Ostatnie godziny kampanii. Młodzi Demokraci przygotowują w Grodzisku Mazowieckim salę na przybycie Bronisława Komorowskiego. Jedna z działaczek krzyczy:

  • Podnieście do góry karteczki z hashtagami.

 Pytanie z sali: z czym?

 Działaczka nie zwraca na nie uwagi. Sytuacja robi się interesująca, a ja zagaduję osoby, które wyglądają na nieco pogubione: –

  • Wiedzą państwo o co chodzi?
  • Nie.
  • Chodzi o Twittera -zaczynam tłumaczyć i pokazuje telefon w którym mam aplikację.

Działacze patrzą na mnie nieufnie i w końcu pytają:

  • A to jest w internecie?

Ta sytuacja najlepiej ilustruje zmagania sztabu Bronisława Komorowskiego z mediami społecznościowymi.  Na początku kampanii chciano je zignorować, potem niezdarnie okiełznać, a później… później była już tylko panika.

Sztab prezydenta uważał, że jest w stanie narzucić światu wirtualnemu własne warunki. Politycy Platformy myśleli, że ludzie głosujący na Komorowskiego będą podawać dalej albo udostępniać wymyślane przez nich suchary. Najlepszy przykład to założona na Facebooku strona “Co na to Bronek?”. Rysunkowe wpisy były jeszcze mniej udane niż spacer Komorowskiego po Warszawie. Jeden z żartów polubiło 146 osób.

Szybcy uciekli.

Posted by Co na to Bronek? on Sunday, 19 April 2015

Przeciętna gimnazjalistka, by osiągnąć taki pułap lajków musi wstawić na fejsa zdjęcie z windy. A mówimy o maszynie, która miała wspierać kampanię głowy państwa. Nie mogło być inaczej, bo sam pomysł na tę stronę był z założenia zły. Internetowi nie da się wcisnąć takiego tworu. To po prostu nie może się udać. W takiej sytuacji robota sztabu powinna polegać na wychwytywaniu korzystnych dla kandydata trendów i podkręcaniu ich. Tylko tyle i aż tyle.

Podobnie wyglądał profil prezydenta na twitterze. Ktoś kto go prowadził znalazł sobie bardzo groteskowy sposób na redagowanie wpisów. Wygłoszone przez Bronisława Komorowskiego słowa pakował w paczki po 140 znaków i wrzucał do sieci. By wzmocnić kuriozalność tego przedsiewzięcia wybierano największe banały.

Bronek banał

Takie treści nie mogą nikogo urazić, ale i też nie mogą zdobyć popularności w internecie. W tym samym czasie twitter był już ważną cześcią kampanii Andrzeja Dudy. Kandydat PiS linkował korzystne dla siebie teksty,  odpowiadał internautom i w końcu zorganizował nawet TweetUp.  Duda pokazał też, jak ważne może to być narzędzie w sytuacjach kryzysowych swoimi wpisami wyciszając “aferę promterową”.

prompter

Najważniejsze było jednak poczucie, że za profilem Dudy stoi sam kandydat, a za kontem Komorowskiego jeden z asystentów. By poznać oficjalne stanowisko Komorowskiego wystarczy wejść na stronę, a od profilu w mediach społecznościowych oczekuje się zdecydowanie czegoś więcej. Sztab prezydenta nieco ożywił konto na twitterze w końcówce kampanii, ale niekorzystne wrażenie pozostało.

Były też rzeczy z którymi sztab Komorowskiego nie wiele mógł zrobić. Sympatycy PiS zawsze  mieli poczucie, że ich poglądy nie są w należyty sposób reprezentowane w głównych mediach. Stąd przez lata udało się im wytworzyć całą siatkę zwolenników, którzy byli niezwykle aktywni w sieci. W kampanii mocna reprezentacja w mediach społecznościowych szybko przełożyła się na linkowanie i wyniki, co najlepiej ilustruje popularna w sieci grafika.

 

komor duda

Internauci pomagający PiS byli na tyle silni dlatego, że działali spontanicznie. Gdyby wzięła się za to partia efekt byłby pewnie odwrotny. Wszyscy pamietają przecież dawną wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o internautach, którzy “piją piwo i oglądają różne filmy”. Słowa padły dawno, ale są kolejnym dowodem na to, że liderzy nie mają zielonego pojęcia, co dzieje się w sieci. Gdy kiedyś PiS brał się za internet powstawały takie pomyłki jak partyjny portal społecznościowy myPiS. Dziś Prawo i Sprawiedliwość jest jednak w lepszej sytuacji, bo sieć sympatyków zorganizowała się sama.

 Sztab Komorowskiego próbował sam trafić do internautów, ale szło to bardzo opornie. Stworzenie sieci sympatyków na potrzeby kampanii jest po prostu niemożliwe. Jedyną udaną inicjatywą w internecie była ta, która pochodziła od sympatyzujących z PO użytkowników twittera. @edzioo i @jozefmoneta wzięli się odkopywanie starych twittów Andrzeja Dudy, które mogły zrazić do niego umiarkowany elektorat.

To był lepszy krok niż cała wirtualna aktywność polityków i osób bliskich PO. Ogólne poczucie, że ich wpisy są “sztuczne” potwierdziło się w czasie prezydenckiej debaty. Działacze chcieli wypromować przekaz partii, a pokazali, że ktoś dyktuje im wpisy.

 

 duda siega

W dzień przegranej Komorowskiego sieć zalała seria wpisów o emigracji. Główną areną był Facebook. Dopiero ostateczna porażka ożywiła sympatyków PO. Wtedy, gdy było już za późno stworzyli oni swój jedyny przekaz, który zdołał się przebić.