Podczas konferencji prasowej w centrum Warszawy, Robert Biedroń zapowiadał wznowienie kampanii wyborczej.

Nic o was bez was. To jest najważniejsze motto mojej kampanii. Kampanii, którą dzisiaj wskrzeszamy po tej wielkiej pandemii. Kampanii, z którą ruszamy dzisiaj w Polskę. Za chwilę wsiądę w pociąg i wyjadę w tę Polskę, którą dobrze znam. Nie oglądam jej z warszawskiego ratusza, nie oglądam z programów w TVN, ale oglądam ja na co dzień taką, jaka ona jest. Polskę z jej sukcesami i problemami – stwierdził kandydat na prezydenta.

Jeżeli chcemy się policzyć, to te wybory są najlepszą okazją do tego, żeby pokazać ile jest ludzi dobrej woli, ile jest ludzi, którzy mają marzenia o lepszej Polsce. O Polsce, która jest wspólnotą, a nie interesem partyjnym. Do tego zapraszam wszystkich państwa, także panią – powiedział Biedroń, zwracając się od kobiety, która do niego podeszła.

Biedroń zaczął z nią rozmawiać. Zadawała mu pytania.

Dlaczego nie wpuścili mnie do Reytana? – powtórzył pytanie Biedroń. – No właśnie, pani przypomina mi moment, w którym nie wpuszczono mnie do Reytana, do jednego z warszawskich liceów jak rozumiem – mówił.
Ja tam uczyłam przyrody – stwierdziła kobieta.
Tak? Wspaniale. Pani tam uczyła przyrody i pamięta pani moment, w którym mnie nie wpuścili do tego Reytana. Tak szanowni państwo nie wpuścili mnie dlatego – próbował kontynuować.

Wówczas kobieta stwierdziła, że podczas wspomnianej wizyty wyzwano Biedronia od „pedałów”.

No właśnie. Tak powiedzieli. No właśnie. Dziękuję pani bardzo – mówił Biedroń, starając się przerwać kobiecie.

Kobieta odeszła, by po chwili wrócić do Biedronia i de facto przejąć kontrolę nad mikrofonem.

Kocham prezydenta Dudę i Morawieckiego. A wie pan co, mój wujek to walczył pod Monte Casino i zdobyli k***a ten klasztor Benedyktynów. A naszym hymnem to powinna być o tak – w tym momencie kobieta zaczęła intonować „Rotę”.

Zgadza się pani, że Polska powinna być dla wszystkich? – pytał kobietę Biedroń.
Nie, dla Polaków – odparła
Szanowni państwo i dlatego Polska powinna być dla wszystkich – starał się mówić dalej Biedroń.

Po chwili kobieta zajęła całkowicie miejsce przy mikrofonie. Biedroń odsunął się na bok.

Naszym prezydentem jest Duda, a premierem Morawiecki. A wiesz co? Państwo posłuchajcie. Ja się nie boję. Moja teściowa jest chrzestną Leszka Millera, tego łobuza z Żyrardowa. No i co? – mówiła, a następnie zaczęła intonować piosenkę o czerwonych makach.

Wiesz kto to był Bandera? – krzyczała jeszcze do Biedronia. Następnie została  przez działaczy Lewicy grzecznie poproszona o opuszczenie konferencji, którą po chwili kontynuował Biedroń.