Wielość, głównie treści u Ewy Kopacz, brak dobrego politycznego momentu u Grzegorza Schetyny, brak czasu na odbudowanie u Radosława Sikorskiego i pustka, brak politycznej osobowości Cezarego Grabarczyka. Analizujemy cztery niedomagania czterech rywali w PO.

Ewa Kopacz – WIELOŚĆ. Wielość słów, strategii, projektów, priorytetów, pełnomocników. Opakowań jest za dużo, a esencji za mało. Komunikacyjna matnia. W rozmowie z Kamilem Durczokiem, w 50-minutowej rozmowie z Moniką Olejnik, a nawet we w pełni kontrolowanym przekazie telewizyjnego wystąpienia, trudno było wychwycić kluczową myśl, która nada ton komentarzom. Bo tych myśli było za dużo. Niewielki przełom w komunikacji projektu górniczego dał wczorajszy jedynkowy tekst Gazety Wyborczej, odsłaniający kulisy strategii rządu w sprawie górnictwa, że mecz rząd – górnicy się jeszcze nie skończył, a jego finał nie musi być jednoznacznie korzystny dla obrońców węglowego status quo.

Ale to wciąż za mało w zalewie komunikatów i braku jasnych przekazów. Czy to, przy rozsypce opozycji fundamentalny problem? Jeszcze nie. Kopacz ma przed sobą pulpit, w ręku długopis premiera i sporo okazji i naturalnego talentu, ale czasu do startu wyborczego maratonu coraz mniej, a jeszcze nie widać nawet zalążków jasnego politycznego przesłania, z jakim Platforma miałaby przekonać swoich dotychczasowych wyborców, że warto jej powierzyć władzę na kolejne cztery lata.

Grzegorz Schetyna – MOMENT. A raczej jego brak. By sięgnąć po więcej, Schetyna może tylko czekać i nie dawać pretekstów do ponownej marginalizacji. Musi zaangażować się w kampanię PO, choćby dlatego, by nie ryzykować “wycięcia” swoich stronników na listach.

Wyborcze zwycięstwo oznacza dla niego jednak niepewność, bo doprowadzając do trzeciej kadencji PO, to Ewa Kopacz pozostanie na funkcji premiera i będzie miała otwartą drogę do zwycięstwa w wyborach wewnętrznych w Platformie. Tylko wyborcza porażka partii, albo trudne do przewidzenia głebokie załamanie notowań PO przed wyborami, przywracałyby Schetynę do gry o więcej niż ma dzisiaj.

Brak momentu, to mimo wszystko – jednak – obok jeszcze do odrobienia niedomagań PEK, najmniejszy problem ze wszystkich rywali w PO. Co prawda, oponenci Schetyny w partii zwracają uwagę, że jego pozycja wcale nie jest taka silna, jak mogłoby się wydawać z zewnątrz. Premier Kopacz co raz uciera mu nosa – przyznając na oficjalnym briefingu, że w sprawie Polaków z Donbasu wzywała go z urlopu, czy zapowiadając w Kijowie powołanie (zdaje się odrębnego od MSZ) pełnomocnika do spraw relacji z Ukrainą. Ale mimo to, obecna pozycja Schetyny jest w miarę nienaruszalna. Trudno sobie wyobrazić scenariusz, w którym na 9 miesięcy przed wyborami opuszcza stanowisko w MSZ. Ale wciąż, bez dobrego momentu, pozostaje uczestnikiem gry, a nie jej czołowym rozgrywającym.

Radosław Sikorski – CZAS. To wspólny problem Schetyny i Sikorskiego. Schetyna jest więźniem braku momentu, ale ma czas. W przypadku Sikorskiego, paradoksalnie, zwrot marszałka do posłów podczas debat „panie pośle, pański czas mija” mógłby być uznany za symboliczny.

Sikorski czasu ma coraz mniej.

Po fatalnym 2014, który był w zasadzie serią kryzysów – od “You’ll all be dead”, przez murzyńskość i “zaj…banie PiS” na taśmach Wprost, fiasko starań o Brukselę, przez Politico i katastrofalny briefing, aż po kilometrówki, koszty doradztwa Crawforda i publiczne strofowanie przez Grupińskiego i Wenderlicha. Na progu afery madryckiej, Sikorski, mimo wcześniejszych turbulencji, miał niezłe plany reformy Sejmu i wszystkie karty do gry o silniejszą pozycję. Trudno sobie wyobrazić jak w ciągu 9 miesięcy, po takich dywanowych bombardowaniach przez media, mógłby odbudować swoją pozycję i walczyć choćby o utrzymanie w fotelu marszałka, lub powrót do MSZ po październikowych wyborach.

Czy życie publiczne bez Sikorskiego, jednak polityka polskiego, od czasów Geremka i dziś – obok Tuska i Wałęsy rozpoznawalnego i szanowanego w świecie byłoby lepsze? Czy ktoś inny z obecnych liderów swobodnie rozmawiałby z Kissingerem, Pipesem, albo mógł zadzwonić na komórkę Hillary Clinton? Pewnie nie, ale podstawową kwalifikacją w obecnej polityce jest umiejętność przynajmniej nie pogarszania swojej sytuacji, mniejsza nonszalancja i większe skupienie na własnych celach. Od Sikorskiego zależy jak wykorzysta najbliższe 9 miesięcy. Zagubienie podczas ubiegłotygodniowych głosowań, zręcznie podchwycone przez Grupińskiego i Wenderlicha wskazują jednak na może chwilowy, ale jednak spadek formy.

Cezary Grabarczyk – PUSTKA. Od czasu odejścia z ministerstwa transportu, Grabarczyk przestał się z czymkolwiek kojarzyć. Może to i nawet dobrze dla niego, bo lepsze nic, niż wspomnienie obrazków pasażerów wsiadających do pociągów oknami, albo zapowiadające się na nierentowne Pendolino. Ale stanowisko ministra sprawiedliwości w historii najnowszej polskiej polityki okazywało się niebywałą trampoliną do wybicia się.

Konferencja prasowa na 100 dni, zorganizowana w szczycie sprawy zamachu w Paryżu, w dniu śmierci Józefa Oleksego i ogłoszenia kandydatury Ogórek. Ustawa o bezpłatnej pomocy prawnej, fatalnie odebrana przez świat NGOsów, ultrakonserwatywne stanowisko do projektu ustawy o in vitro zgłoszone przez ministerstwo sprawiedliwości za czasów tria Biernacki-Królikowski-Kozdroń. To pokazuje, że Grabarczyk zapadł się w polityczną nicość i doprowadził do utrwalenia wizerunku polityka nijakiego, bez pomysłu na siebie, mimo wpływu na najsilniejszą ponoć frakcję wewnętrzną w Platformie. Trudno oczekiwać, by z taką pozycją mógł sięgnąć po coś więcej w bezpośrednich wyborach wewnętrznych w PO, w których głosują wszyscy członkowie.