Taka krytyka ze strony polityków rządzącej partii nie spotkała jeszcze żadnego prezydenta USA na tradycyjnie najbardziej z nimi zaprzyjaźnionych wyspach brytyjskich.

Były lider Torysów i wieloletni minister pracy w rządzie Camerona – Ian Duncan Smith (IDS), dołączył do grona prominentnych polityków Partii Konserwatywnej, którzy w mocnych słowach odnieśli się do spodziewanej interwencji Baracka Obamy w brytyjskiej kampanii referendalnej.

– Wizyta Obamy w UK to wynik błagania go na kolanach przez Camerona, żeby pomóc mu wymusić na Brytyjczykach głosowanie za pozostaniem w Unii – mówił IDS w Waszyngtonie: – To nie jest jego sprawa jak zagłosujemy – dodawał.

Były lider Torysów w krytyce Obamy, dołączył m.in do Borisa Johnsona, który stwierdził, że to hipokryzja, by prezydent USA naciskał Brytyjczyków do pozostania w UE, biorąc pod uwagę amerykańskie przywiązanie do własnej niepodległości.

Zamiary przybywającego w czwartek do Londynu Obamy skrytykowała też jedyna Azjatka w konserwatywnym rządzie: – W Stanach nigdy nie tolerowanoby praktyki, że duża część prawa powstaje gdzie indziej – mówiła Priti Patel.

– To są jednak wybory krajowe, nie wyobrażam sobie, byśmy jeździli do innych krajów wzywać do głosowania. Jesteśmy w stanie sami podejmować decyzje bez podszeptów z zewnątrz – mówiła Patel.

Do krytyki Obamy dołączył też Chris Grayling, konserwatywny lider Izby Gmin: – Myślę, że zaangażowanie Obamy można wytłumaczyć tylko tym, że prezydent USA nie zdaje sobie sprawy jak wiele suwerenności oddaliśmy Brukseli i jak wiele naszych pieniędzy jest wydawanych gdzieś indziej.

Barack Obama z Michelle przylatują do Londynu w czwartek. Plan wizyty obejmuje lunch z okazji kalendarzowej, 90-tej rocznicy urodzin królowej Elżbiety II, kolację z książętami Williamem i Harrym oraz wspóny townhall z Davidem Camerobnem z udziałem brytyjskiej młodzieży, na którym ma paść deklaracja Obamy w sprawie utrzymania związków kraju gospodarzy z Europą.