tej strategii jest udzielanie mocnego wsparcia Beacie Szydło i rozbrajanie podejrzeń Nowogrodzkiej, że nie chodzi o osłabianie Jarosława Kaczyńskiego, które byłoby zresztą z punktu widzenia Andrzeja Dudy celem niedorzecznym.

Celem Dudy, nawet kosztem utraty jakiejś części własnej popularności jest ograniczenie najściślejszego ośrodka władzy do osi Kaczyński- Duda – Szydło, tak, by nie pojawił się żaden inny uczestnik tej układanki. Z tego punktu widzenia – twardej polityki, a nie pięknoduchowskich wizji to raczej udane dla Dudy pierwsze sto dni.

PAD w więcej niż oczywisty sposób zaangażował się nie tyle w zasadzie w kampanię PiSu, lecz w projekt “Beata Szydło na premiera”. Wielotygodniowe odmawianie spotkania wówczas urzędującej premier Kopacz, miało służyć pozbawieniu jej atutu przywódcy, którego nie posiadała wspierana przez prezydenta Beata Szydło. Prezydent, przy zresztą wydatnej pomocy nieudolnych strategów PO pokazał, że zwycięstwo Platformy oznaczałoby chaos i niezgodę na szczytach władzy.

Platforma sama wybrała najbardziej niedorzeczną z możliwych strategii. Zamiast pokazać, że potrafiłaby, w wypadku kolejnej reelekcji, jakoś ułożyć sobie relacje z Pałacem, wzięła na cel – nie słabszą Beatę Szydło, lecz świeżo wybranego na 5 letnią kadencję prezydenta, w szczycie jego popularności. Duda wykorzystał serię ataków jako pretekst i z większą, czy mniejszą zręcznością, ale wszedł w rolę ofiary ataku urzędującej premier. W rezultacie i tego i zakulisowych rozmów z liderem zwycięskiego obozu – PAD otrzymał do współpracy najlepszego dla siebie z możliwych premiera – Beatę Szydło.

Andrzej Duda nie zrobił wiele, by odnieść się do szerszej grupy niż jego wyborcy. Incydentalne, a nie charakterystyczne dla 100 dni jego prezydentury było wyeksponowanie lewicowego polityka Marka Balickiego, podczas inauguracyjnego posiedzenia Narodowej Rady Rozwoju. Wydaje się, że prezydent zdaje sobie sprawę, że do walki o reelekcję i do gestów wobec umiarkowanych wyborców ma jeszcze czas.

Wszystko wskazuje na to, że strategicznym celem Dudy jest zapewnienie jak najlepszego startu nie tyle całego nowego rządu, co przede wszystkim samej premier, z którą prezydent się wyjątkowo dobrze dogaduje. Każdy alternatywny premier z PiS byłby dla Dudy gorszy.

Prezydent, zapewne wkalkulowując złośliwe opinie komentatorów decyduje się na to, by z piątkowej nominacji dla Szydło uczynić benefis Jarosława Kaczyńskiego, zapewne nie dlatego, że jest “oślepiony PiS-owskością”, jak orzekła większość komentatorów. Ale pewnie po to, by rozbroić podszepty aparatu Nowogrodzkiej, że tandem Duda – Szydło zagraża władzy Jarosława Kaczyńskiego.

Duda nie ma najmniejszego powodu, ani by osłabiać prezesa PiS, ani w jakikolwiek uchybiać jego roli. Wręcz przeciwnie, wie, że to Kaczyńskiemu zawdzięcza prezydenturę, ale i utrwalając wizerunek wiernego prezesowi PiS wyznacza elektoratowi prawicy siebie jako jego następce w perspektywie sięgającej 2020.

Zagrożeniem dla prezydentury, wyraźnie po 100 dniach się rysującym jest pułapka chaosu w ważnych momentach, niedoświadczenie i słabość zaplecza, na którą zwracają uwagę nawet przyjaźni wobec Dudy komentatorzy. Kuriozalny i niczemu nie służący wybór terminu inauguracyjnego posiedzenia parlamentu, dla uważnego obserwatora, na tle innych przejawów władzy prezydenta, pokazuje, że ta prezydentura potrzebuje więcej Łopińskiego i Szczerskiego, niż innych doradców, których głos brał górę, gdy prezydent popełniał oczywiste błędy.

W horyzoncie 5 lat prezydentury, odniesienie do największej części elektoratu jest dużo ważniejsze politycznie, niż wykonywanie gestów w stronę mainstreamowych mediów, które przegrały rząd dusz i pogubionych pomiędzy ogarniętą chaosem PO a rosnącą formacją Petru wyborców centrum. W tym kontekście między bajki można włożyć oczekiwania, że prezydent Duda będzie się otwierał na centrum. Jest skazany na mocno prawicowo – konserwatywną prezydenturę.

W politycznej grze, dla prezydenta najlepszym możliwym scenariuszem jest zamknięcie procesu decyzyjnego w państwie do trójkąta Kaczyński – Duda – Szydło i pozbawienie dostępu do niego aspirujących graczy – jak Brudziński, Ziobro, czy Gowin.

fot. Andrzej Hrechorowicz/KPRP