Dyskusja związana ze słowem „terminator” i tym, czy prezydencka kandydatka SLD Magdalena Ogórek przypomina Terminatora (bo chyba o tę postać chodziło Grzegorzowi Schetynie? Jeśli tak, to chyba możemy założyć, że minister nie oglądał wszystkich filmów z serii) to idealny pretekst, by przypomnieć anegdotę związaną z polskim kinowym tytułem, pod jakim pierwszy film z serii był u nas wyświetlany:

(…) w salce przy ulicy Mazowieckiej, w Centrali Dystrybucji Filmów, wyświetlano Terminatora dla cenzora, plastyka, komisji wieku i dziennikarzy (…). Po projekcji przeszliśmy do gabinetu kierowniczki działu programowego. Zaczęła się dyskusja na temat tytułu. Terminator? – ktoś zaproponował pozostanie przy tytule oryginalnym. To u szewca – zbiła go z tropu jedna z pracownic. To może Eksterminator? To całkiem inny film, chodzi na pirackich kasetach – odpowiedział plastyk. Ostatecznie stanęło na Elektronicznym mordercy. Pod takim tytułem film wszedł na polskie ekrany. Wiele razy słyszałem potem pytania: Co za idiota wymyślił taki tytuł? No cóż, pora zdradzić tajemnicę: tym idiotą byłem ja. |Konrad J. Zarębski|Terminator, Gazeta Wyborcza – Gazeta Telewizyjna, nr 209/2001, str. 7 (za Terminator Wiki).

Zabawne, jak czasami można rozpoznać, dokładnie kiedy dane słowo zmieniło znaczenie. Poza tym, to chyba jedna z tych rzeczy kalibrujących – jeśli wiesz, co to Elektroniczny morderca, lub wręcz byłeś/byłaś na tym filmie w kinie, to z dużym prowadopodobieństwem można założyć, że urodziłeś/-aś się w PRL-u.