Kaczyński o wczorajszych słowach: Nie miałem innego wyjścia. To był imperatyw moralny

Od dłuższego czasu zastanawiałem się co zrobić w tej sprawie. Od miesięcy, od 20 miesięcy, w istocie od lat spokojnie wysłuchuje nieustannych ataków, często obraźliwych, prześmiewczych, takich zaczepek. Nie reaguję na to, ale kiedy zaczęto używać mojego nazwiska brata, to doszedłem do wniosku, że pewna miara jest przekroczona i jakieś 2-3 tygodnie temu powiedziałem sobie: jeżeli zrobią to po raz kolejny, to będę interweniować. Dlatego, że używają tego nazwiska ludzie, którzy są członkami, działaczy, często eksponowanymi formacji politycznej, która mojego brata w sposób niebywale haniebny atakowała kiedy był prezydentem i wtedy, kiedy zginął tragicznie. Formacji, która go niszczyła i moralnie odpowiada za jego śmierć, bo Lech Kaczyński nie zginąłby, gdyby był otoczony szacunkiem jaki należy się prezydentowi – mówił Jarosław Kaczyński w rozmowie z Michałem Adamczykiem w „Gościu Wiadomości” TVP Info. Jak dodał:

„Nie wiem jakie były przyczyny katastrofy smoleńskiej. To jeszcze ciągle wyjaśniane, ale jestem głęboko przekonany, że gdyby stosunek do prezydenta Kaczyńskiego był normalny, to prezydent i premier razem polecieliby na te uroczystości i do tragedii by nie doszło”

Powiedziałem to w twardych, ostrych słowach, których nie wycofuję. Gdyby nie ten krzyk na sali, to być może byłoby to troszkę łagodniej, ale sens byłby ten sam. Nie można przekraczać pewnych granic i każdy normalny człowiek reagowałby w ten sposób. Nie miałem innego wyjścia. To był imperatyw moralny – mówił dalej. Jak dodał, uważa, że uczynił dobrze.