W świecie kultury mamy modę na lata 90, które przedstawiane są już nie tylko jako „szalone” ale i nawet „kultowe”. Zaczęło się od muzyki, która wraca w wielkim stylu. Okazuje się, że w dyskotece euro-dance to już nic złego, a modny drwal wygląda po prostu jak stary fan Pearl Jam. Podobną sytuację mamy na polskiej scenie politycznej. Rzeczy z których jeszcze do niedawna wyśmiewano znów są na topie. Polska podzielona prawica z lat 90 stała się wzorem. Łączenie się przez dzielenie i dzielenie się przez łączenie znów stało się sposobem na politykę. Tyle, że teraz na lewicy.

Groteskowe kandydatury na prezydenta i wewnętrzne spory, których nie rozumieją nawet ich uczestnicy. Bycie w jednym ugrupowaniu, a startowanie w wyborach z poparciem innego. W końcu partie których istnienia nikt nie jest do końca pewien. Wszyscy myśleli, że tego nie da się powtórzyć. Polska scena polityczna staje się przecież coraz bardziej dojrzała, a lata 90 były w polityce po prostu szalone… Jeśli tak, to szaleństwo wróciło.

Jeśli jednym z pomysłów prawicy na in vitro jest pozbawianie lekarzy prawa do wykonywania zawodu, to trudno lepszy dowód, że lewica jest potrzebna. Choć nie w takim stanie. Bo dziś jej liderzy dyskredytują własne idee. Leszek Miller pokazał, że można je położyć na ołtarzu, gdy do ugrania jest większa sprawa, Palikot chyba o nich zapomniał, a inni są zamykają je w niszy.

Oczywiście kryzysy całych formacji mogą zdarzyć się i zdarzają się wszędzie. W typ przypadku najciekawsze jest to, że lewica odtwarza dobrze znane wzory. I wszyscy dobrze wiedzą do czego one prowadzą. Do ostatecznej marginalizacji. I to właśnie ona może być lekiem. Rozsypująca się lewica przybiera coraz bardziej groteskowe formy. Dwie kandydatki o wysokiej rozpoznawalności nie zdołały zebrać 100 tysięcy podpisów, a udało się to Pawłowi Tanajno z Demokracji Bezpośredniej. Zresztą, jak się okazało Unia Pracy nie potrafi nawet zapełnić przeciętnej wielkości sali, gdy przemawia jej kandydatka. Może zamiast jednoczyć wszystkie małe partie lewicowe lepiej o nich zapomnieć. Struktury? Po co komuś struktury, które nie są w stanie zebrać stu tysięcy podpisów. Zjednoczona lewica ma przecież dziś dokładnie takie samo poparcie, jak ta w rozsypce. Małe porażki nie dają liderom lewicy do żadnego impulsu do szukania nowych rozwiązań. Może ostateczna klęska pomoże. Ta w wyborach prezydenckich wydaje się pewna. By powstał AWS prawica musiała też dojść do ściany, a i to na długo nie pomogło.

Trzeba więc zdążyć przed wyborami parlamentarnymi. Jeśli prawica z lat 90 potrafiła się zjednoczyć i zdominować polityczną scenę, to i dzisiejsza lewica może się podnieść. Na razie jest na początku drogi. Na pewno w nowej formacji mają znaleźć się stare nazwiska. Zarówno Platformę, jak i PiS zakładali przecież politycy, którzy zdobywali doświadczenie w innych ugrupowaniach. Najgłośniej o nowej partii mówi Wanda Nowicka, ale trudno uwierzyć, by to ona mogła stworzyć trwałą formację. Czy istnieje jednak taka konfiguracja nazwisk na lewicy, która pozwoli skupić się na budowaniu partii, a nie wewnętrznych sporach? Na pewno nie ma wyraźnego lidera. Jest za to kilka nazwisk. Nowacka, Biedroń i Rozenek są ciekawsi niż obecni liderzy. Pewnie dlatego kolegialne przywództwo może sprawdzić się na początku. Tak jak w przypadku PO lider pozostanie na placu boju.

fot. Wanda Nowicka