To, że ewentualny klub Kukiz’15 w Sejmie będzie mocno rozhermetyzowany, było wiadomo od momentu, gdy ruch pod wodzą byłego kandydata na prezydenta wystawił listy do Sejmu. Jak w soczewce widać dziś ich różnorodność, patrząc choćby po proweniencjach partyjno-ideologicznych jego przyszłych członków, którzy wywalczyli mandat i znajdą się w parlamencie. Jest ich 42. Kim są?

Polityczna mapa partyjno-ideologiczna ruchu Kukiza wygląda tak: 8-9 narodowców (m.in. Adam Andruszewicz, Sylwester Chruszcz, Robert Winnicki, Tomasz Rzymkowski, Robert Mordak), tyleż samo konserwatywnych liberałów z okolic KNP, KoLibra i podobnych środowisk (jak Jacek Wilk, Magdalena Błeńska, Tomasz Jaskóła, Bartosz Józwiak, Andrzej Kobylarz, Jakub Kulesza, Andrzej Maciejewski, Stanisław Tyszka czy Paweł Skutecki), 6-7 JOW-owców (Piotr Apel, Wojciech Bakun, Jerzy Kozłowski, Stefan Romecki, Jarosław Sachajko, Paweł Szramka); są także związkowcy, jak Jarosław Porwich czy ludzie związani z Solidarnością Walczącą – jak Kornel Morawiecki i Małgorzata Zwiercan. Jakub Kulesza związany z KoLibrem będzie rzecznikiem klubu Kukiza.

Oprócz tego w skład klubu wejdzie wielu niezwiązanych dotąd z polityką przedsiębiorców i społeczników, ale też wielu radnych, samorządowców, o różnych politycznych proweniencjach – tych będzie ok. 13-14. Oczywiście wśród nich są i liberałowie, i ludzie o poglądach w dużo większym stopniu skręcających w lewo, jak i posłowie o zupełnie innych poglądach – jak właściciel browaru Ciechan Marek Jakubiak, który już zapowiedział, że będzie naciskał na PiS w sprawie obniżenia podatków.

Wszystkich ich – jak twierdzą – łączy jedno: chęć zmiany Konstytucji. Wzniosłe oczekiwania mogą jednak szybko zderzyć się z parlamentarną rzeczywistością – klub Kukiza nie będzie miał większego wpływu na działania rządu, a już na pewno nie przyczyni się do zmiany Konstytucji w tej kadencji – i z tym, że sam ruch stoi przed zagrożeniem wewnętrznych podziałów i konfliktów na tle personalno-światopoglądowym. A te zwykle szybko wywołują polityczną erozję. Tak jak miało to miejsce w przypadku Ruchu Palikota, a później Twojego Ruchu.

Zanim nawet posłowie formacji Kukiza zasiedli w parlamentarnych ławach, słychać o pierwszych pęknięciach, gdy idzie o stosunek jednych polityków (przyszłych lub obecnych) do drugich. “Super Express” przytacza dziś wypowiedzi Roberta Winnickiego, który twierdzi na przykład, że obecność w klubie Piotra Liroya-Marca – politycznego laika, nie tylko bez partyjnych korzeni, ale i niezorientowanego w podstawowych kwestiach dotyczących prac Sejmu – jest “problematyczna”. Winnicki podobne opinie wyrażał w środowym wydaniu popołudniowych “Faktów”. Liroya broni za to Janusz Sanocki – jeden z bardziej znanych ludzi Kukiza – który nie kryje, że reprezentacja Kukiz’15 w Sejmie jest “bardzo barwna”, wskazując przy tym, iż słynny raper zdobył dużo więcej głosów, niż Winnicki. Jak mówi w rozmowie z tabloidem Sanocki: – Wiedziałem, że z narodowcami będzie problem. Jak im się coś nie podoba, to niech nas opuszczą. Może tak będzie lepiej? Bo nie będziemy mieli z nimi więcej kłopotów.

I ta wypowiedź przyszłego parlamentarzysty najlepiej wskazuje, z jakimi problemami zmagać się będzie klub Kukiza w Sejmie. Wewnętrzne spory o personalia i kompletna niespójność w kolejnych głosowaniach. Sam Sanocki zresztą – co czyni jego wypowiedź nieco paradoksalną – jeszcze nie tak dawno pisał w otwartym liście do Pawła Kukiza, by dał sobie spokój ze startem. – Doszedłem do wniosku, że może błędem było, żeśmy do tego wyborczego szamba w ogóle weszli – pisał.