Łuczak-Surówka: Trudno mi powiedzieć do czego prowadzą te miesięcznice smoleńskie

Na dzień dzisiejszy nie mam [zaufania do Antoniego Macierewicza]. Kiedyś miałam wątpliwą przyjemność być zaproszona na komisję, wówczas chyba posła Macierewicza. Poszłam tam, bo było tyle telefonów ostatniego dnia i pomyślałam sobie, że to będzie kolejny raz tak, kiedy nazwisko mojego męża będzie używane i moje. Pamiętam, kiedy pani Merta – nigdy jej tego nie zapomnę – wyrwała mi mikrofon i powiedziała w trybie orzekającym, że mąż dzwonił do mnie i co mi powiedział. Potem mi wyjaśniała różnicę w języku polskim pomiędzy trybem orzekającym a przypuszczającym oraz fakt, że tutaj jestem i nic takiego miejsca nie miało, a jak się opowiada pewną historię i ona jest pewnym przypuszczeniem, to używa się trybu przypuszczającego – mówiła Krystyna Łuczak-Surówka w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i” TVN24, dodając, że na komisję przyszła z kopią billingów.

Imputowanie mi takich rzeczy [ze mój mąż przeżył] uważam za nieludzkie – stwierdziła. Jak mówiła dalej:

„Trudno mi powiedzieć do czego prowadzą te miesięcznice [smoleńskie]. Na logikę. powiedziałabym, że jeżeli się od iluś lat, co miesiąc powtarza ten sam komunikat, ale nic z tego nie wynika, tzn. nie mamy jakiegoś przełomu, dochodzimy do prawdy, tylko gdzie ta prawda, to niech mi pani powie racjonalnie, po jakim czasie ten komunikat ma jakąkolwiek siłę oddziaływania? On jest po prostu niczym”